Info
Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Luty1 - 3
- 2015, Grudzień14 - 7
- 2015, Listopad13 - 4
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień20 - 36
- 2015, Sierpień25 - 75
- 2015, Lipiec13 - 34
- 2015, Czerwiec12 - 28
- 2015, Maj17 - 37
- 2015, Kwiecień11 - 18
- 2015, Marzec11 - 13
- 2015, Luty9 - 21
- 2015, Styczeń5 - 7
- 2014, Grudzień13 - 10
- 2014, Listopad11 - 17
- 2014, Październik13 - 20
- 2014, Wrzesień9 - 15
- 2014, Sierpień12 - 6
- 2014, Lipiec11 - 3
- 2014, Czerwiec12 - 10
- 2014, Maj16 - 18
- 2014, Kwiecień12 - 23
- 2014, Marzec6 - 5
- 2014, Luty8 - 10
- 2014, Styczeń6 - 10
- 2013, Grudzień7 - 21
- 2013, Listopad10 - 34
- 2013, Październik14 - 33
- 2013, Wrzesień12 - 10
- 2013, Sierpień12 - 2
- 2013, Lipiec7 - 3
- 2013, Czerwiec6 - 1
- 2013, Kwiecień1 - 3
- 2012, Czerwiec3 - 0
- 2012, Maj10 - 0
- 2012, Kwiecień7 - 0
- 2012, Marzec12 - 2
- 2012, Luty3 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
jestem świetlikiem
Dystans całkowity: | 1224.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 76:36 |
Średnia prędkość: | 15.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.00 km/h |
Suma podjazdów: | 19365 m |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 47.10 km i 2h 56m |
Więcej statystyk |
- DST 54.00km
- Czas 03:32
- VAVG 15.28km/h
- Podjazdy 1133m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Najt srajt
Sobota, 5 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 6
Budować napięcie czy nie?Plan zrodzony tydzień temu w przewspaniałą letnią niedzielę. Zakładał on zrobienie czegoś co przyćmi moje wszystkie wcześniejsze dokonania i na tym koniec, żadnych szczegółów nie wyjawię bo jestem zły :P
Jeszcze nie wystartowałem i już był problem, zaliczyłem opóźnienie przy starcie. To było o tyle ważne że chciałem zaliczyć pierwszy przejazd przez las (Bystrzyca Górna-Michałkowa) jeszcze za dnia. Było to o tyle istotne bo istniało pewne ryzyko że może mi zabraknąć prądu. Była jeszcze jedna kwestia. Wiedziałem, że jeśli miałem gdzieś spotkać dziki w ciemności to właśnie tam. No i spotkałem :D Parę fuknięć z gęstwiny poinformowało mnie że nie jestem tu sam. Nic strasznego, zatrzymałem się i poczekałem chwilę na rozwój sytuacji. Zgodnie z przewidywaniami dziki postanowiły się wycofać na widok świecącego czegoś. Na granicy zasięgu latarki zauważyłem dwie sztuki gdy przechodziły na drugą stronę drogi. Dałem im jeszcze parę minut żeby odeszły na bezpieczną odległość i pojechałem dalej :)
Na szczycie Michałkowej robię sobie mały postój. Podziwianie nieba, smski, przebieranki. Zaczęło się robić naprawdę zimno i rozbierając się żeby się ubrać poczułem się trochę morsem :D W pewnym momencie orientuję się że mój striptiz przyciągnął uwagę jakiejś lisicy. Lisy są ciekawskie :) Na postoju dochodzi jeszcze do czegoś innego, ale o tym później.
A i zorientowałem się że nie wziąłem apteczki, moje obowiązkowe wyposażenie na nocne jazdy :/
Postanawiam trochę zmienić trasę. Żeby trochę nadgonić na Przełęcz Walimską podjeżdżam asfaltem zamiast prawidłowo podjeżdżać niebieskim szlakiem. Na Wielką Sowę grzecznie fioletowym. Tu zaczynają mi dokuczać oczy, szczypią, są suche. Nie kumam o co chodzi, łapię za okulary... no tak, nie mam okularów. Zostały na miejscu przebieranki. Nie ma szans na dalszą jazdę bez okularów. Przez chwilę przechodzi mi przez głowę myśl żeby jednak dojechać chociaż na szczyt, ale to bez sensu oczy nie przetrwają zjazdu (chyba powinienem wytłumaczyć że jeżdżę w soczewkach i wysuszenie oczu to jest tragedia). Jakbym był kobietą to bym usiadł na drodze i ryczał. To byłoby dobre dla oczu więc siadam i jedyne co mi się udaje z siebie wycisnąć to soczyste przekleństwo. Czekało mnie trochę zjazdów, trochę zamykałem oczy ale i tak już prawie na ślepo do Glinna dojechałem. Teraz podjazd więc było lżej. Dojeżdżam do miejsca postoju, okulary zabłysły w świetle latarki... Miałem pomysł żeby może skoczyć na Śleżę ale oczy tak mnie bolały że pozostawał tylko powrót do domu. I ta noc skończyła się jedzeniem pizzy o 1 nad ranem ;)
W związku z tym że prognozy na noc mówiły o deszczu i innych cudach miałem niesamowicie ciężki plecak. 10kg? 15kg? Nie wiem, jeszcze z taką nadwagą nie jeździłem. Jeśli w ogóle można mówić o jeździe z taką masą. Rower się jakoś durnowato prowadzi, oczywiście musiałem się podpompować bo sagu miałem z 50%. Ale to musi być jazda mając 50 kg wagi :D
Kategoria jestem świetlikiem
- DST 40.00km
- Czas 03:03
- VAVG 13.11km/h
- VMAX 53.00km/h
- Podjazdy 705m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Kto rano wstaje temu dalej gorąco
Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 10
Przy aktualnych temperaturach aż prosiło się o nocną jazdę, ale burze skutecznie mi w tym przeszkodziły. Skoro nie ma się tego co się lubi to wstaje się rano by zaznać odrobiny ciemności.O 4 rano w mieście gorąco, za miastem mgły w których jest gorąco i mokro. A gdzieś daleko resztki burzowych chmur i dzisiejszy cel.
Jadę bardzo luźno, żadnej spiny zwykły relaks. Po drodze żadnego rowerzysty i tu się pytam kiedy jeździcie jak nie rano? :D
Na Tąpadłach jeszcze spokój, podjazd na Ślężę taki spokojny. Jestem pierwszy? Pod szczytem mijam parę schodzącą w dół. Jeden rzut oka i już wiedziałem co oni tam robili jeszcze parę minut temu ;) Gość musiał mieć wielkie działo bo niósł wielki statyw. Nie to co moje chybotliwe statywy za 5 zł :D
Dobra do sedna. Paczyłem wczoraj na mapę, paczyłem i nagle moją uwagę przykuł kawałek szlaku o nazwie "wysoki spad". Szybki rzut oka w google i jest jedna wzmianka o nim na forumrowerowym
Jest też fajny szlak o nazwie wysoki spad
Fajna nazwa i fajnie przecina poziomice. Bo Ślęża proszę państwa jest górą inną niż inne:) Poganie, sekciarze, onaniści, kosmici, Mongoose, fałszujący organista to jeszcze nie wszystko co można tu znaleźć. Tutaj wiele dróg ma swoje nazwy. Moim faworytem jest droga dzikiej świni. Urocze.
Początek zjazdu czerwonym, mokro ślisko.
Tak ślisko że nie złapałem ostrości.
Za granicą rezerwatu w zakamuflowane lewo i jestem już na wysokim spadzie. Ani on wysoki, ani spad. Ot mało Śleżańska droga pokryta liśćmi, później zarośnięta przez krzaki. Nic ciekawego. No dobra, coś mnie tam zaintrygowało i wrócę tam jeszcze (jeśli nie zapomnę) bo musiałem uciekać przed popularnością wśród komarów.
Później to już niebieskim rowerowym do drogi Piotra Włosta do Polany z Dębami by przelecieć się w dół żółtym. Moje kolorowe kolano trochę bolało na zjazdach więc odpuściłem sobie coś więcej na Raduni i pomknąłem asfaltem w dół niczym Mark Renshaw na TdF. No dobra, jak jego połowa. Chociaż się starałem, to licznik dobił tylko do 53 km/h. Szybciej to tylko lecąc w przepaść i to nie jest wcale takie pewne przy tych oporach :)
Kategoria jestem świetlikiem, 0-50 km
- DST 102.00km
- Czas 07:06
- VAVG 14.37km/h
- VMAX 55.00km/h
- Podjazdy 2466m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Nakarmić robactwo
Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 3
Podczas kręcenia kilometrów nie ucierpiało żadne zwierze, taką mam nadzieję.Przepraszam dziewczyny spod Orła za oślepienie, ale o tej godzinie to się śpi.
Dziękuję terrorystom parkującym pod tamą za to, że tzw. władza postanowiła wprowadzić ruch jednokierunkowy. A kontrapas gryzie. Terrorystom bo nie chcę pisać znowuż że burakom.
Gratuluje sobie za zakup żurawinowego Isostara, dawno niczego gorszego w ustach nie miałem. Z braku laku może robić za klej.
Żaby, żaby, wszędzie żaby. Nawet na podjeździe jedną prawie rozjechałem. Na zjazdach żadnej nie widziałem...
Pierwsza setka w tym roku, ostatnia była ponad rok temu Pierwsza seta Spectralalala i tak właśnie wygląda mojsza definicja Ęduro. Toż to nawet Bill Clinton powiedział "Wytrzymałość, głupcze!". Wpis ostro chaotyczny, nie ukrywam że jestem fanem Kazimierza Staszewskiego więc to taki mój kolejny zlew powszedni.
Początek tradycyjnie. Glinno, niebieskim do Przełeczy Walimskiej, potem fioletowym. Chciałem z fioletowego na zielony ale trafiłem na sypialnie much i uciekałem stamtąd w podskokach. Tak przy okazji, wyrównali fioletowy, wyrównali czerwony, normalnie szpilkostrady. To pewnie z okazji zeszłotygodniowego maratonu mtb żeby przypadkiem nie było zbyt trudno? Wredny, oj wredny ;)
Szybkie zdjęcie kota na szczycie, wszystko tam było szybkie. Zaatakowały mnie jakieś małe muszki, możliwe że z Albanii. Teraz jest już spoko, ale rano miałem ręce w czerwone kropki :/ W ostatnim Ślężańskim wpisie zapomniałem wspomnieć o spotkaniu czterech prawilnych gościach bez koszulek na rowerach komunijnych, beka jak wuj. Jakoś mi się to teraz przypomniało.
Zjazd czerwonym przez schroniska, o dziewczynach już wspomniałem. Nie da się oderwać ręki od kierownicy by pyknąć latarki na spokojnym nocnym zjeździe ;) Na dole coś śmierdziało, ale nie byłem to ja.
Dalej asfaltem w dół przez Sierpnicę, pierwszy raz tej nocy zrobiło mi się chłodno. Jaka ulga.
Kierunek Szpiczak, bez większych historii.
Nie pytać co to na mapie pod Szpiczakiem, nie pytać.
Nawet nie próbowałem zjeżdżać, załapałem mały kryzys jak zwykle przy wschodzie słońca. Wilkołaki, słońce, taka sytuacja. Cisza.
W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos ze Świdnicy. - Dupa nad koło, nikt nie woła.
A w Zagórzu bez zmian
ciach ciach nie ma darmowej reklamy
Kategoria >800m n.p.m., 100-200, jestem świetlikiem, Strefa MTB
- DST 25.00km
- Czas 01:00
- VAVG 25.00km/h
- VMAX 50.00km/h
- Podjazdy 281m
- Sprzęt Wajperka
- Aktywność Jazda na rowerze
Rundka po pracy
Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 0
Jazda nocą jest najlepszą jazdą na świecie. Tylko jakoś zimno ;) Kategoria 0-50 km, jestem świetlikiem
- DST 73.00km
- Czas 05:32
- VAVG 13.19km/h
- VMAX 41.00km/h
- Podjazdy 1555m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocny Radek
Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 05.06.2015 | Komentarze 11
Długo to we mnie siedziało. Ciągle jednak coś stawało na przeszkodzie. Wreszcie udało się. Godzina 21 start, zachód słońca a ja jadę na południe! Po przygodę, po chwilę intymnego kontaktu z górami. Tylko ja, rower i góry.W głowie kilka wariantów trasy. Konkrety zaczynam od niebieskiego szlaku do Przełęczy Walimskiej. Po drodze imprezka pod lasem, raczej ludzie pozytywni. Przy samej Przełęczy parę samochodów i parę osób opierających się o fury. Dziwnie milczący, coś mnie tknęło i wygasiłem się do minimum żeby przypadkiem nie prowokować. Jakaś zła aura od nich biła. Uff, ostatni ludzie tej nocy...
Zdjęcie z cyklu piękna i bestia oraz księżyc z lewicy zdjęcia.
Podjazd na Sowę bez rewelacji, żadnych zwierząt po drodze co mnie nieźle zaskoczyło. Najważniejsze że na szczycie był umiłowany Władca który opalał się w blasku mojej latarki.
Fajnie, fajnie, ale to nie Sowa była tej nocy gwoździem programu. Lecim na Kalenicę!
Na podjeździe na Słoneczną musiałem się zatrzymać by trochę odpocząć. Bez sensu, zwyczajnie brakło mi sił. Jak mawiał święty Łukasz pewnych spraw nie oszukasz, moje ostatnie problemy zdrowotne musiały zostawić jakiś ślad. Osiągając szczyt na Kalenicy uświadomiłem sobie, że niby noc a do tej pory nie ma o czym pisać. Nie ma o czym opowiadać, ale przecież dla wielu taki wypad nocą samotnie w góry to coś łał i w ogóle. I co ja mam opowiedzieć, że no byłem pojechałem i wróciłem. Lipa. Na Kalenicy ładuję się na wieże.
Koordynaty priorytetowego celu dla rakiet wujka Władimira 50°40′59″N 16°36′40″E A to że w nocy wygląda uroczo to nic nie zmienia. Ja też w całkowitej ciemności wyglądam uroczo.
W pierwszym planie Dzierżoniów, w tle Wrocław a pomiędzy Ślęża z czerwonym nadajnikiem na szczycie.
Zdjęcia nie oddają tego jak wygląda świat z wieży oświetlony księżycem. Bajka.
Powrót na Wielką Sowę. Wreszcie coś się zaczyna dziać. Zaraz za Przełęczą Jugowską natykam się na mnóstwo świeżych, pachnących kup:) których przy pierwszym przejeździe nie było. Najwyraźniej jakieś stado tam się kręci. Rozglądałem się, nic nie widziałem. Za to z trawy wyszedł bardzo zaciekawiony Młody.
Ciekawski świata, dosyć nie ufnie ale podchodził coraz bliżej. Wytłumaczyłem mu żeby nigdy więcej nie zbliżał się do ludzi, bo ludzie są źli. Chyba zrozumiał bo spokojnie odszedł oglądając się co chwilę. Podjechałem kawałek dalej i też obejrzałem się za siebie by sprawdzić czy przypadkiem za mną nie biegnie. Liska nie było, zobaczyłem jednak coś innego.
Z pozdrowieniami dla wszystkich których przeraża wizja bycia samemu w ciemnym lesie :D
Drugie szczytowanie na Sowie już bez kota więc nie ma o czym pisać. Zjazd niebieskim przy porannych zorzach. Cała noc w górach, brutto prawie osiem godzin. Tego było mi trzeba.
ps
Siedząc sobie nocą na Kalenickiej wieży nie mogłem się pozbyć myśli, nic to osobistego, faktycznie może jestem cipą ale z jajami! ;)
ps2
W dodatku jestem gapa bo zapomniałem o jednej fotce z niebieskiego szlaku
I jeszcze słowo o kwestiach technicznych. Na dwie latarki poszło mi 12 ogniw 18650 różnej pojemności. Nie oszczędzałem i często zmieniałem przed rozładowaniem. W pełni naładowanych zostało mi jeszcze 6 także luzik. Jak ktoś tu kiedyś napisał akumulatory szły jak chusteczki przy pewnych filmach :D
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km, jestem świetlikiem
- DST 65.00km
- Czas 03:48
- VAVG 17.11km/h
- VMAX 40.00km/h
- Podjazdy 1507m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Noc jak noc, raczej ciemno niż jasno
Sobota, 8 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 5
Myślę, że ogromna liczba ludzi maskuje swoje szaleństwo. Przypuszczam, że wielu mogłoby odkryć dla siebie dużo nowego, gdyby odważyło się to szalone pudełeczko otworzyć. Może tak być, że wszystkie psychiczne choroby są jedynie nieumiejętnością obcowania z tym pudełeczkiem, zamrożeniem go lub otwarciem w nieodpowiednim momencie. Albo otwarciem i wypiciem całej fiolki naraz. Może dewiacje to jedynie źle dozowane szaleństwo? To bardzo prawdopodobne.
Łukasz L.U.C Rostkowski
Mądre słowa na początek, które stały się dla mnie bardzo bliskie. Nie będę smęcić bo to nie miejsce na to, a i wiadro endorfin przywiezione z gór nie pozwalają mi na smęcenie. Start jakoś po 19, bezchmurne niebo, cel Wielka Sowa. Naprawdę muszę coś więcej pisać?
Przy okazji chciałem przedstawić moich nocnych przyjaciół.
Niebieskie 2900 mAh
Różowe:) 2200 mAh
Srebrne pojęcia nie mam, mało jakoś
Na jednym niebieskim dojechałem do Przełęczy Walimskiej, jakaś godzina czterdzieści na latarce 2.8 mA więc jest nieźle ;)
A Convoy S2+ z kolimatorem świeci tak, no prawie tak jak na zdjęciu. Bez szerokokątnego obiektywu nie da się złapać jak szeroko świeci. Wszelkie typowe rowerówki mogą się schować i spalić ze wstydu.
Coś jednak wypadałoby napisać, tylko trudno pisać gdy ocieka się zacieszem. Łatwiej przychodzi marudzenie, taka już polska natura. Po paru kilometrach dostałem podmuch wmordewindu który uświadomił mi, że stare spodenki z za dużą wkładką(tyłek mi schudł) są lepsze na zimę. Jest za długa z tyłu i przodu, i ta nadmiarowa gąbka z przodu jest świetnym ptakochronem :D
Dojazd na Przełęcz Walimską bez większych przygód. Na przełęczy druga latarka na kask i achoj przygodo. Pierwsze kilka minut w lesie to nerwowe rozglądanie się na boki, które szybko ustępuje miejsca ogromnej radości z rozdzierania ciemności i wyświecania saren. Każda przecinka atakuje widokiem rozświetlonych wiosek, miast, nadajników na szczytach. Gęstymi mgłami w dolinach i wszystkim co można sobie w nocy wymarzyć. Przy tych temperaturach jakie teraz w górach są ciężko zrobić dobre zdjęcie więc nawet sobie nie zawracałem tym głowy. To trzeba samemu zobaczyć.
Na szczycie cisza, spokój i kot. Idealnie :)
Początkowo udawał, że nie jest zainteresowany. Do czasu gdy zacząłem sobie wcinać dobrze zmrożonego banana. Od tej chwili był wszędzie, nawet do plecaka chciał mi się wpakować. Jednak nie zabrałem go do domu bo nie miałbym już po co na Wielką Sowę jeździć. Na szczycie wskoczyłem w polarek i pozostało lecieć w dół. Za Walimiem wpakowałem się w mleko trzymające do Zagórza, potem już luzik tylko w Świdnicy zaatakował smog. Gdzieś po północy wylądowałem w domu, zaszalałem pod gorącym prysznicem i trochę przesadziłem bo okazało się że całe miasto zaparowałem i nic już nie widać. Sorry.
Mądre słowa na początek, które stały się dla mnie bardzo bliskie. Nie będę smęcić bo to nie miejsce na to, a i wiadro endorfin przywiezione z gór nie pozwalają mi na smęcenie. Start jakoś po 19, bezchmurne niebo, cel Wielka Sowa. Naprawdę muszę coś więcej pisać?
Przy okazji chciałem przedstawić moich nocnych przyjaciół.
Niebieskie 2900 mAh
Różowe:) 2200 mAh
Srebrne pojęcia nie mam, mało jakoś
Na jednym niebieskim dojechałem do Przełęczy Walimskiej, jakaś godzina czterdzieści na latarce 2.8 mA więc jest nieźle ;)
A Convoy S2+ z kolimatorem świeci tak, no prawie tak jak na zdjęciu. Bez szerokokątnego obiektywu nie da się złapać jak szeroko świeci. Wszelkie typowe rowerówki mogą się schować i spalić ze wstydu.
Coś jednak wypadałoby napisać, tylko trudno pisać gdy ocieka się zacieszem. Łatwiej przychodzi marudzenie, taka już polska natura. Po paru kilometrach dostałem podmuch wmordewindu który uświadomił mi, że stare spodenki z za dużą wkładką(tyłek mi schudł) są lepsze na zimę. Jest za długa z tyłu i przodu, i ta nadmiarowa gąbka z przodu jest świetnym ptakochronem :D
Dojazd na Przełęcz Walimską bez większych przygód. Na przełęczy druga latarka na kask i achoj przygodo. Pierwsze kilka minut w lesie to nerwowe rozglądanie się na boki, które szybko ustępuje miejsca ogromnej radości z rozdzierania ciemności i wyświecania saren. Każda przecinka atakuje widokiem rozświetlonych wiosek, miast, nadajników na szczytach. Gęstymi mgłami w dolinach i wszystkim co można sobie w nocy wymarzyć. Przy tych temperaturach jakie teraz w górach są ciężko zrobić dobre zdjęcie więc nawet sobie nie zawracałem tym głowy. To trzeba samemu zobaczyć.
Na szczycie cisza, spokój i kot. Idealnie :)
Początkowo udawał, że nie jest zainteresowany. Do czasu gdy zacząłem sobie wcinać dobrze zmrożonego banana. Od tej chwili był wszędzie, nawet do plecaka chciał mi się wpakować. Jednak nie zabrałem go do domu bo nie miałbym już po co na Wielką Sowę jeździć. Na szczycie wskoczyłem w polarek i pozostało lecieć w dół. Za Walimiem wpakowałem się w mleko trzymające do Zagórza, potem już luzik tylko w Świdnicy zaatakował smog. Gdzieś po północy wylądowałem w domu, zaszalałem pod gorącym prysznicem i trochę przesadziłem bo okazało się że całe miasto zaparowałem i nic już nie widać. Sorry.
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km, jestem świetlikiem
- DST 41.00km
- Czas 02:45
- VAVG 14.91km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 33.2
- Podjazdy 834m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Jestem Świetlikiem 2.0
Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 0
Sru prosto z mostu i nieostroSprawiłem sobie nowe zabawki i teraz jazda w nocy to sama przyjemność. Do starego standardowego Convoya S2 doszedł Convoy S2+ ale nie byle jaki. Zmodyfikowany przez Dariusza70 z forum swiatełka.pl Najważniejsza zmiana to optyka zmieniona na kolimator 20x60. Czyli co? Czyli to, że równomiernie świeci w 60 stopniach w poziomie i 20 w pionie. W praktyce wygląda to tak, że oświetla całą szerokość drogi, rowy po obu stronach i jeszcze łapie pola. Powiem krótko, niczego innego nie chcę jeśli chodzi o światło do jazdy po drogach. No może coś bardziej skupionego na długie światła ale nie koniecznie. Zdjęcie jak to świeci pojawi się przy okazji, bo zrobione dziś nie oddawały pełni możliwości. W lesie kolimator nadaje się tylko do świecenia po koła, w lesie to tylko światło na kasku. Pierwsza jazda z latarką na kasku i już wiem że jazda z samą latarką na kierownicy w lesie to nieporozumienie. I nagle okazuje się, że wszystkie potwory czające się obok to tak naprawdę koty, lisy, łasice i potwory właściwe. Bajka. Uchwyt latarki to Magicshine MJ 6058 banalnie proste rozwiązanie i takie są najlepsze. Jest takie se bo łapie luzy, ale jak się poprawi trytytką to nawet Sowie kamienie jej nie ruszą.
Wracając do jazdy to skoczyłem na Ślężę, nic specjalnego. Chciałem zjechać czerwonym w stronę Sulistrowiczek ale to nie jest zjazd na jesień :( Zjechałem w stronę Przełęczy Tąpadła żółtym po krawężnikach. Ślęży nie lubię i chyba nigdy nie polubię. Na żadnym ze znanych mi szczytów nie ma tylu koszy na śmieci co na Ślęży i na żadnym ze znanych mi szczytów nie ma tylu śmieci... I w ogóle że tak powiem "lol".
Chwilę wcześniej.
I znowu całkiem przypadkiem znalazłem się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Chociaż z tym odpowiednim miejscem to przesadziłem bo musiałem zająć strategiczną pozycję przy czterogwiazdkowych wychodkach i zrobić pstryk przez drzewa.
Wracając zahaczyłem jeszcze o okolice Raduni
I tradycyjnie zaliczyłem okiem Śnieżkę (w tle)
Ciach
ps
Tak wiem, zarzekałem się że nie siądę na rower. Kłamałem :D
ps2
Październik drugim moim najlepszym miesiącem po maju. Przekroczyłem magiczną granicę 400km haha :D Można się śmiać razem ze mną :D Niektórzy po 400 km to dopiero postój na pierwsze siku robią :D
Kategoria 0-50 km, jestem świetlikiem
- DST 70.00km
- Czas 04:52
- VAVG 14.38km/h
- VMAX 44.00km/h
- Temperatura -666.0
- Podjazdy 1821m
- Sprzęt Wajperka
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielka Sofa
Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 26.10.2014 | Komentarze 6
Eee jak spałem dwie godziny to znaczy że normalnie spałbym jedną? A jakbym nie spał w ogóle to spałbym godzinę, ta?Mniejsza o to. Miałem pewne plany, ale w ostatnie chwili wycofałem się bo przypomniałem sobie o nowo przyjętej filozofii wraz z zakupem Acidką mówiącej o końcu prowizorki. Także dziś zamiennik, a właściwie testowanie nowych ciuchów, plecaka, bla bla bla etc.
Start o czwar...trzeciej. Pod galerią myślałem, że fatalnie zaczynam dzień. Na ulicy leżał kot, wyglądał na przejechanego. Leżał oparty o krawężnik w pozie typowego Polaka chłonącego papkę z telewizora po pracy. Zdjęcia nie robiłem, nie fotografuje kotów po wypadkach. Ale jak podjechałem okazało się że był w 100% żywy, miał tylko wyjebane.
Nad jeziorem kolejna przygoda. Od tamy strużka oleju na drodze. Po jakimś kawałku znalazłem winowajcę. Odłamał się kawałek skały, spory i płaski, taki akurat żeby zmieścić się pod samochodem i trzepnąć w miskę. Ktoś walnął, zgubił olej, ale kamień zostawił. W sumie daleko nie zajechał bo przy tamie ślad się skończył, znaczy został tam ślad po kałuży i ślady samochodowych opon w różnych kierunkach. Sprzątnąłem ten kamień, teraz muszę dla równowagi nagrzeszyć.
Właściwie żeby kończyć pisaninę napomknę że uczyniłem jeszcze jeden dobry uczynek. Jakiś Kamil urwał koszyk z bidonem, tym paskudnym "imiennym" powerade(k). Na końcu czarnego jak dobrze pamiętam szlaku, na zakręcie między Rzeczką a Sokolcem, odłożyłem na pieniek. Jak się cofnie to znajdzie chyba że ktoś go wyprzedzi i weźmie bo przyda się.
I chyba tyle. A prawie bym zapomniał.
Nie żebym chciał robić konkurencje na polu wschodów słońca w górach, ale no sorry taki mamy klimat :D
A tam gdzieś jest szczyt Sowy, czyli pogoda wspaniała. Dół bez chmur, góra w chmurze.
Na Sowę wjeżdżam fioletowo-zielono-bladopomarańczowym zjeżdżając na Toompowy znaczy się zielony strefowy. Ostatnio to mój standard. Myślałem o wjeździe niebieskim ale brak dziś we mnie agresji do atakowania kamieni. Na zielonym już widoczność bliska zeru, coś się spłoszyło przede mną i uciekło w młody las. Pierwsza myśl że to muflon, ale to coś było ciężkie. Po chwili nasłuchiwania dało głos, plutonowy Jeleń! Jednak bez szans na zdjęcie. Szczyt objechany dookoła, kota brak więc uciekam bladopomarańczowym przez pod szczytowe jezioro. Omijając je przez krzaki odbijam się od korzenia i ląduje na dupsku bo do tyłu trudno się jedzie. Jestem jednak uratowany bo udało mi się lecąc dupskiem ominąć błoto głębokie na oponę z obręczą i jeszcze kawałkiem szprych. Dalej już bez większych przygód, w Rzeczce nachodzi mnie chęć niebieskiego pieszego... Tylko on po drugiej stronie góry, więc wio do góry przez schroniska. Na niebieskim rzeka, ale to nie ważne bo to niebieski! I świeciło tam słońce.
W miejscu gdzie ostatnio się położyłem by chwilę odpocząć pojechałem inaczej i znowu z problemami, podparłem. Jakieś francowate miejsce, niby nic strasznego ale się tam zacinam. Nie odpuszczę :D
Dzisiaj kałuże były jakieś sztywne
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km, jestem świetlikiem
- DST 95.00km
- Czas 06:12
- VAVG 15.32km/h
- Podjazdy 2361m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Weekendowy reset
Sobota, 18 października 2014 · dodano: 18.10.2014 | Komentarze 2
Piątkowy dialog w piątek z kolegą z pracy.-To co, będziesz się w weekend resetować?
-Taaaa, w górach
-Oooo grubo
Start jakoś po piątej rano. Jadąc przez miasto z latarką na 10% produkuję więcej światła niż wszyscy spotkani rowerzyści razem wzięci. No może oprócz jednego który ma coś mocnego na kierownicy, ale w trybie mrugania. Nigdy nie zrozumiem przedniej migającej lampki, tylnej też nie rozumiem ale tu jeszcze komuś może się wydawać że tak jest lepiej. Wyjazd za miasto, latarka na 100% o jak ja dawno nie jeździłem w całkowitych ciemnościach. Miodzio. Gdzieś w ciemnościach pojawia się migające przednie słabe światełko. Serio? :D
Dojazd do Głuszycy, gdzieś po drodze ślady po deszczu, parę kropel też złapałem przy okazji. Nic strasznego. Wjazd do Głuszycy to już dla mnie coś niczym pielgrzymka do jakiegoś świętego miejsca. Poczułem się wspaniale gdy na początku wita tablica ze Strefą MTB, lofciam. Potem jeszcze kicia trójkolorowa . Szału nie ma z tym zdjęciem.
Godzina 7, odpalam w słuchawkach Radio Wrocław. Marek Obszarny wita się słowami coś w stylu "kto już wstał, a nie musiał teraz ma więcej czasu na odpoczynek". Lofciam go :D
Cel numer jeden. Czarny szlak do Skalnych Bram. Można rzec, że głupio się uczepiłem tego szlaku jeszcze w okolicy Głuszycy. Ale tak sobie wymyśliłem. A zaczęło się od tego, że byłem po złej stronie strumienia.
Nie chciało mi się wracać do mostka, pokręciłem się trochę szukając miejsca w którym można byłoby przejechać. W końcu znalazłem takie z płaskim dnem bez kamieni, ale za to chyba najgłębsze :) Chwila strachu, trochę za ostro wjechałem i chlupła woda mi na buty ale przejechałem. Na butach trochę wody nie zrobiło wrażenia, stopy suche. Git :)
Z dupy strony pojechałem na Skalne Bramy. Tragedia, drzewościnacze zwalają drzewa na szlak bo tak łatwiej. Z jednym drzewościnaczem miałem no właśnie nie wiem. Zatarg? Coś tam niby miał pretensje, że on tu ścina drzewa a my się kręcimy, ale z drugiej strony miałem wrażenie że tak naprawdę chciał sobie z kimś pogadać. Ja nie chciałem, szlak otwarty a oni zwalają na szlak bo tak łatwiej. Karny kutas za ujowe drzew ścinanie. Żeby było śmieszniej, później trafiam na zamknięty szlak gdzie nic się nie dzieje... No prawie, bo grasowały tam dwa młode muflony! :) Niestety zwiały mi, nosz kurde mol. Kawałek przed Bramami mylę trasę, myślałem że coś mnie zaćmiło ale wracam. Ktoś nie rozróżnia kolorów i tym razem nie byłem to ja tylko oznaczenia wieszający. Ale oj tam, oj tam lofciam i tak :D
Na bramach brak widoczności, chmurencja wisiała tam dalej. Z bram zielonym w stronę Andrzejówki:) Z widokiem na Ruprechticki Szpiczak
Z Andrzejówki czas na czerwony w stronę Sokołowska. Po drodze wpada mi oko żółty rowerowy "na szczyt Włostowej". Rzut okiem na mapę, 903 m n.p.m. Skoro tyle to jadę. Jednak na sam szczyt to nie prowadzi, bunkrów nie ma ale też jest zajebiście.
W dół prowadzi niebieski pieszy, ale hardkorowość jego poraziła mnie. Oczywiście nie potrafię zrobić tak zdjęcia żeby to oddać.
Ale z pięknem tego miejsca chyba lepiej sobie daję radę.
Zjechałem czerwony strefowym do Sokołowska, pierwszy raz tam jestem. Bardzo dziwna miejscowość, trochę jakby czas zatrzymał się w zeszłym ustroju. Ale jakoś jednak to miejsce mnie kupiło.
A szczególnie stary sklep rowerowy? Serwis? A cholera wie co to.
Jak na złość w okolicy nie było żadnego tubylca żeby podpytać co i jak. Nie ukrywam, trochę się podjarałem ;)
Na powrót wybieram przejazd przez... Wałbrzych. Turystyka ekstremalna :D Nie znam miasta, a od strony Podgórza to już w ogóle. Można hejcić sobie do woli, ale robiłem ładnych parę kilometrów po mieście to poraziło mnie że to jeden wielki plac budowy. Ciągle zwężenia, wahadła czy objazdy. Nawet na terenie dawnego dworca PKS coś budują (dla tych co nie znają, Wałbrzych to miasto ponad 100 tysięczne a nie ma dworca autobusowego, a na dworcu kolejowym nie kupi się biletów Intercity, taki hejt z mojej strony). Żeby nie było zbyt różowo to na objeździe jakimiś uliczkami widziałem te spojrzenia ludzi i nie wiedziałem czy chcą mnie okraść czy zjeść.
Czy można hejcić Wałbrzych mieszkając w Świdnicy? Wałbrzych można zawsze hejcić, ale to Wałbrzych się zmienia, wszędzie coś budują. A Świdnica? Świdnica jest na etapie pomnika papieża z luksferami, promenady do kościoła czy też najnowszego hitu architektury czyli parkowe alejki wyłożone betonową kostką. Nie lofciam. Koniec marudzenia bo reset był udany :)
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km, jestem świetlikiem, Strefa MTB
- DST 23.00km
- Czas 01:00
- VAVG 23.00km/h
- VMAX 39.00km/h
- Podjazdy 128m
- Sprzęt Wajperka
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocna awaria
Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 03.08.2014 | Komentarze 0
Już przed startem rzuciłem żartem pytanie "co jeszcze spsuje się przed kupnem nowego roweru?"Nie będę ukrywać, miałem wielkie natchnienie. Zapakowałem wiadro prądu i wystartowałem na noc w góry. Warunki były idealne, brak wiatru, żadnej chmury na niebie, żadnej mgły ;) Ach, co to miała być za noc! Po jakiś 10 km coś zaczęło mi szaleć tylne koło. Oględziny w świetle latarki nie przyniosły żadnych efektów. Powietrze było, koło proste, szprychy w komplecie. Co gorsze gdy znowu wsiadłem na rower to wszystko było ok. Z wielkim bólem postanowiłem że wracam, nie widziały mi się nocne zjazdy z niepewnym tylnym kołem. Po paru kilometrach powrotnych zaczęła nieprecyzyjnie pracować mi tylna przerzutka, aż przed samą Świdnicą przy zmianie biegu trzasło i po zawodach :)
Z Di2 tego nie zrobisz © cremaster
Naprawa roweru w ciemnościach ma swój klimat. Wybrałem odpowiednie przełożenie i tak wróciłem do domu.
Co mi jeszcze spsuje się przed kupnem nowego roweru? Już nic
Kategoria 0-50 km, jestem świetlikiem