Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:392.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:24:07
Średnia prędkość:16.25 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Suma podjazdów:4845 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:56.00 km i 3h 26m
Więcej statystyk
  • DST 65.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 16.96km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Podjazdy 1034m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sowa...

Wtorek, 31 grudnia 2013 · dodano: 31.12.2013 | Komentarze 2

..to już pewne. To ostatnia Sowa w tym roku :)

Wielka sowa
Sowa © cremaster
Właściwie to dziś chciałem coś się pokręcić po Ślęży, ale jak rano zobaczyłem co tam pojeździli Lea i Toomp tak szybko stwierdziłem, że jestem cienki bolek i nie jadę tam bo będzie wstyd swój wpis robić:)

Nie będę się rozpisywać nad dzisiejszym dniem. Tak tylko krótko zamelduje, że śniegu ubyło na tyle że można na luzie podjechać z przełęczy walimskiej. Za to wesoło było na zjeździe czerwonym rowerowym, właściwie u góry było czysto, za to już przy samej Rzeczce lód na którym się... a przepraszam, wcale się nie wywaliłem tylko rowerka uciekła spode mnie a ja wylądowałem na nogach z rowerem leżacym pomiędzy nogami i tak suneliśmy po lodzie kawałek. Nie mam pojęcia jak ja się na nogach utrzymałem, jednak rowerzyści to genialni akrobaci, szkoda że przypadkiem nikt tego nie nagrał :D
Czerwony szlak na wielką sowę
A to przed szczytem trochę dobrze zmrożonego śniegu © cremaster


Kotek
Kotek na koniec © cremaster

A tak naprawdę na koniec chciałbym zrobić małe podsumowanie roku tego. Rok powrotu na rower, rok przejściowy przed podjęciem decyzji co dalej robić. Czy połykanie setek kilometrów w poszukiwaniu czegoś fajnego czy może jednak adrenalina MTB. Właściwie gdzieś w lipcu byłem zdecydowany, że to pierwsze. Potem przyszedł sierpień, wiele się wtedy zmieniło w głowie i nie tylko w niej. Niby w sierpniu jeszcze pykłem swoje rekordowe 120 km, potem we wrześniu raz 109 km ale to już było podczas gorącego romansu z terenem... Trochę później pierwszy raz wjechałem na Sowę i przepadłem na dobre w błocie i kamieniach :)

Kotek
zdjęcie z mojego przepastnego kociego archiwum © cremaster

To zdjęcie dobrze oddaje ten mijający rok. Według mojego kalendarza był to rok kota, następny też będzie rokiem kota. Można powiedzieć, że to doktor Kot. Kocie mruczenie ma właściwości regenerujące kości, więc nie bez powodu ocierał się o moje kolano. Cel na najbliższy czas to zrobienie porządku z kolanami, tylko ten brak zimy przeszkadza mi w koncentracji na ćwiczeniach, właściwie można użyć słowa rehabilitacji... Obuduje się mięśniami i będą śmigać :)

Cele na przyszły rok:
- wcale nic nie muszę :)
- no ale na Sowę wypadałoby wjechać
- uchylę rąbka tajemnicy, będzie przesiadka na coś normalnego do jazdy w terenie. Opcje są trzy: 26, 27,5 i trzecia opcja zrodzona nie dawno i jeszcze nie przemyślana dobrze (coś u kogoś na bikestatsie podejrzałem i spodobało mi się). Jeśli chodzi o 26 to już dawno mam upatrzony rower, 27,5 chciałbym bardzo ale tu największym problemem są... kolory. W odpowiadających mi kolorach są te najdroższe i najtańsze, to co pomiędzy jest obrzydliwe... Trzecia opcja byłaby najbardziej przyjemna, ale portfel mógłby tego nie przeżyć.
- nie napiszę, że chcę przejechać więcej niż w tym roku bo to nic trudnego
- jak spadnie metr śniegu i ściśnie 30 stopniowy mróz to może ogarnę htmla i blog zacznie wyglądać lepiej (jeśli czegoś nie zepsuje)
Śnieżka
Całkiem przypadkiem wkleiło mi się tu zdjęcie Śnieżki... ;)  © cremaster

  • DST 66.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 16.71km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 1028m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

(nie) ostatnia Sowa tego roku?

Czwartek, 26 grudnia 2013 · dodano: 26.12.2013 | Komentarze 5

Miał to być wyjazd taki sam jak wiele innych, ale szybko okazało się że będzie całkiem inaczej. Gdzieś na podjeździe w terenie pojawia się Ona. A to dopiero psikus, fakt doganiam ją ale tak lekko kręci młynkiem pod górę, a blond włosy wystające spod kasku latają na tym halnym. Może tak się zapytać czy ona tak zawsze czy tylko dlatego, że zrobiło się ciepło? Nieee, przecież sam nie lubię być traktowany jak niespodziewana atrakcja turystyczna albo jak jakiś cudak co z choinki się urwał. Głupie pytania poszły w niepamięć, okazuje się że jest bardzo sympatyczna i też twierdzi że najlepsze błoto to takie co z przedniego koła leci.

No i kurde zadzwonił budzik, wymyśliłem sobie jazdę w ciemnościach porannych żeby zdążyć przed świątecznym folklorem. Ech, no trudno. Szybkie rozeznanie się w necie co się dzieje w pogodzie, bo wczoraj wszystkie prognozy wymyślały deszcz, a ICM nic takiego nie widział. Prawda leżała gdzieś pośrodku, na radarze coś tam niby było więc stwierdziłem, że wracam do łóżka, może znowu się przyśni. No przyśniła, łaciata kotka sąsiadów...

Drugie podejście do startu, coś koło godziny dziesiątej. Strasznie późno, wieje, a w dodatku boli kolano. Od kilku dni coś mnie tam teges, powinienem odpuścić ale nie mogłem. Oj tam, o tam. I tak odpuściłem kilka dni, a w szczególności wczorajszy. Planowałem sobie uczcić narodziny słońca podziwiając wschód w górach. Nawet nie pamiętam czy pogoda była rano, no ale ostatecznie nigdzie nie pojechałem. Ale to było wczoraj, a dziś to dziś.


Trasę wybrałem taką jak zwykle hehe, ponieważ wolałem jechać z twarzowiatrem niż halnym z boku. Zaraz po wyjeździe z miasta przemówił sam Strzybóg:


- Radosławie, Ty i Twoje bolące kolano rzuciliście mi wyzwanie. Przyjmuję je, wiatr będzie wiać z wielką siłą, jeśli dacie radę zdobędziecie mój szacunek i w drodze powrotnej przewieje Ci tak tyłek że nawet nie poczujesz kiedy dojedziesz do domu. Ale zaprawdę powiadam Wam, jeśli wymiękniesz i zawrócisz to i ja zamienię wiatr z południowego na północny byś jechał z pyskowiatrem, a całą tą krainę pokryje śnieg i nie odpuści do czerwca.


Zaskoczony pod nosem zamruczałem:

- kurde, ten barszcz był za mocny


Pisząc to trochę żałuję, że nie zrobiłem wcześniej z kilometra trasy by mieć alibi do przetestowania tego co zepsuto zmieniono na lepsze w bikestatsie. Łał, można dodać skreślony wyraz, ale działa to tylko na początku tekstu. Zaczynam rozumieć tą falę hejtu, jakbym nie był w miarę rozgarnięty w tym temacie to nie wiedziałbym jak wsadzić przekreślony wyraz gdzieś w środku. Ostatnio też zepsuto zmieniono na lepsze gpsies. Pochlastać się można. Podglądu też nie ma i nie wiem czy zabłysnąłem znacznikami i czy w ogóle mój słowotok będzie widoczny :D


Już wracając do samej jazdy.

Tu ma być zdjęcie, jak nie będzie to proszę zajrzeć do innego wpisu z Wielkiej Sowy i tam gdzieś powinno być zdjęcie wieży. W sumie ucieszyłem się, że można dodawać bezpośrednio zdjęcia, ale dupa bo limit.

Wieża wielka sowa
Zima na Wielkiej Sowie © cremaster


Wyjechałem w ostatnim możliwym momencie, gdy dojechałem na Przełęcz Walimską na parkingu stało tylko kilka samochodów. Na Sowę pomknąłem fioletem, trasa przejezdna, trochę błota, trochę lodu. Banał, po drodze trochę ludzi. Puchowe kurtki i płaszczyki miały zaskoczone miny, a na wysportowanych kijkach nie robiłem żadnego wrażenia. Banał trwał do czerwonego już na sam szczyt. Tam gruba warstwa miękkiego śniegu, trzeba było prowadzić niestety. Wprowadzając już na bramie na szczycie idzie rodzinka z wąsatym wujkiem który rzuca żarcikiem że trzeba było zmienić opony na zimowe. Hahahehehehłehłe jaki oryginalny żarcik. Zjazd po tym śniegu był łatwiejszy, mimo slalomu między turystami. Tutaj było spoko, schodzili mi z drogi dokładnie tak jak chciałem, chyba telepatycznie ich na szlaku rozstawiałem. Cuda zaczęły się niżej, robiło się później i w góry napłynęło to co najgorsze. Nierozgarnięte tłumy z psami, pieskami, psinkami, pieseczkami. Oczywiście wszystko luzem. O ile jeszcze właściciele psów są na tyle świadomi, że łapią je/zapinają w smycz jeśli widzą rowerzystę, grzeszą tym puszczaniem luzem ale im można im jeszcze wybaczyć. Najgorsi są jak zawsze właściciele tych takich śmiesznych pchlarzy, tych wyrobów psupodobnych latających jak poje*ane po całym szlaku ku uciesze swoich właścicieli którzy ciesząc się razem z pieskiem kiedyś wpadną mi pod koło. Najlepsza była paniusia ze swoim uroczym yorkusiem (to nazywają psem?), już z daleka widziałem reakcję na mój widok, już myślałem że stanie się cud i złapie to coś na łapach, ale nie, skończyło się na komendach "czekaj piesku". Jakże żałuję, że nie udało się dokonać szprychami uboju rytualnego na tym kundlu. Już kiedyś byłem bliski tego gdy na DDRze podobna paniusia szła z czymś takim ino trochę większym. Zapiszczał, ale między szprychy nie wpadł. A paniusia chyba popuściła. Właściwie to nie wiem czemu się tak rozpisałem.


Tak szybko kończąc, opiszę jedno zdarzenie po którym szlag mnie trafił i krew nagła zalała. Zjeżdżając na odcinku między osadą co się chyba zwie Tonowice a Michałkową/Młyńską po jednej stronie są skały i taki dość ostry zakręt w którym przez owe skały nie widać co jest dalej w zakręcie.Sama droga ma szerokość samochodu i miejsca na rower. Zjeżdżając widzę, że jest tam dużo piachu więc stwierdziłem, że jednak zwolnię i z prawie zerową prędkością przejadę ten zakręt. I to jedna z lepszych decyzji w moim rowerowym życiu. Gdybym pojechał tam z normalną prędkością wydupiłbym w wesołą rodzinkę idącą całą szerokością jezdni, od pobocza do pobocza. Młodzi rodzice z wózkiem, dziadki, wszyscy oni równie głupi i w dodatku rozmnażają się. Jechałem rowerem, mogłem trzepnąć jedną osobę, może dwie, a gdyby jechał samochód? Nawet gdyby miał te 30 km/h, ile było czasu na reakcję? Koło sekundy? W sekundę to nawet sportowcom nie staje:) Gdybając dalej, teraz w górach jeździ mnóstwo niemiejscowych tablic, a w dodatku kierowcy mogą być w różnym stanie... Byłby temat dnia dla hiena24. Nie lubię przemocy, ale ustawiłbym ich w rządku i lał po pysku do oprzytomnienia.

Tu gdzieś powinny być zdjęcia kotów.

Jak ktoś doszedł do tego miejsca to podziwiam. Pozytywnie kończąc przy tamie spotkałem duży rodzinny peleton, z 10 osób jak nie więcej. Szok, zamiast pojechać blachosmrodem wsiedli na rowery. To było bardzo pocieszające :)


Kotek
coś dzisiaj chciałem z kotami zrobić... © cremaster Kotek
...ale nie wypaliło bo to koty © cremaster

A tu gdzieś jest mapa i dupa nie ma, link wylądował gdzieś tekście. W dodatku cały tekst jest jednym ciągiem, super.



o super teraz jest, jakie to wszystko teraz łatwe

Przez te zmiany przypomniał mi się pewien filmik (tu ma być co z youtube ale oczywiście i ta opcja nie działa tak jak powinna).

ps Zapomniałem o najlepszym i jedynym co ważne w dzisiejszym dniu. 26 grudnia, rowerem na Wielką Sowę w krótkich spodenkach. Nananana, musiałem to napisać mimo, że zimnolubne ssaki mogą tego nie przeżyć ;)



  • DST 50.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 15.96km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tułanie się po Ślęży

Środa, 18 grudnia 2013 · dodano: 18.12.2013 | Komentarze 3

Przeglądając ostatnio bikestatsa zauważyłem, że Świdnica zaczęła zajeżdżać Ślężę. Nie lubię jej kamienistej natury z perspektywy siodełka, ale poszukując czegoś lżejszego postanowiłem wpisać się w ten trend. Raz na jakiś czas można, a że na Ślęży wiosna to nawet fajnie było. Na szczyt nie wjeżdżałem, plan był na bardzo krótką jazdę zielonym z Przełęczy Tąpadła. Plany planami, było fajnie więc zmieniłem na jazdę zielonym, misiowym, jakimś pomarańczowym, czarnym, chyba jeszcze gdzieś mi mignął niebieski, potem jakaś drogą przecinającą żółty przy skalistym podejściu pod Wieżycę, dalej po wschodniej stronie czarnym, potem jakąś tam drogą z powrotem na przełęcz. Łatwe co nie? Jedyne co fajne w Ślęży to te dziesiątki dróg, dróżek, ścieżek, ścieżynek, krzyżujących się wzajemnie i przemiennie :) Bez zbędnej gadaniny
Wschód jest pełen słońca © cremaster

Wschód jest pełen słońca © cremaster

Wschód jest pełen słońca © cremaster

Na Sowie wciąż zima © cremaster

A na dole jaka pora roku? © cremaster

Skalna perć © cremaster

Mongoose © cremaster

Wirkowski :3 © cremaster
Kategoria 0-50 km


  • DST 61.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 15.12km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 1016m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wywiało mnie na Walimską

Niedziela, 15 grudnia 2013 · dodano: 15.12.2013 | Komentarze 2

Dziś miało być lajtowo. Miało. Góry dziś dawały wyraźne znaki, że nie chcą rowerzystów.
Chmury nad górami to zawsze zły znak © cremaster

W Świdnicy i parę kilometrów za nią było całkiem spokojnie. Tym razem na Przełęcz Walimską jechałem przez Rościszów. Niedaleko gór zaczęło mocno wiać. Luzik się skończył, ale to nic dla moich nóg. One świetnie zaczynają ciągnąć, szkoda że to zima...
W Rościszowie na końcu kostki było całkiem wesoło. Przód jechał w inną stronę, tył w inną. Taka sytuacja :)
Na którymś przystanku tłum podnieconych na mój widok babć. Jakoś tak mam, że jarają się mną bardzo bardzo młode, albo bardzo stare. A te z targetu to tak sobie, żeby nie napisać że wcale :D
Pomnik poległych w I wś Rościszów © cremaster

Na Przełęczy kilka samochodów co trochę mnie zaskoczyło. Nadal ślisko, ale jakby trochę lepiej się zrobiło. Może pogoda pozwoli na grudniową Sowę?
Zjazd zielonym do czerwonego i kurs na Lutomię. Trochę błota, trochę lodu ale głównie twarda dobrze zmrożona nawierzchnia, miodzio.
Zielono mi © cremaster

Jak ostatnio tu byłem to te tabliczki były tylko na mapie © cremaster

Pomnik ku czci nadburmistrza Świdnicy Rudolfa Thiele © cremaster

Ruiny kościoła ewangalickiego w Lutomii i piękno segregacji © cremaster

Z Lutomii dalej czerwonym, potem przez łąki do żółtego.
I tu parę spraw. Początek strasznie śliski, stromo a w dodatku wmordewind i to nie byle jaki. I ja to podjechałem zaskakując samego siebie. Gdy byłem już wyżej ujrzałem widok piękny, aczkolwiek biorąc pod uwagę ile jeszcze pagórków do podjechania to wcale nie było mi wesoło. I ten wiatr...
Przez góry przewalają się ciężkie chmury, na żywo widok znacznie ciekawszy © cremaster

Chmury połykały kolejne szczyty, spływały po zboczach do dolin. Bajka. Rano ICM nie przepowiadał załamania pogody, gdy wróciłem do domu okazało się że już to widzi:) I jak tu nie kochać gór?
Pamiątka po Ksawerym, w Michałkowej jest taka sama © cremaster

Kawałek dalej wciąż na łąkach nad Lutomią trzy zielone terenówki i grubi faceci w śmiesznych czapkach urządzili sobie strzelaninę w lesie. Miałem trochę stracha bo kask mam biały i jadąc gdzieś przez krzaki taki grubas mógłby pomyśleć że to tyłek sarny. Chyba nie ja jeden miałem obawy bo w lesie mnóstwo ludzi. Najpierw spora grupka takich raczej ogarniętych górzyście na ogniskowała się na drodze, potem dwóch starszych prowadziło swoje bialutkie mtbki pod górę, trochę niżej niedzielny folklor z pieskiem na rękach. Sielanka gdyby nie ten ołów w powietrzu.
Wyjeżdżając z lasu byłem szczęśliwy bo teraz wiatr będzie mnie brał od tyłu. Na smarknięcie od Świdnicy fajne się skończyło, pod tyłkiem miękko-kapeć w tylnym kole. Nie zaglądałem jeszcze do opony, po ostatnim kapciu postanowiłem jednak nie wymieniać dętki tylko ją załatać. Chciałem przetestować łatki, teraz się okaże czy to łatka puściła czy nowa dziurencja.

Niezidentyfikowany ptaszek, nie znam się na ptaszkach © cremaster

Chciałem zaciągnąć rady u specjalisty, ale odparł tylko"daj spać człowieku, ja whiskas jadam" © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 71.00km
  • Czas 04:27
  • VAVG 15.96km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 1014m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Walim na żądanie

Piątek, 13 grudnia 2013 · dodano: 13.12.2013 | Komentarze 3

Ostatnio było dobrze, ale nie aż tak dobrze żeby nie mogło być lepiej. Czułem niedosyt. A na niedosyt najlepsze są Grządki!

Początek nie wróżył sukcesu. Już na samym początku Michałkowej jeszcze przy jeziorze niczym grom z tego bezchmurnego nieba trafiła mnie myśl, że to niepoważne jeździć po górach w połowie grudnia. I kolejna myśl żeby może zawrócić w stronę Dziećmorowic, strzelić te czterdzieści parę kilometrów i styknie. A potem może ktoś czytając to powie "łał, tyle to nawet nie chce mi się po pokoju jeździć". No to będzie niepoważnie.

Spragniony ostrych podjazdów pojechałem w lewo górą przez Michałkową, do niedawna jeździłem tylko w prawo, dołem, ale od pewnego czasu na dole psy chcą mnie pogonić razem z budą więc teraz tylko górą jeżdżę. I świetny tam jest podjazd z maksymalnymi 18%. Zabawa przednia.
cieniutka warstewka chmur oddzielająca zimno na dole od ciepła na górze © cremaster

Ślęża © cremaster

a obok Ślęży widać wystające z mgiełki Wrocławskie Kształty Falliczne(Wrocław powinien być miastem partnerskim Rzeszowa) © cremaster

Widać Wrocław, nieźle. Ale to nie wszystko.
To coś ma linii horyzontu to najprawdopodobniej Elektrownia Opole, dokładnie 100 km w linii prostej © cremaster

Dalej wio na Przełęcz Walimską przez Glinno, taki mój standard, ale lubię i wciąż mi się nie nudzi.
Na Przełeczy jest gdzie posiedzieć © cremaster

Na Sowę raczej się nie wjedzie, chyba że z kolcami.
Przypadkiem odkryłem dlaczego jest tam tak ślisko* © cremaster

*gratis profesjonalne obuwie kolarskie Najek Nieździerajek SPD KGB EKG ze wstawkami z włókna węglowego i kevlarowymi nićmi.

Nic po mnie na przełęczy więc spróbowałem zjechać niebieskim szlakiem i udało się, przejezdny był. Myślałem, że jeśli nie pierwszy tamtędy zimą zjeżdżam to chociaż w doborowym towarzystwie świetnych bajkerów. Hmm, cieniutki slick odciśnięty w błocie jawnie zdemotywował mnie. Albo jakiś miejscowy jechał po krowy, albo jakiś totalny szalony wariat.
Śnieg tak twardy, że gdybym miał opony 2 cale z hakiem i 50 kg wagi to nie byłoby śladu © cremaster

Nieźle się jeździ na 36 calowych koliskach © cremaster

Śnieżka to raptem 50 km © cremaster

Świdnica, trochę na lewo od środka gdy się przyjrzy widać McDonalda © cremaster

Po niebieskim szlaku chwila zastanowienia co robić dalej. Wciąż nie byłem nasycony, miałem mnóstwo czasu więc pomknąłem zaliczyć Grządki.
Podchmurny Walim i domki wijące się w górę czyli... © cremaster

...Grządki © cremaster

Tam już pełne zaspokojenie w jeździe pod górę. Planowałem zjazd czarnym szlakiem przez kompleks Włodarz, ale już nie chciało mi się jechać w niepewny teren. W ten sposób pierwszy raz zjechałem przez Sierpnicę. O ile do tej pory drogi nie były śliskie, tak zjazd tam fragmentami to była figurowa jazda na lodzie. Ale wszyscy wrócili cali i zdrowi. Tylko po tym zjeździe dodatkowo pod wiatr czułem się jakiś taki malutki.
Najfajniejsza (po Sowie) góra świata Ruprechtický špičák © cremaster

Mniej więcej tyle daje mi jazda po górach © cremaster

Na koniec mały żarcik zamiast kota :)
Oczywiście jak zawsze o tej porze roku na trasie Walim-Sierpnica zalega śnieg, nawet gdy wokół go już prawie nie ma © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 56.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 17.23km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 753m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Któryś tam raz na Walimskiej Przełeczy

Środa, 11 grudnia 2013 · dodano: 11.12.2013 | Komentarze 2

Myślałem, że rozwód z rowerem będzie dłuższy a tu nagle zima się skończyła. W ten sposób wszystkie ambitne plany treningowe poszły w niepamięć, trza jeździć:) Miałem w tym wpisie wykpić sobie coś stukając w klawiaturę w rytm punkowej wersji "O Ela" wykonanej przez Janusza Radka, ale tak naćpałem się podjazdominą że już mi wszystko jedno i drugie:) Byłem na ostrym głodzie górotykowym.
Hehehe niczym Żyła w reklamie.
Create Yourself © cremaster

Zakładałem sobie na dziś sprawdzenie czy po Ksawerym Wielka Sowa dalej jest na swoim miejscu.
Jest © cremaster

Próbowałem wjechać, ale jechać się nie dało. Trasa była pokryta dziwną substancją, coś pomiędzy wodą, śniegiem i lodem, albo tym wszystkim w jednym.
Przełecz Walimska © cremaster

Plan B zakładał wspinaczkę na Grządki, ale zamoczyłem buty na przełeczy i trochę lipa była, więc poturlałem się powoli w dół do Rościszowa. Po wyjeździe na okropne płaskie tereny okazało się że mocno zawiewa z boku, a gdy mijająca mnie z naprzeciwka ciężarówka prawie zrzuciła mnie z roweru to wprowadziłem Plan G czyli jazdę miejscami o których nikt nie wie gdzie są.
Eurovelo R9 na odcinku Zadupie-Zadupie. © cremaster

Można powiedzieć, że dzisiejszy wyjazd bez większej historii. Żadnych kotów na wioskach, za to mnóstwo szczekającego EPO dopingującego do szybszej jazdy... Możliwe, że duża ilość drugiego wpłynęła na brak pierwszego. A, no tak. Rano na rondzie patrzę, że kierowca nie patrzy. Chyba przysnął po nocce. Gdy się ocknął to hamulec w podłogę. Ale rowerzysta patrzył, kierowca jadący za śpiochem patrzył, więc obyło się bez ofiar. Potem wracając zakręt w prawo, z naprzeciwka jedzie samochód, a z tyłu słyszę że ktoś nie odpuszcza i chce mnie wyprzedzić więc będzie gorąco. Palce na hamulec, lekko na pobocze i mija mnie na milimetry... karawan. Kurde, może dostałbym zniżkę na swój pogrzeb.

Na koniec coś pozytywnego :)
Wesoły Przystanek © cremaster

I coś co powinno być na początku.
Słońce wyłazi zza złej góry © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 23.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 15.68km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Schron Dowodzenia Wojsk Radzieckich

Czwartek, 5 grudnia 2013 · dodano: 05.12.2013 | Komentarze 4

Chyba zacznę od tego, że postanowiłem mimo fajnej pogody cyklozę zamienić na biegunkę i inne takie. Także wpisów teraz będzie (chyba) mniej bo postanowiłem nie wpisywać ile to przebiegłem, podniosłem, wypociłem, jakie tętno miałem itd.

I dzisiaj w ramach urozmaicenia bardzo krótki wypad pod Świdnicą póki wiatr jeszcze nie zrzucał z roweru. Miejsce o którym niedawno się dowiedziałem, potem zapomniałem by przypomnieć sobie przy bunkrach fabryki materiałów wybuchowych.

Schron Dowodzenia Wojsk Radzieckich © cremaster

Śmieszne, od urodzenia mieszkam w Świdnicy a nic o tym nie wiedziałem:) I nie wiedziałem jak tam dokładnie dojechać co skończyło się spacerem przez las.

Byłem sam i w dodatku z rowerem więc nie pakowałem się do środka, tylko ot tak rzuciłem okiem korzystając ze swojej latarynki.
wejście © cremaster

Z tego co można wyguglać powstał on w latach 70 i właściwie tyle. Gdzieś pojawia się informacja, że to było rezerwowe stanowisko dowodzenia. Możliwe, że to miejsce jest tak mało znane, że nie powstała żadna teoria spiskowa:(
No dobra, przyznaje się wlazłem trochę do środka szybko rozejrzeć się. Spory budynek, ja tam jeszcze wrócę w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Schron Dowodzenia Wojsk Radzieckich © cremaster

Kręcąc się nad schronem usłyszałem że coś się w lesie porusza. Takie dosyć szybkie i równe łamanie gałęzi. Podejrzewałem że to może ktoś na rowerze, ale niczego nie widząc powoli ulotniłem się stamtąd.
A jak we wtorek biegałem to zalew był zamarznięty :o © cremaster