Info
Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Luty1 - 3
- 2015, Grudzień14 - 7
- 2015, Listopad13 - 4
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień20 - 36
- 2015, Sierpień25 - 75
- 2015, Lipiec13 - 34
- 2015, Czerwiec12 - 28
- 2015, Maj17 - 37
- 2015, Kwiecień11 - 18
- 2015, Marzec11 - 13
- 2015, Luty9 - 21
- 2015, Styczeń5 - 7
- 2014, Grudzień13 - 10
- 2014, Listopad11 - 17
- 2014, Październik13 - 20
- 2014, Wrzesień9 - 15
- 2014, Sierpień12 - 6
- 2014, Lipiec11 - 3
- 2014, Czerwiec12 - 10
- 2014, Maj16 - 18
- 2014, Kwiecień12 - 23
- 2014, Marzec6 - 5
- 2014, Luty8 - 10
- 2014, Styczeń6 - 10
- 2013, Grudzień7 - 21
- 2013, Listopad10 - 34
- 2013, Październik14 - 33
- 2013, Wrzesień12 - 10
- 2013, Sierpień12 - 2
- 2013, Lipiec7 - 3
- 2013, Czerwiec6 - 1
- 2013, Kwiecień1 - 3
- 2012, Czerwiec3 - 0
- 2012, Maj10 - 0
- 2012, Kwiecień7 - 0
- 2012, Marzec12 - 2
- 2012, Luty3 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
>800m n.p.m.
Dystans całkowity: | 3574.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 221:13 |
Średnia prędkość: | 16.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.00 km/h |
Suma podjazdów: | 51698 m |
Liczba aktywności: | 50 |
Średnio na aktywność: | 71.49 km i 4h 25m |
Więcej statystyk |
- DST 82.00km
- Czas 04:48
- VAVG 17.08km/h
- VMAX 57.00km/h
- Podjazdy 1471m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnia jazda 2015
Czwartek, 31 grudnia 2015 · dodano: 27.02.2016 | Komentarze 1
Ostatnia jazda 2015 roku a wpis przedostatni. Tak w dwóch zdaniach.Koniec roku na pełnej ;);)
Lea to kozak.
Dziękuję za uwagę :D
Kategoria 50-100 km, >800m n.p.m.
- DST 76.70km
- Czas 04:31
- VAVG 16.98km/h
- VMAX 53.00km/h
- Podjazdy 1487m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Mocna roku końcówka
Poniedziałek, 28 grudnia 2015 · dodano: 04.01.2016 | Komentarze 1
Ja tu tylko robiłem za towarzystwo w Lei drodze po chwałę, sławę i pewnie jeszcze po coś ważniejszego :)A ten gość poniżej to ja nie wiem. Wory pod oczami i w ogóle sierota jakaś :D
Kategoria 50-100 km, >800m n.p.m.
- DST 61.00km
- Czas 05:08
- VAVG 11.88km/h
- VMAX 44.00km/h
- Podjazdy 1435m
- Aktywność Jazda na rowerze
Srampejdż
Niedziela, 18 października 2015 · dodano: 18.10.2015 | Komentarze 0
Wreszcie nareszcie mokro! Skończyła się ohydna jazda po suchym :) Start w starym, dobrym stylu czyli jeszcze w ciemności. A cel też stary, dobry czyli Wielka Sowa. Ale tym razem inaczej.Mnóstwo podprowadzania, ale to część tej zabawy. Dzięki temu odkryłem drugą opcję zjazdu stokiem narciarskim pod wyciągiem. No i mam wreszcie inne niż zawsze zdjęcia z Wielkiej Sowy ;) Sarnie bobki na podeszwach gratis.
Jakieś coś w eee... Kamionkach?
Na szczycie parę osób. Pojawiły się mądrości typu "Pan wjechał rowerem na podjazdy, teraz z kieszeni wyciągnie rower do zjazdów". W sumie to nawet prostsze, dwa wihajstry i już rower do zjazdów. Zjazd niebieskim chociaż kusił żółty... Stok też kusił ale od razu odpadł bo za mało opony mam, a nowej nie miałem kiedy założyć.
Jeszcze parę minut wgapiania się w widoczek, sam do siebie się śmiałem, że to ostatni widok przed śmiercią :)
I sru w dół. Na trzeźwo kończę szybciej :D 20 psi z tyłu, 14 psi z przodu i leciało się świetnie :)
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km
- DST 61.00km
- Czas 03:39
- VAVG 16.71km/h
- VMAX 64.00km/h
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Wysmażone wszystko
Niedziela, 30 sierpnia 2015 · dodano: 02.09.2015 | Komentarze 1
Po sobotnich szaleństwach niedziela miała być dniem odpoczynku. No i była do południa:) Jeszcze rano w łóżku biłem się z myślami o jakiejś jeździe, ale lenistwo wtedy jeszcze wygrało. Niedługi czas później przyszedł kolejny atak cyklozy zapoczątkowany przez Leę. Lenistwo podjęło walkę i przegrało.Kradziej w akcji.
Czy mądrym było wystartowanie w południe dnia wielce upalnego? Pewnie nie. Żeby było jeszcze mniej mądrze to w plecaku było coś na przerwę.
A przerw robiliśmy jak niedzielni rowerzyści. Bo czymże jest dla nas taka Wielka Sowa podjechana fioletowym szlakiem? To Wielki Pikuś. Pierwszy raz w życiu myślałem że nie dam rady na nią wjechać. Już dość wcześnie zastanawiałem się nad rezygnacją, pewnie gdybym jechał sam to bym odpuścił. Ale skoro Lea mnie wyciągnęła to nie mogłem jej tak po prostu ulżyć w cierpieniach :)
No dobra, gdybyśmy nie znaleźli wody to byłby koniec. Cokolwiek mam na myśli :P Mokra dziura zrobiła nam tak dobrze, że z wrażenia nikt tego nie uwiecznił :)
A gdy już dotarli to siedzieli, potem też siedzieli i tak minęła niedziela. I uświadomiłem sobie, że od czasu zakupu roweru porządnej marki skupiałem się tylko na radości z jazdy i zapomniałem o tym czymś co w górach jest najlepsze. Posadzić gdzieś tyłek i rozkoszować się latem w górach :) Dzięki Emi! :)
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km
- DST 79.00km
- Czas 04:07
- VAVG 19.19km/h
- VMAX 63.00km/h
- Podjazdy 1320m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Na sucho też może być dobrze
Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 22.08.2015 | Komentarze 1
Wreszcie konkret. Głód jazdy był we mnie wielki (i jest nadal). Cel Góry Suche, start ze Świdnicy. Przepiękny wstęp :)Do miejsca spotkania z Emi i Kubą minąłem tyyyyllllleeee kotów ale wszystkim odpuściłem. Musiałem na miejscu być pierwszy :)
Bla, bla dojazd do konkretów sobie odpuszczę bo i o czym pisać
Na podjeździe z Głuszycy do Andrzejówki Lea dzielnie się trzyma, jednak już na mocniejszych podjazdach musiała uznać moją wyższość, ha! Muszę ponapawać się tą chwilą bo już niedługo role się odwrócą :) A tak na poważnie szacun Emi! Trochę cierpliwości i znowu zaczniesz rządzić :)
A mi podjazd do Andrzejówki poszedł chyba całkiem nieźle. Czułem ogromną chęć na moje ulubione Horneryzmy;) ale na fullu podjeżdżanie na stojąco to jak chodzenie po pijaku.
Uśmiech tam gdzie nie jeden pewnie umierał ;)
W Andrzejówce zostałem poczęstowany jakimś dziwnym napojem, ale może ten rozdział ominę. Ten rozdział z Waligórą może też :D
Ten biceps! Widać lata siłowni, crossfiutu i pompowania opon.
Pompowania dzisiaj było dużo, kombinowałem z damperem i oponami. Ostatnio zaliczyłem straszny regres na zjazdach i nawet na byle jakim zjeździe źle mi się jechało. Wygląda na to że to nie tylko wina mojego kobiecego organu. Więcej powietrza w damperze, mniej w oponie i nagle rower zaczął się słuchać. Jeszcze dużo Opata upłynie zanim zakumam ten rower.
Zjazd asfaltami do domu miodzio. I tu muszę zaliczyć mój coming out. Choćbym nie wiem jak się zarzekał to jestem szosowcem. Kolarstwo szosowe wyssałem z mlekiem Wyrzykowskiego i Jarońskiego, natury nie oszukasz. Nawet najmilszy domowy mruczek będzie wciąż genialnym drapieżnikiem. W sumie sam nie wiem co chciałem tym powiedzieć, bo któregoś dnia zjadę tego cholernego Szpiczaka
ps
To mój drugi dystans w tym roku, haha ale cienias :D
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km
- DST 37.00km
- Czas 03:31
- VAVG 10.52km/h
- VMAX 44.00km/h
- Podjazdy 1252m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Grupowe Kalenicosowienie
Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 13.07.2015 | Komentarze 6
Zacznę od końca. Poniedziałek, godzina 6:00 pojawiam się w pracy i słyszę na dzień dobry "widać że jeździłeś..." miło :)Sobota, dostaje smsa informującego o tym że mam już plany na niedziele. Po chwili dostaję od szefowej mapkę i staje się jasne mimo że Lea sama jeździć jeszcze nie może to nie oznacza że reszta będzie miała lżej, oj nie :)
Tutaj jeszcze spokojnie, luzik i najmodniejsze kolory w tym sezonie. Zdecydowanie brakowało mi tu pewnej osoby do pociągnięcia ostro do przodu.
Chwile zastanawiam się nad dojazdem własnymi siłami, ale nie miałem nastroju. Zresztą nie potrafię jeździć na rowerze. Zaliczam glebę pod domem (kupię tanio boczne kółka) i obijam nieźle kolano. O ile glebą później się chwalę, to już drobnym urazem niet. Do miejsca zapakunkowego dojeżdżam jedną nogą :D Bo jak mówi przysłowie trzeba mieć twardego, nie mientkiego czy jakoś tak.
Na miejscu okazuje się że da się jakoś kręcić drugą nogą, może podjazd na Kalenicę nie wyszedł przez to najlepiej ale to nie ważne. Wieżę na Kalenicy to ja sobie odpuściłem, nie widziało mi się wchodzenie po schodach.
Na zjeździe zdecydowanie było lepiej, tego dnia każdy zjazd był dla mnie lepszy niż podjazd. Z małym wyjątkiem ale to później.
Powrót na Jugowską, uzupełnienie płynów i jazda dalej pierwszym fragmentem którego wcześniej nie znałem. Kawałek niebieskim, a później niczego złego nie zapowiadający singielek gdzie po fakcie pojawiają się ochraniacze. Później morda się cieszy, zielony szlak płytami do góry. Kiedyś wydawał się trudniejszy, ale wciąż jest fajny.
Na Kozim Siodle obejmujemy kurs wiadomy, do schroniska Sowa.
Canyon - Reszta Świata 3:1
Chwila odpoczynku do rowerów, uzupełnianie co komu potrzebne i próba nawiązania nowych znajomości.
Daleka kuzynka mojej Łatki...
... i jakiś jej kumpel śwrujący pawiania
Tyle zdjęć kotów bo to przekaz nadprogowy skierowany do jednej nieuświadomionej osoby co to wybrała się do Orła, a nie do Sowy ;)
Po zaliczeniu pierwszy raz Wielkiej Sowy zjeżdżamy z samego szczytu niebieskim. Tam wyczuwam lekką nutę chęci poznęcania się nad nami przez autorkę trasy, wszak sama wpakowała się tam chyba tylko raz, a to już o czymś świadczy ;) Po straceniu naskórka na kończynach górnych zaczęliśmy tracić naskórek na kończynach dolnych. Później okazało się że to był zjazd masochistów bo jednogłośnie uznaliśmy ten fragment za najfajniejszy tego dnia.
Po niebieskim pędziliśmy w dół czerwonym gdzie jako osoba oddelegowana do bycia przewodnikiem dałem pupy. Było szybko, zapomniałem że mieliśmy gdzieś skręcić i trochę więcej niż planowo podjeżdżaliśmy asfaltem. Chyba nikt mi nie miał za to za złe, podobno ktoś tam sobie poskakał na tym nieplanowanym fragmencie ale ja nic nie widziałem bo jechałem pierwszy ;);)
I pisząc to w tym miejscu właśnie padł mi net, trochę wybijając z rytmu ale właściwie nie ma co tu więcej pisać. Dosyć standardowy powrót na Wielką Sowę z Przełęczy Walimskiej, potem zjazd przez Kozie Siodło czyli jak ja to ostatnio nazywam "jeb, jeb, jeb, jeb, jeb, jeb" wypowiadane bardzo szybko. Wszystko lata, ludzie uciekają, kolano ma już dosyć. Mam tam gorętszy moment, coś jakby przy zwrocie zeszła mi opona z obręczy. Powiem krótko, doświadczenie zimowych jazd już któryś raz ratuje mi tyłek :)
Bo z kotami nigdy nie wie, oj nie wie się...
Kategoria >800m n.p.m., 0-50 km
- DST 102.00km
- Czas 07:06
- VAVG 14.37km/h
- VMAX 55.00km/h
- Podjazdy 2466m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Nakarmić robactwo
Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 3
Podczas kręcenia kilometrów nie ucierpiało żadne zwierze, taką mam nadzieję.Przepraszam dziewczyny spod Orła za oślepienie, ale o tej godzinie to się śpi.
Dziękuję terrorystom parkującym pod tamą za to, że tzw. władza postanowiła wprowadzić ruch jednokierunkowy. A kontrapas gryzie. Terrorystom bo nie chcę pisać znowuż że burakom.
Gratuluje sobie za zakup żurawinowego Isostara, dawno niczego gorszego w ustach nie miałem. Z braku laku może robić za klej.
Żaby, żaby, wszędzie żaby. Nawet na podjeździe jedną prawie rozjechałem. Na zjazdach żadnej nie widziałem...
Pierwsza setka w tym roku, ostatnia była ponad rok temu Pierwsza seta Spectralalala i tak właśnie wygląda mojsza definicja Ęduro. Toż to nawet Bill Clinton powiedział "Wytrzymałość, głupcze!". Wpis ostro chaotyczny, nie ukrywam że jestem fanem Kazimierza Staszewskiego więc to taki mój kolejny zlew powszedni.
Początek tradycyjnie. Glinno, niebieskim do Przełeczy Walimskiej, potem fioletowym. Chciałem z fioletowego na zielony ale trafiłem na sypialnie much i uciekałem stamtąd w podskokach. Tak przy okazji, wyrównali fioletowy, wyrównali czerwony, normalnie szpilkostrady. To pewnie z okazji zeszłotygodniowego maratonu mtb żeby przypadkiem nie było zbyt trudno? Wredny, oj wredny ;)
Szybkie zdjęcie kota na szczycie, wszystko tam było szybkie. Zaatakowały mnie jakieś małe muszki, możliwe że z Albanii. Teraz jest już spoko, ale rano miałem ręce w czerwone kropki :/ W ostatnim Ślężańskim wpisie zapomniałem wspomnieć o spotkaniu czterech prawilnych gościach bez koszulek na rowerach komunijnych, beka jak wuj. Jakoś mi się to teraz przypomniało.
Zjazd czerwonym przez schroniska, o dziewczynach już wspomniałem. Nie da się oderwać ręki od kierownicy by pyknąć latarki na spokojnym nocnym zjeździe ;) Na dole coś śmierdziało, ale nie byłem to ja.
Dalej asfaltem w dół przez Sierpnicę, pierwszy raz tej nocy zrobiło mi się chłodno. Jaka ulga.
Kierunek Szpiczak, bez większych historii.
Nie pytać co to na mapie pod Szpiczakiem, nie pytać.
Nawet nie próbowałem zjeżdżać, załapałem mały kryzys jak zwykle przy wschodzie słońca. Wilkołaki, słońce, taka sytuacja. Cisza.
W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos ze Świdnicy. - Dupa nad koło, nikt nie woła.
A w Zagórzu bez zmian
ciach ciach nie ma darmowej reklamy
Kategoria >800m n.p.m., 100-200, jestem świetlikiem, Strefa MTB
- DST 62.00km
- Czas 03:30
- VAVG 17.71km/h
- VMAX 52.00km/h
- Podjazdy 996m
- Sprzęt Kwasożłopka
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazdowo
Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 20.06.2015 | Komentarze 3
Któregoś dnia, pięć minut przed wyjściem do pracy wpadłem na pomysł wystartowania w V wyścigu MTB Walim. Z natury trzymam się z dala od takich spędów, nie jest tajemnicą że najlepiej się czuję kiedy się... ekhm kiedy jeżdżę po nocach (i nie tylko jeżdżę). Tak naprawdę ten start ma/miał być alibi do wyciągnięcia nieruchawej rodzinki z domu, ale coś czuję że to mnie przerosło :p Także start stoi pod znakiem zapytania, chyba że będę miał dobry humor i wezmę Spectrala by podrywać fanki. Bo trasa jest jaka jest. Miejscami nawet fajnieAle zjazd z Włodarza autostradą... nuda. Jak coś będę śmigał na mini, mega to trochę za dużo i o ile fajne podjazdy na Wielką Sowę (tak tak tak czerwony przez schroniska!) to znowu zjazdy słabo, gdyby puścili niebieskim.... :)
Happysad śpiewa "burdel w mej głowie jak w damskiej torebce" trzeba to zmienić na wersję z moją kierownicą
Mogłem założyć latarkę :D Taki mały zestaw do nawigacji.
Acidka w tym tygodniu dostała pełen serwis amortyzatora zrobiony moimi ręcyma. Efekt taki że blokada odżyła :)
Dzisiejsza jazda to trochę porażka. Padało, obżarłem się jak kot a tu nagle pogoda się zrobiła. I z tym pełnym żołądkiem turlałem się dziś ble...
A po jeździe okazało się że wywalono fragment nudnego asfaltowego podjazdu do kompleksu Włodarz i zamiast tego jakiś teren. Interesujące :)
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km
- DST 69.00km
- Czas 04:10
- VAVG 16.56km/h
- VMAX 58.00km/h
- Podjazdy 1251m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielkosowan forte
Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 2
Wczorajsza burza pokrzyżowała mi plany. Nastawiałem się na nocną jazdę, rozważałem też zrobienie tej samej trasy za dnia ale ilość deszczu jaka spadła zniechęciła mnie od tego. A co sobie wymyśliłem to tajemnica, bo mogę za to dostać w łeb ;)Awaryjnie Wielka Sowa. Czego można się spodziewać w górach po deszczu gdy następnego dnia wyjdzie słońce? Tak, miliardy much.
Podjazd na Sowę niebieskim, niebieski po deszczu to inny niebieski niż tydzień temu. Zdjęć brak bo to groziło śmiercią. Każda chwila bezruchu powodowała że ta chmara owadów dookoła myślała że już trup. Cały las na mnie leciał. Już na samym początku podjazdu niebieskim na przełęcz wiedziałem co się święci. Krowy tak kręciły ogonami że myślałem że odlecą. Ale tam tylko były tysiące much. Im wyżej tym więcej, całe miliony. Na szczycie Sowy nie lepiej, ale kota to nie ruszało bo opiekał się równo z dwóch stron.
Na szczycie stwierdziłem że spierdzielam prosto do domu. Gdy już się zbierałem, na szczycie pojawił się rowerzysta który pomknął czerwonym w stronę Koziego Siodła. Nie wytrzymałem i też tam pojechałem :D
Wieczna kałuża odżywa. Jeśli chodzi o czarne kropki na zdjęciach to nie jest ufo.
Z Koziego zielonym strefowym z powrotem na szczyt. Po tej stronie były tylko dziesiątki owadów. Drugi raz na szczycie nawet nie próbowałem się zatrzymać i tak pewnie byłoby do końca gdyby nie chęć udokumentowania pierwszego razu.
Zjazd stokiem narciarskim. 1,5 km długości, 300 metrów przewyższeń, 20% średniego nachylenia. Brak zakrętów tylko delikatne długie łuki, dosyć gładko... Chyba więcej nic pisać nie muszę bo każdy zrozumie co mam na myśli, a ci co nie wiedzą lepiej żeby się tam nie pchali. Kiedyś Pan Wieżowy namawiał mnie żebym tamtędy zjechał, to jeszcze było w czasach Unibika. Gdybym posłuchał to nie pisałbym dzisiaj tych słów :D Chociaż pewna Czeszka pewnie zjechałaby swoim holendrem...
Zdjęcia zrobione rozgrzanymi XTekami.
I sru do domu zahaczając jeszcze małe co nieco.
Gdzieś pod Świdnicą spotkałem pendolino - najpierw słyszę szum, potem widzę rower czasowy, nieźle :)
Kategoria >800m n.p.m., 50-100 km
- DST 68.00km
- Czas 04:49
- VAVG 14.12km/h
- VMAX 44.00km/h
- Temperatura -2.0
- Podjazdy 1289m
- Sprzęt Mroczne Widmo
- Aktywność Jazda na rowerze
Kalenicosowa i tajemny singiel
Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 2
Prognozy kłamią! Miało być zachmurzone niebo, a nawet jakiś deszcz a jeśli coś padało to z czoła. Po ciul brałem cały ten majdan na ciulowe warunki?! Wrrr... :DZa to obrodziło dziś rowerzystami! Aż się czterogłowe uda cieszyły. Na niebieskim na Walimską towarzyszył mi Świdnicki bajker który ostatecznie odjechał mi na podjazdach bo jak wiadomo z fulla bata nie ukręcisz. Na przełęczy chwilowy towarzysz pojechał fioletowym z domieszką różnych kolorów, a ja na niebieski bo jak wiadomo z fulla bata... ejjj ale ja przecież mam talasa! Pajki srajki, TALAS kuchwa*! Zmiana skoku i czarnuch zatrzymał się dopiero w najtrudniejszym momencie bo mi oczy zalało. No dobra, paru watów brakło ale było blisko. Cubem stawałem wiele razy...
Dopadł mnie podjazdowy szał, więc później wjechałem(lol) na nieplanowaną Kalenicę. Ale to później.
Wracając do Sowy. Na szczycie trójka czeskich sakwiarzy. Gdy się pożywiałem przez szczyt przejechała Bajkerka, niestety nie zatrzymała się a już zastanawiałem się czy dać jej dotknąć mojego Mrocznego. Jej strata :D W międzyczasie Czesi pojechali w stronę Koziego Siodła. Myślę sobie, no nieźle z sakwami takim szlakiem.
Sowiogórski kamieniu, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie
Kto próbował jeździć po tych cholernych Mieroszowskich oesach ;)
Wracając do Czechów. Przed Kozim Siodłem przeleciałem obok nich. Dopiero wtedy zauważyłem że dwójka ma jakieś tam mtb a jedna holka walczy na holendrze! Niech mnie koła biją, na holendrze w górach, po kamieniach czerwonego szlaku do Koziego Siodła i kto wie gdzie jeszcze?! Niech oni przestaną to jarać :D
Dziwactw było więcej, np. wieczna kałuża która wygląda jakby miała przestać być wieczną i da się już przejechać na wprost :o
Gdzieś po drodze pokręciłem z kolejnym rowerzystą tym razem z Ząbkowic(?). Razem zawalczyliśmy o Kalenicę, po czym pojechał na Woliborską a ja... miałem inne plany.
Czar prysł
awaleiB
Sowa
Z Zimnej Polanki poleciałem żółtym do do, no w dół. Ach, ach ale miałem frajdę! Tylko potem na Stravie mi mina zrzedła jak zobaczyłem że Legnicka wymiataczka kilka dni temu o ponad minutę szybciej zjechała. Kobiety mnie biją, jak nie Kuternoga to Everestowa.
Nie bez powodu tam się pojawiłem. Gdzieś miał być fajny singiel, wyczaiłem mapkę z zaznaczoną trasą. Niestety to była mapka z ręcznie narysowaną trasą, nie track. Po przerysowaniu tego na gps okazało się że nic tam nie ma. Znaczy było coś ale wolę o tym nie myśleć żeby sobie nie zepsuć świetnego humoru.
*na zjazdach domyślam się, że talas sralas :D
Kategoria 50-100 km, >800m n.p.m.