Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:6154.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:367:02
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:63185 m
Liczba aktywności:94
Średnio na aktywność:65.48 km i 3h 54m
Więcej statystyk
  • DST 68.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 16.19km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 1276m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do serca przytul singla...

Środa, 5 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 3

...weź na kolana Kota. Albo chociaż salamandrę :)



Wymyśliłem wczoraj fajną trasę by potem pozamieniać kolejnością jej fragmenty :)

Fragment pierwszy, najpiękniejszy. Wjazd do stolicy MTB - Głuszycy i kierunek na Rybnicki Grzbiet. Koty miaukają, że powstaje tam coś co tygryski lubią najbardziej. Ale początek starym, dobrym singlem trawersującym zbocze. Wstyd, jadę go pierwszy raz :D Do tej pory jeździłem tylko górnym.

Tak to się robi u nas na południu.

Wiyncyj takich, wiyncyj!



Gdy zaspokoiłem się jazdą na krawędzi (niektórzy wiedzą że lubię zacisnąć tylny hamulec w zakręcie, resztę zostawię domysłom. Mądre to wcale, ale piykne) czas przyszedł na nowego singla.



Powstało tam parę ciekawych zakrętów z czymś co jest/ma być bandami. Może o tym później bo najpierw zaatakowałem go od dołu bo nie wiedziałem jak się do niego dobrać od góry. Zresztą ma być on dwukierunkowy czego zupełnie nie rozumiem bo powstaje coś co jest jak nic zjazdowe.



Najlepiej dobrać się do niego od strony Jałowca z którego są świetne widoki. Założenie miałem takie, że zrobię tracka od niebieskiego pieszego, ale jakoś odechciało mi się gdy po zjechaniu na drugą stronę Jałowca usłyszałem piły :p



Na szczycie Jałowca okazało się, że znalazł się jeszcze jeden wariat na rowerze w środku tygodnia :) Taka niespodziewanka.


Ostatnie chwile przed zjazdem, a potem... okazało się że wcale tak różowo nie jest. Nowe fragmenty są strasznie miękkie, a zakręty wcale nie są wyprofilowane chociaż od dołu tak się wydawało. Nie będę jednak narzekał bo nie jest to jeszcze skończone, a jak się utwardzi to będzie lepiej. Dodam tylko, że próbując przejechać jeden z zakrętów tak trochę bardziej:) obiłem sobie klejnoty. Z tego powodu wszystko co napisałem nie jest ani trochę obiektywne :D



Jakoś zjechałem na dół i postanowiłem pojechać do Andrzejówki asfaltem zamiast terenem licząc że po drodze powróci mi animusz boleśnie utracony. W sumie powrócił wraz z grzmotami nadchodzącej burzy. Do ostatniej chwili liczyłem że złapie mnie tylko deszcz ale bez burzy. Do Andrzejówki miałem jeszcze kawał podjazdów, nie było szans żeby tam zdążyć przed burzą więc stwierdziłem że spadam w dół. Parę kropel na mnie spadło ale byłem szybszy niż burza. Ciśnięcie 30 km/h po płaskim Spectralem pod wiatr skończyło się tym, że pod Świdnicą jechałem jak Chris Froome. No w sensie że wyglądałem jakbym miał umrzeć zaraz :D

I tak właśnie zrobiłem 1/3 a może nawet 1/4 zaplanowanych atrakcji buuuu






Kategoria 50-100 km


  • DST 54.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 22.66km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Podjazdy 852m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rościszowski wibrator

Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 26.07.2015 | Komentarze 5

Jestem prawdziwą blondynką :) Reszta pozostanie tajemnicą.



Licznik mi zgłupiał, pokazuje czas jazdy 3:23 ale nie przeszkadza mu to w wyświetlaniu prawidłowej średniej dla 2:23. Skąd on wytrzasnął dodatkową godzinę?

ps
Już wiem, jestem tlenioną blondynką :D
Kategoria 50-100 km


  • DST 50.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 11.90km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 1203m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góra pierwotnego zła

Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 27.06.2015 | Komentarze 4

Miałem dziś startować w Walimiu, nie wystartowałem :) Sorry, taki mamy klimat i miałem ochotę na coś konkretnego a nie jakieś tam Walimskie pitu-pitu. Konkrety miały być gdzieś indziej, ale znów ten klimat... postanowiłem że tenteguję i jadę na Ślężę z postanowieniem że albo będę mokry od potu, albo od deszczu i ogólnie mam to gdzieś. Najpierw było trochę tego drugiego, potem tylko to pierwsze w dużej ilości.



Dostałem zakaz zjazdu czerwonym szlakiem po deszczu, chociaż trudno było jednoznacznie określić czy tu coś padało. W sumie mało ważne bo wilgotność w powietrzu była prawie jak podczas deszczu. Skoro zakaz to zakaz, ale zakazu nie było na czerwony w stronę Wieżycy.



Na HT walczyłem tam o niewyrwanie mi rąk, na fullu to się jedzie aż miło.



Planowany powrót na Przełęcz Tąpadła czarnym szlakiem zakończył się na skrzyżowaniu z czerwonym. Chwila zadumy, przemyśleń... Talas w dół i wio w górę. W zakazie nie było mowy o jeździe w górę.



Ciężko, ciężko, ale do schodów da się dojechać. Potem rower na plecy i wspinaczka by oddać magii i potędze góry należytą cześć.


Allez!

Drugi raz ląduje na szczycie Ślęży, zjazd żółtym. Na początku mnóstwo ludzi, prędkość zerowa. Jakaś Niemka wydarła się, że za zakrętem reszta oddzi.... reszta grupy idzie. W 39 nie byli tacy strachliwi. W końcu dotarłem do ścieżki wzdłuż żółtego i tam się zaczęło:) Wyłączyłem myślenie, włączyłem radość z pracy zawieszenia i mijania drzew. Najlepiej przejechany fragment w życiu, rozmowa z górami dała efekt ;)

Potem kawałek Raduniowania, powrót przez Kiełczyńskie i obżarstwo.




Podobno okazało się, że Radziory nie strusie i też potrafią latać, kto ich tam wie.
Kategoria 50-100 km


  • DST 62.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 17.71km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 996m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazdowo

Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 20.06.2015 | Komentarze 3

Któregoś dnia, pięć minut przed wyjściem do pracy wpadłem na pomysł wystartowania w V wyścigu MTB Walim. Z natury trzymam się z dala od takich spędów, nie jest tajemnicą że najlepiej się czuję kiedy się... ekhm kiedy jeżdżę po nocach (i nie tylko jeżdżę). Tak naprawdę ten start ma/miał być alibi do wyciągnięcia nieruchawej rodzinki z domu, ale coś czuję że to mnie przerosło :p Także start stoi pod znakiem zapytania, chyba że będę miał dobry humor i wezmę Spectrala by podrywać fanki. Bo trasa jest jaka jest. Miejscami nawet fajnie



Ale zjazd z Włodarza autostradą... nuda. Jak coś będę śmigał na mini, mega to trochę za dużo i o ile fajne podjazdy na Wielką Sowę (tak tak tak czerwony przez schroniska!) to znowu zjazdy słabo, gdyby puścili niebieskim.... :)

Happysad śpiewa "burdel w mej głowie jak w damskiej torebce" trzeba to zmienić na wersję z moją kierownicą

Mogłem założyć latarkę :D Taki mały zestaw do nawigacji.


Acidka w tym tygodniu dostała pełen serwis amortyzatora zrobiony moimi ręcyma. Efekt taki że blokada odżyła :)


Dzisiejsza jazda to trochę porażka. Padało, obżarłem się jak kot a tu nagle pogoda się zrobiła. I z tym pełnym żołądkiem turlałem się dziś ble...

A po jeździe okazało się że wywalono fragment nudnego asfaltowego podjazdu do kompleksu Włodarz i zamiast tego jakiś teren. Interesujące :)






  • DST 69.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 16.56km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 1251m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielkosowan forte

Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 2

Wczorajsza burza pokrzyżowała mi plany. Nastawiałem się na nocną jazdę, rozważałem też zrobienie tej samej trasy za dnia ale ilość deszczu jaka spadła zniechęciła mnie od tego. A co sobie wymyśliłem to tajemnica, bo mogę za to dostać w łeb ;)

Awaryjnie Wielka Sowa. Czego można się spodziewać w górach po deszczu gdy następnego dnia wyjdzie słońce? Tak, miliardy much.

Podjazd na Sowę niebieskim, niebieski po deszczu to inny niebieski niż tydzień temu. Zdjęć brak bo to groziło śmiercią. Każda chwila bezruchu powodowała że ta chmara owadów dookoła myślała że już trup. Cały las na mnie leciał. Już na samym początku podjazdu niebieskim na przełęcz wiedziałem co się święci. Krowy tak kręciły ogonami że myślałem że odlecą. Ale tam tylko były tysiące much. Im wyżej tym więcej, całe miliony. Na szczycie Sowy nie lepiej, ale kota to nie ruszało bo opiekał się równo z dwóch stron.



Na szczycie stwierdziłem że spierdzielam prosto do domu. Gdy już się zbierałem, na szczycie pojawił się rowerzysta który pomknął czerwonym w stronę Koziego Siodła. Nie wytrzymałem i też tam pojechałem :D


Wieczna kałuża odżywa. Jeśli chodzi o czarne kropki na zdjęciach to nie jest ufo.

Z Koziego zielonym strefowym z powrotem na szczyt. Po tej stronie były tylko dziesiątki owadów. Drugi raz na szczycie nawet nie próbowałem się zatrzymać i tak pewnie byłoby do końca gdyby nie chęć udokumentowania pierwszego razu.


Zjazd stokiem narciarskim. 1,5 km długości, 300 metrów przewyższeń, 20% średniego nachylenia. Brak zakrętów tylko delikatne długie łuki, dosyć gładko... Chyba więcej nic pisać nie muszę bo każdy zrozumie co mam na myśli, a ci co nie wiedzą lepiej żeby się tam nie pchali. Kiedyś Pan Wieżowy namawiał mnie żebym tamtędy zjechał, to jeszcze było w czasach Unibika. Gdybym posłuchał to nie pisałbym dzisiaj tych słów :D Chociaż pewna Czeszka pewnie zjechałaby swoim holendrem...




Zdjęcia zrobione rozgrzanymi XTekami.


I sru do domu zahaczając jeszcze małe co nieco.

Gdzieś pod Świdnicą spotkałem pendolino - najpierw słyszę szum, potem widzę rower czasowy, nieźle :)




  • DST 68.00km
  • Czas 04:49
  • VAVG 14.12km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura -2.0
  • Podjazdy 1289m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kalenicosowa i tajemny singiel

Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 2

Prognozy kłamią! Miało być zachmurzone niebo, a nawet jakiś deszcz a jeśli coś padało to z czoła. Po ciul brałem cały ten majdan na ciulowe warunki?! Wrrr... :D

Za to obrodziło dziś rowerzystami! Aż się czterogłowe uda cieszyły. Na niebieskim na Walimską towarzyszył mi Świdnicki bajker który ostatecznie odjechał mi na podjazdach bo jak wiadomo z fulla bata nie ukręcisz. Na przełęczy chwilowy towarzysz pojechał fioletowym z domieszką różnych kolorów, a ja na niebieski bo jak wiadomo z fulla bata... ejjj ale ja przecież mam talasa! Pajki srajki, TALAS kuchwa*! Zmiana skoku i czarnuch zatrzymał się dopiero w najtrudniejszym momencie bo mi oczy zalało. No dobra, paru watów brakło ale było blisko. Cubem stawałem wiele razy...


Dopadł mnie podjazdowy szał, więc później wjechałem(lol) na nieplanowaną Kalenicę. Ale to później.

Wracając do Sowy. Na szczycie trójka czeskich sakwiarzy. Gdy się pożywiałem przez szczyt przejechała Bajkerka, niestety nie zatrzymała się a już zastanawiałem się czy dać jej dotknąć mojego Mrocznego. Jej strata :D W międzyczasie Czesi pojechali w stronę Koziego Siodła. Myślę sobie, no nieźle z sakwami takim szlakiem.


Sowiogórski kamieniu, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie
Kto próbował jeździć po tych cholernych Mieroszowskich oesach ;)

Wracając do Czechów. Przed Kozim Siodłem przeleciałem obok nich. Dopiero wtedy zauważyłem że dwójka ma jakieś tam mtb a jedna holka walczy na holendrze! Niech mnie koła biją, na holendrze w górach, po kamieniach czerwonego szlaku do Koziego Siodła i kto wie gdzie jeszcze?! Niech oni przestaną to jarać :D

Dziwactw było więcej, np. wieczna kałuża która wygląda jakby miała przestać być wieczną i da się już przejechać na wprost :o



Gdzieś po drodze pokręciłem z kolejnym rowerzystą tym razem z Ząbkowic(?). Razem zawalczyliśmy o Kalenicę, po czym pojechał na Woliborską a ja... miałem inne plany.


Czar prysł

awaleiB


Sowa

Z Zimnej Polanki poleciałem żółtym do do, no w dół. Ach, ach ale miałem frajdę! Tylko potem na Stravie mi mina zrzedła  jak zobaczyłem że Legnicka wymiataczka kilka dni temu o ponad minutę szybciej zjechała. Kobiety mnie biją, jak nie Kuternoga to Everestowa.

Nie bez powodu tam się pojawiłem. Gdzieś miał być fajny singiel, wyczaiłem mapkę z zaznaczoną trasą. Niestety to była mapka z ręcznie narysowaną trasą, nie track. Po przerysowaniu tego na gps okazało się że nic tam nie ma. Znaczy było coś ale wolę o tym nie myśleć żeby sobie nie zepsuć świetnego humoru.


*na zjazdach domyślam się, że talas sralas :D


  • DST 73.00km
  • Czas 05:32
  • VAVG 13.19km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 1555m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocny Radek

Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 05.06.2015 | Komentarze 11

Długo to we mnie siedziało. Ciągle jednak coś stawało na przeszkodzie. Wreszcie udało się. Godzina 21 start, zachód słońca a ja jadę na południe! Po przygodę, po chwilę intymnego kontaktu z górami. Tylko ja, rower i góry.



W głowie kilka wariantów trasy. Konkrety zaczynam od niebieskiego szlaku do Przełęczy Walimskiej. Po drodze imprezka pod lasem, raczej ludzie pozytywni. Przy samej Przełęczy parę samochodów i parę osób opierających się o fury. Dziwnie milczący, coś mnie tknęło i wygasiłem się do minimum żeby przypadkiem nie prowokować. Jakaś zła aura od nich biła. Uff, ostatni ludzie tej nocy...


Zdjęcie z cyklu piękna i bestia oraz księżyc z lewicy zdjęcia.

Podjazd na Sowę bez rewelacji, żadnych zwierząt po drodze co mnie nieźle zaskoczyło. Najważniejsze że na szczycie był umiłowany Władca który opalał się w blasku mojej latarki.



Fajnie, fajnie, ale to nie Sowa była tej nocy gwoździem programu. Lecim na Kalenicę!



Na podjeździe na Słoneczną musiałem się zatrzymać by trochę odpocząć. Bez sensu, zwyczajnie brakło mi sił. Jak mawiał święty Łukasz pewnych spraw nie oszukasz, moje ostatnie problemy zdrowotne musiały zostawić jakiś ślad. Osiągając szczyt na Kalenicy uświadomiłem sobie, że niby noc a do tej pory nie ma o czym pisać. Nie ma o czym opowiadać, ale przecież dla wielu taki wypad nocą samotnie w góry to coś łał i w ogóle. I co ja mam opowiedzieć, że no byłem pojechałem i wróciłem. Lipa. Na Kalenicy ładuję się na wieże.


Koordynaty priorytetowego celu dla rakiet wujka Władimira 50°40′59″N 16°36′40″E A to że w nocy wygląda uroczo to nic nie zmienia. Ja też w całkowitej ciemności wyglądam uroczo.


W pierwszym planie Dzierżoniów, w tle Wrocław a pomiędzy Ślęża z czerwonym nadajnikiem na szczycie.

Zdjęcia nie oddają tego jak wygląda świat z wieży oświetlony księżycem. Bajka.

Powrót na Wielką Sowę. Wreszcie coś się zaczyna dziać. Zaraz za Przełęczą Jugowską natykam się na mnóstwo świeżych, pachnących kup:) których przy pierwszym przejeździe nie było. Najwyraźniej jakieś stado tam się kręci. Rozglądałem się, nic nie widziałem. Za to z trawy wyszedł bardzo zaciekawiony Młody.


Ciekawski świata, dosyć nie ufnie ale podchodził coraz bliżej. Wytłumaczyłem mu żeby nigdy więcej nie zbliżał się do ludzi, bo ludzie są źli. Chyba zrozumiał bo spokojnie odszedł oglądając się co chwilę. Podjechałem kawałek dalej i też obejrzałem się za siebie by sprawdzić czy przypadkiem za mną nie biegnie. Liska nie było, zobaczyłem jednak coś innego.


Z pozdrowieniami dla wszystkich których przeraża wizja bycia samemu w ciemnym lesie :D

Drugie szczytowanie na Sowie już bez kota więc nie ma o czym pisać. Zjazd niebieskim przy porannych zorzach. Cała noc w górach, brutto prawie osiem godzin. Tego było mi trzeba.


ps
Siedząc sobie nocą na Kalenickiej wieży nie mogłem się pozbyć myśli, nic to osobistego, faktycznie może jestem cipą ale z jajami! ;)
ps2
W dodatku jestem gapa bo zapomniałem o jednej fotce z niebieskiego szlaku


I jeszcze słowo o kwestiach technicznych. Na dwie latarki poszło mi 12 ogniw 18650 różnej pojemności. Nie oszczędzałem i często zmieniałem przed rozładowaniem. W pełni naładowanych zostało mi jeszcze 6 także luzik. Jak ktoś tu kiedyś napisał akumulatory szły jak chusteczki przy pewnych filmach :D









  • DST 60.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 13.53km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 1293m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z pamiętnika masochisty

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 02.05.2015 | Komentarze 3

Nigdy nie czułem się tak źle, a zarazem tak dobrze. Dzisiejszy dystans i przewyższenie to mniej więcej Wielka Sowa, tylko bez przekraczania 600 m n.p.m.  Interwały! Kto nie skacze ten z nizin! ;)

Trochę zieleni dla uspokojenia.



Plan na dziś przewidywał przejechanie całego czerwonego szlaku Strefy MTB Sudety. Do tej pory jeździłem jego fragmenty, a nawet jeden z fragmentów był mi całkiem obcy. Początek tradycyjnie ostro w górę koło wiszącego mostu. Wariant trudny, dziś nie było odpuszczania.

Kto znajdzie dzika? Musiałem, no musiałem :D



Ostatni fragment do Toszowic schrzaniłem, tzn. zgubiłem szlak i pojechałem łąkami zamiast płaskiego asfaltu. Mam zboczenie łąkowe i żadnej łące nie odpuszczę :D W nagrodę trzeba było się wspinać asfaltem przy pięknym nachyleniu. Tu zrobiłem małą przerwę na zapoznanie się z Polską motoryzacją.



Zainteresowanych większą ilością zdjęć zapraszam tutaj

Zjazd do Glinna i znowu pod górę. Tam wpadł mi w oko podjazd który nie był szlakiem mtb. Coś mnie tam ciągło więc pojechałem. Na szczycie znalazłem to co mnie tam przyciągało.



I tak właśnie powstało kółeczko, a raczej serduszko na śladzie gps. Wjechałem w nieznany mi las i jeździłem przed siebie ciesząc się jazdą. Znajdując taką perełkę, takie malowniczy fragment że och i ach.


Zielono mi! Ślęży też :)

Cisza i spokój:) Nawet znalazł się tam zjazd duponadkolny, który trochę mnie skonsternował bo skoro był ostry i długi zjazd to musiał być podjazd. Co nie zabije to wzmocni :)

Mój koci zmysł orientacji w terenie przeszedł samego siebie. Idealnie trafiłem w miejsce z którego zaczynałem, a tam On był dalej.



Skoro udało się trafić z powrotem to postanowiłem wrócić do czerwonego szlaku, tym razem fragment zupełnie mi obcy czyli drugie prawie kółko na śladzie. Góra-dół jak temperatura tej wiosny. Mniam. Później już zostały znany kawałek w stronę tamy, tu już zacząłem czuć że poszło mi w nogi i na podjazdach była Halina Mlynkova. Powrót do cywilizacji okazał się brutalny, korek totalny przy tamie. Wiadomo weekend majowy, buractwo się zjechało. A buraki jak to buraki muszą zaparkować przy samej tamie, przy całej przyczepie buraków jaka się w takie dni wysypuje okazało się że już zabrakło miejsca żeby przejeżdżające samochody mogły się zmieścić. Już myślałem że dojdzie nawet do rękoczynów jak jeden z kierowców wyskoczył z samochodu, ale odpuścił jak zobaczył że tu pół dawnego województwa Wałbrzyskiego stało w tym cholernym korku. Co ciekawe nikt mnie dziś nie próbował zabić jak to było podczas majówki roku 2012. Jeszcze jest szansa ;) Tyle z marudzenia bo przez większość dzisiejszej trasy nie widziałem ani jednego ludzia :) I nawet małej głupawki dostałem hihi.



O takie rowerowanie walczyłem.



Kategoria 50-100 km


  • DST 64.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 14.60km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1229m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ten tego... Wielka Sowa!

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · dodano: 06.04.2015 | Komentarze 2

Powtarzam się któryś tam już raz. Moje plany nigdy nie wypalają. Planowałem dziś dzień odpoczynku. Wczoraj wieczorem sms z magicznym słowem "Sowa" i już było po moich leniwych planach :)



Ten wypad dostaje główną nagrodę za całokształt trudności. Już sam start ze Świdnicy nie należał do zwykłych. Jechaliśmy w pięknie padającym śniegu, który towarzyszył nam cały dzień. Pfff to nas nie mogło zatrzymać. Podjeżdżając na przełęcz Sokolą zrobiło mi się miękko pod tyłkiem, gdyby można było przekleństwami napompować koło... ale tak się nie da i postój na zmianę dętki. No ładnie zaczęło się i wcale to nie był koniec kłopotów. Na zjeździe w stronę Koziego Siodła chcę zmienić biegi, a tu luz na manetkach. Zerwana linka? Tak myślałem, okazało się że zamarzła mi tylna przerzutka. Przednia zresztą też ale ta jest mniej czuła na takie historie. Wybiło mnie to wszystko z rytmu i jazda stała się męczarnią. I tak bywa, ale jak to mówią jeśli chcesz zobaczyć tęczę, nie narzekaj na deszcz.



W końcu padło pytanie co dalej? Na moją odpowiedź o niebieskim szlaku Emi zrobiła minę która zwiastowała że będzie się działo. Przez głowę przechodzi myśl że skoro kręci nosem na niebieski który nie jest jakiś tam byle jaki to co? Haha i właśnie w ten sposób zjechaliśmy żółtym szlakiem do Walimia.



Śnieżno-kamienna rozkosz na której odżyłem i tryskałem radochą dookoła. Mój pierwszy raz na żółtym i nie ma opierdalania się jak to mawiał klasyk. Kuniec bo znowu zaczynam się jarać jak pręty w Czarnobylu.


ps
Jeszcze raz dzięki za wafelka ;)
ps2
Emi nie pisz do mnie dziś :D


  • DST 71.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 16.08km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 1494m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pożegnanie Zimy

Sobota, 7 marca 2015 · dodano: 07.03.2015 | Komentarze 2

Spowiedź na początek.
Kiedyś byłem najgłośniej krzyczącym "zimo wypier...!".
Głupi.
Teraz łezka kręci się w oku gdy odchodzi.

A znika z każdą chwilą co potwierdziły dwa wjazdy na Wielką Sowę tą samą trasą. 1,5 godziny różnicy i warunki znacznie inne.


Moja facjata skradziona od Lei

Podjazdy dzisiaj nie zasłużyły na Oskara, chociaż trzeba odnotować że czerwona ściana do Orła została zaliczona z przyjemnością.
Zjazdy do inna para spdeków. Do Koziego Siodła wymarzone warunki jak dla mnie czyli mokro i ślisko. A podobno jestem taki grzeczny i spokojny chłopak :D Niebieski do Przełęczy Walimskiej miodzio, zresztą co ja będę bajki znowuż opowiadał. Lepiej wrzucę fotkę, Lei na tle hmm... chyba jednak bardziej wiosennym niż zimowym.



Dobra nie będę już ściemniać, że podjazdy, że zjazdy, że widoki, że coś tam. Czas na najważniejsze, najlepsze zdjęcie wieży na Wielkiej Sowie jakie zostało przeze mnie zrobione! Tak, jest tam wieża jakby ktoś nie zauważył.



Góry Sowie są to góry kompletne. Są widoki, świetne trasy, jest magia i jest kot :) Taaaki zadowolony



I nagła zmiana klimatów przy Zamku Grodno.



I trasa brzegiem Jeziora Bystrzyckiego gdzie walczyłem z dwiema moimi fobiami. Lękiem wysokości i lękiem przed wodą. A czasem trasa mnie zaskakiwała za zakrętem.



Styknie na dziś. No dobra, jeszcze coś czyli jak to wygląda z drugiej strony aparatu.





Zimo, będę tęsknić. Ale nie wracaj zbyt szybko!