Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:784.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:06
Średnia prędkość:17.39 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:56.04 km i 3h 13m
Więcej statystyk
  • DST 62.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

ciepła, pozytywna Sowa

Wtorek, 8 października 2013 · dodano: 08.10.2013 | Komentarze 4

Wprost niesamowicie mi się dzisiaj spało, od niepamiętnych czasów tak dobrze nie spałem. Aż nagle zadzwonił budzik i nawet mnie nie wkurzył. Nawet chyba mu specjalnie podziękuję bo dzień dziś wspaniały, wszystko jest piękne i kochane. Nawet spory pies który wybiegł na drogę okazał się kochanym pieszczochem który chciał towarzystwa. Aż nadto. Przebieg towarzysząc mi całą Michałkową, jednak nie chciał odpuścić wraz z końcem wioski. Zatrzymałem się, on też, ale po chwili ruszył dalej drogą zamiast zawrócić. I tak wlokłem się za nim aż do rozwidlenia dróg, on pobiegł w swoją stronę, ja w swoją. Bałem się, że się nie odczepi ode mnie i po pierwsze będzie mi płoszył koty, a po drugie to nie chciałbym go zaholować na Sowę...

Dalej już tylko kochane koty, kochane krowy, kochane rozdarte ryje wycieczki szkolnej na szczycie. Heh, "patrzcie wjechał tu rowerem" no wjechał dziwne prawda? Może jestem chory albo chociaż jakiś głupi. Liczyłem, że na szczycie nie będzie nikogo albo parę takich innych dziwaków co to po górach się kręcą zamiast na pejsie siedzieć. Ale nawet to dzisiaj nie było w stanie zepsuć mojego wspaniałego nastroju. W sumie to nie wiem czy wypada używać zwrotu "kochane" w stosunku do tej wycieczki bo coś czuję że mimo wspaniałej pogody dziewczyny mogły być nie letnie a zimne. Suchar taki, a co :)

Nad jeziorem spotkałem słońce wychodzące zza chmur
Jezioro Bystrzyckie © cremaster

Natrzaskałem tam zdjęć jak Japoński turysta
Jezioro bystrzyckie © cremaster

przerwa na kota
Kot pasterski © cremaster

Na szczycie standard
Wieża © cremaster

Na podjeździe zielonym do czerwonego zero ludzi, na zjeździe niebieskim zero ludzi, zero wiatru, słońce, ciepło, czegóż chcieć więcej? Zjazd niebieskim do przełęczy Walimskiej no, no, całkiem fajny. Dwa razy musiałem zejść z roweru w miejscach gdzie zdecydowanie to nie na mój rower i nie na moje umiejętności. Na fragmencie gdzie jest płasko i bez kamieni co zrobiłem? Przeskoczyłem przez kierownicę. Ostatnio umilam sobie czas takimi ewolucjami. Dzisiaj poprawiałem sobie pantalony i nagle hop lecimy. Lądowanie pewne ale bez telemarka. Cały ten pozytywny dzień majty postanowiły też oznajmiać mi uczucia w sposób zdecydowanie odmienny od tego który lubię ;)
Kawałek niebieskiego © cremaster

A z przełęczy pojechałem dalej w dół niebieskim, szkoda było dnia na tułanie się po asfaltach.
Niebieski szlak z Przełeczy Walimskiej © cremaster

O ile poza szczytem Sowy nie widziałem żywej duszy, tak zajeżdżając z powrotem na przełęcz zobaczyłem dwie okazałe turystki :D
Turystki © cremaster



  • DST 95.00km
  • Czas 05:19
  • VAVG 17.87km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

(prawie) Woliborska z Rudą

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 05.10.2013 | Komentarze 1

Nie wiem od czego zacząć, będzie trochę chaotycznego pisania.

Na Przełęczy Walimskiej gonił mnie harcerz którego początkowo chciałem olać bo widzę gościa w śmiesznym zielonym stroju to myślę że może leśniczy nie chce mnie na szlak wpuścić. Ale okazało się że to harcerz z prośbą o odszukanie jakiś mrówek na szlaku bo mu się pogubiły. Mam awersję na tą organizację odkąd idąc pieszo na Ślężę szli za mną jak cień bo nie wiedzieli jak iść. Mapa wyrywana z rąk do rąk, kompasy, a te ciecie nie potrafiły iść za pomalowanymi drzewami. Doszło do tego, że robiliśmy sobie absurdalne przerwy co chwilę, a oni to samo. Masakra. Dziś powtórka. Znalazłem ich, wszyscy patrzą w mapę i nikt nic nie kuma. Oczywiście odpowiedzieli mi że sami zorientowali się że źle poszli. Tak, tak.

Przerwa na zwierzaki
Śpiący bohater zeszłego odcinka © cremaster

Tytułowa Ruda © cremaster


I tak po Sowich leciałem w kierunku Przełęczy Jugowskiej z której zaplanowałem sobie przejechanie się podpatrzonymi u Lei autostradami. Jeszcze przed Jugowską trochę się rozczarowałem bo błoto wyschło, a było takie wspaniałe na zielonym szlaku.
z kamyka na kamyk przeskakuje sroczka, nikogo nie kocha tylko kocie oczka © cremaster

Turlam się po tym kamieniach, a tu nagle sru zza pleców gość na fullu i tyle go widziałem :D
Wracając do autostrad. Mój świat przewrócił się do góry kołami, do tej pory autostradą nazywałem coś co przy tym jest brukową drogą.
Gładka jak futro dobrze odżywionego kota, względnie kobiece bądź kolarskie nogi(co kto woli) © cremaster

Założyłem, że skoro to takie gładkie i szeroki drogi to będzie też płasko. Kurde, a okazało się że jechałem windą góra, dół, góra, dół i tak w kółko. Ostre podjazdy, długie podjazdy, nawet fajnie. Gdy się zapomni że to droga w lesie to same plusy. Szeroko, gładko i zero ruchu. Nie licząc robotników dopieszczających tą drogę. Bliżej Woliborskiej zabawę psują rynny w drodze ale można to przeżyć. Do samej Woliborskiej nie dojechałem, zaczęło brakować mi czasu, musiałem być o 15 w domu bo Borussii mecz;)
Brakowało też sił, wracałem tą samą autostradą, chciałem z Bielawskiej polany zjechać zielonym, ale gdzieś się skrył i musiałem zaliczyć dwa duże podjazdy. Między Bielawską a przełęczą złapał mnie ostry kryzys, zaczęło odcinać mi prąd ale jechałem dalej. Z tego fragmentu pamiętam tylko koparkę i bardzo pozytywną rowerzystkę, ale że praktycznie nic na oczy nie widziałem to zostają mi domysły kto to mógł być. A i już praktycznie na przełęczy oprzytomniałem gdy zobaczyłem perfidnie zaparkowany samochód blokujący wyjazd z autostrady. Wtedy już wiedziałem że jestem w piekle, ale wciąż żyję.
heh © cremaster

Śnieżka © cremaster

Później położyłem się na kierownicy i pomknąłem w dół do śmierdzących Pieszyc, na tych paru kilometrach zjazdów zdecydowanie lepiej się poczułem, ale nie na długo. Przed Lutomią trafiłem na Józka wiozącego traktorem świńskie łajno do internetu. Masakra, śniadanie i dwa batony chciały wrócić. Dobrze banana że nie brałem bo to już byłby koniec. Całą drogę powrotną nachodziły mnie ciągle dziwne myśli, czasem mądre jak o tym że ja uciekam zegarkowi przez prawie 100 kilometrów a Bartosz Huzarski uciekał 240 kilometrów peletonowi. Szacun. A czasem prześladowała mnie pieśń o dupie Zaciera wraz z "jesteś zwycięzcą". Tak na zmianę.

Pod domem molestowałem kocie futro o 15:01, udało się, kim jesteś? jesteś zwycięzcą.
Zajechałem się strasznie dziś, ale to w sumie dobrze. Czasem fajnie dostać po tyłku żeby nabrać trochę pokory.
a pazurem chcesz? © cremaster


Najlepsze na koniec, wypieprzyłem się zjeżdżając ze ścieżki rowerowej pod galerią w stronę rzeki haha
Wszyscy dookoła będą się śmiać z ciebie
i będą mówili że jesteś barszcz wartościowy
kim jesteś? jesteś zwycięzcą!


A Borussia przerżnęła 2:0, trzeba było dojechać do Woliborskiej.

  • DST 69.00km
  • Czas 03:56
  • VAVG 17.54km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

czarny/niewidzialny w Głuszycy

Czwartek, 3 października 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0

Jedno zdanie marudzenia. Nabłądziłem się na początku strasznie bo mnie inne szlaki strefy przyzwyczaiły do świetnego oznaczenia, a na czarnym nie było nic. Dopiero w miejscu gdzie szedł razem z zielonym coś się czasem nieśmiało pojawiało.

A poza tym wspaniale. Zdecydowanie najtrudniejsza trasa jaką jechałem. Strome podjazdy (do Skalnych Bram dojechałem bez żadnej zrzutki z roweru, na śmiesznym crossie, jechałem natchniony jakby mnie Maja Włoszczowska pobłogosławiła), wąskie singielki z przepaścią po jednej stronie(i moim lękiem wysokości) i ostre zjazdy (kamienisto-skalnych nie zjechałem, zbyt pro wyglądały ale miękkiego błotnego nie odpuściłem, w trakcie zjazdu błędnik poinformował mnie że po czymś tak stromym jeszcze nie jechałem). Dzisiejszy dzień utwierdził mnie w przekonaniu, że w przyszłym roku muszę poderwać jakąś fajną dwudziestkę szóstkę albo dwudziestkę siódemkę z połówką :)

A wszystko to zaczęło się wcześnie rano od miłego spotkania
laski © cremaster

i mgieł
Jezioro Bystrzyckie © cremaster

kwa, kwa © cremaster

mgła © cremaster

parę kilometrów dalej
Skalne Bramy z daleka © cremaster

i z bliska © cremaster

Ślęża © cremaster

Tablica Skalne Bramy © cremaster

Skalne Bramy to bardzo przyjemne miejsce, ale musiałem się stamtąd szybko ewakuować bo chciało mnie zdmuchnąć. I tu był problem bo nagle rozgałęzienie na cztery ścieżki a oznaczeń niet. Najbardziej w lewo na zamek Rogowiec(praktycznie nic z niego nie zostało także nawet zdjęcia nie zrobiłem), potem na sam szpiczasty szczyt góry (korciło ale nie przy tym wietrze), następna nie wiem gdzie i czwarta to ta właściwa. Pozwiedzałem sobie klnąc na tym wietrze.
Widok ze Skalnych Bram © cremaster

no i lecim w dół
bajka © cremaster

poezja © cremaster

To tyle. Przez ten brak oznaczeń zacząłem w pewnym momencie żałować że na Sowę nie pojechałem, ale nie wymiękłem i jechałem dalej po tropach rowerowych kół w zamarzniętym błocie. Było warto :)
dzień dobry, chciałbym ubezpieczyć rower w Gotar © cremaster

KOTar gupi człowieku, KOTar © cremaster



  • DST 27.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 16.70km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wzgórza Kiełczyńskie

Wtorek, 1 października 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0

Początek miesiąca uszczęśliwił mnie porannym szkoleniem prawdopodobnie na temat "skuteczne taktyki usypiania nudnym szkoleniem". Żeby chociaż ciastka były to coś można by wynieść z takiego szkolenia. Babeczka prowadząca ciągle wpatrywała się we mnie prawdopodobnie dlatego że jako jedyny wykazywałem oznaki zachodzących procesów myślowych, ale nie wiedziała że zamiast myśli o tym co mówiła w głowie trwała dyskusja Sowie? Kiełczyńskie? a może Głuszyca?

Czasu nie było zbyt wiele więc pomknąłem blisko na Kiełczyńskie. 1 października miau być trochę inny, lecz znowu zostało mi bycie sam ze sobą. I z górami. Góry będą zawsze, nie urwą się jak hejnał.

uwielbiam © cremaster

morze jest do d © cremaster

asfalt jest do d © cremaster

asfalt ma sześć liter a liczba sześć to lidl © cremaster

Wiatraczek hihi © cremaster

Świdnica © cremaster

Mercedes W115 © cremaster

ps
we wrześniu nie dokręciłem do planowanych 666 km, jaki wstyd. Ale to tylko przez to że w niedziele deptałem Sowę i Ślężę za grzybami, mnóstwem grzybów.
Kategoria 0-50 km