Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

>800m n.p.m.

Dystans całkowity:3574.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:221:13
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:51698 m
Liczba aktywności:50
Średnio na aktywność:71.49 km i 4h 25m
Więcej statystyk
  • DST 73.00km
  • Czas 05:32
  • VAVG 13.19km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 1555m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocny Radek

Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 05.06.2015 | Komentarze 11

Długo to we mnie siedziało. Ciągle jednak coś stawało na przeszkodzie. Wreszcie udało się. Godzina 21 start, zachód słońca a ja jadę na południe! Po przygodę, po chwilę intymnego kontaktu z górami. Tylko ja, rower i góry.



W głowie kilka wariantów trasy. Konkrety zaczynam od niebieskiego szlaku do Przełęczy Walimskiej. Po drodze imprezka pod lasem, raczej ludzie pozytywni. Przy samej Przełęczy parę samochodów i parę osób opierających się o fury. Dziwnie milczący, coś mnie tknęło i wygasiłem się do minimum żeby przypadkiem nie prowokować. Jakaś zła aura od nich biła. Uff, ostatni ludzie tej nocy...


Zdjęcie z cyklu piękna i bestia oraz księżyc z lewicy zdjęcia.

Podjazd na Sowę bez rewelacji, żadnych zwierząt po drodze co mnie nieźle zaskoczyło. Najważniejsze że na szczycie był umiłowany Władca który opalał się w blasku mojej latarki.



Fajnie, fajnie, ale to nie Sowa była tej nocy gwoździem programu. Lecim na Kalenicę!



Na podjeździe na Słoneczną musiałem się zatrzymać by trochę odpocząć. Bez sensu, zwyczajnie brakło mi sił. Jak mawiał święty Łukasz pewnych spraw nie oszukasz, moje ostatnie problemy zdrowotne musiały zostawić jakiś ślad. Osiągając szczyt na Kalenicy uświadomiłem sobie, że niby noc a do tej pory nie ma o czym pisać. Nie ma o czym opowiadać, ale przecież dla wielu taki wypad nocą samotnie w góry to coś łał i w ogóle. I co ja mam opowiedzieć, że no byłem pojechałem i wróciłem. Lipa. Na Kalenicy ładuję się na wieże.


Koordynaty priorytetowego celu dla rakiet wujka Władimira 50°40′59″N 16°36′40″E A to że w nocy wygląda uroczo to nic nie zmienia. Ja też w całkowitej ciemności wyglądam uroczo.


W pierwszym planie Dzierżoniów, w tle Wrocław a pomiędzy Ślęża z czerwonym nadajnikiem na szczycie.

Zdjęcia nie oddają tego jak wygląda świat z wieży oświetlony księżycem. Bajka.

Powrót na Wielką Sowę. Wreszcie coś się zaczyna dziać. Zaraz za Przełęczą Jugowską natykam się na mnóstwo świeżych, pachnących kup:) których przy pierwszym przejeździe nie było. Najwyraźniej jakieś stado tam się kręci. Rozglądałem się, nic nie widziałem. Za to z trawy wyszedł bardzo zaciekawiony Młody.


Ciekawski świata, dosyć nie ufnie ale podchodził coraz bliżej. Wytłumaczyłem mu żeby nigdy więcej nie zbliżał się do ludzi, bo ludzie są źli. Chyba zrozumiał bo spokojnie odszedł oglądając się co chwilę. Podjechałem kawałek dalej i też obejrzałem się za siebie by sprawdzić czy przypadkiem za mną nie biegnie. Liska nie było, zobaczyłem jednak coś innego.


Z pozdrowieniami dla wszystkich których przeraża wizja bycia samemu w ciemnym lesie :D

Drugie szczytowanie na Sowie już bez kota więc nie ma o czym pisać. Zjazd niebieskim przy porannych zorzach. Cała noc w górach, brutto prawie osiem godzin. Tego było mi trzeba.


ps
Siedząc sobie nocą na Kalenickiej wieży nie mogłem się pozbyć myśli, nic to osobistego, faktycznie może jestem cipą ale z jajami! ;)
ps2
W dodatku jestem gapa bo zapomniałem o jednej fotce z niebieskiego szlaku


I jeszcze słowo o kwestiach technicznych. Na dwie latarki poszło mi 12 ogniw 18650 różnej pojemności. Nie oszczędzałem i często zmieniałem przed rozładowaniem. W pełni naładowanych zostało mi jeszcze 6 także luzik. Jak ktoś tu kiedyś napisał akumulatory szły jak chusteczki przy pewnych filmach :D









  • DST 30.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 8.96km/h
  • Podjazdy 1321m
  • Sprzęt Mroczne Widmo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z wrażenia nie wiem co tu wpisać

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 18.05.2015 | Komentarze 5

Narobiło mi się zaległości, ale tyle się działo że nie dało się inaczej.

Teraz już na spokojnie czytam sobie smsy i już rozumiem co oznaczał fragment "zapowiada się mocna RZEŹ".

Przygotowania do rzezi trwają, czyli przygotowania do OeSu jakiegoś tam.


Jeśli to był OS4 to mogę się pochwalić stratą 29 minut do najlepszego. Na zjeździe żeby nie miał nikt wątpliwości. Zjeździe? Spadzie? Przeżyłem :D

Później było już tylko trudniej. Krótko mówiąc, jeździłem po różnych nawierzchniach. Były błota, korzenie, śniegi, lody, krowie placki ale to zastałem pod kołami w Górach Suchych było najgorszym syfem po jakim jeździłem (a raczej prowadziłem rower). Tylko wylana gnojowica była gorsza, wydałem majątek na myjni żeby wypłukać smród z opon.

Za to pogoda dopisała, a na Śnieżce śnieg.


Z wrażenia nie robiłem zdjęć na tych wszystkich dzikich fragmentach, dopiero kolejne piwo na Szpiczaku przypomniało mi że coś w tym plecaku wożę.

Człowiek z lękiem wysokości wlazł na wieżę widokową. Może coś jeszcze ze mnie będzie ;)


Podkradłem fotę jako materiał dowodowy ;) Dobrze że na zdjęciu nie widać tego że nie oddychałem.





Na szczycie było fajnie, ale przyszedł czas na zjazd. I polecieli






Nawet ja coś zjechałem. Gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości to według gpsa osiągnąłem 121 km/h. I co zatkało? :D Chyba spadłem w przepaść.


Miejsce na małą reklamę. Gulaszowa w Andrzejówce jest faktycznie świetna.



Pod koniec nasza grupa postanowiła się rozdzielić i część pojechała na Waligórę. A tam postanowiliśmy spalić na stosie z rowerów autorkę dzisiejszej rzezi. Na zdjęciu jeszcze nie wiedziała co ją czeka, dokładnie tak samo jak część grupy nie wiedziała tego startując z Sokołowska. Tylko trochę krzyczała ;)



I na koniec dziękuję wszystkim czekających po zjazdach. Czekając można było wypić piwo i wytrzeźwieć :D




Kategoria >800m n.p.m., 0-50 km


  • DST 64.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 14.60km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1229m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ten tego... Wielka Sowa!

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · dodano: 06.04.2015 | Komentarze 2

Powtarzam się któryś tam już raz. Moje plany nigdy nie wypalają. Planowałem dziś dzień odpoczynku. Wczoraj wieczorem sms z magicznym słowem "Sowa" i już było po moich leniwych planach :)



Ten wypad dostaje główną nagrodę za całokształt trudności. Już sam start ze Świdnicy nie należał do zwykłych. Jechaliśmy w pięknie padającym śniegu, który towarzyszył nam cały dzień. Pfff to nas nie mogło zatrzymać. Podjeżdżając na przełęcz Sokolą zrobiło mi się miękko pod tyłkiem, gdyby można było przekleństwami napompować koło... ale tak się nie da i postój na zmianę dętki. No ładnie zaczęło się i wcale to nie był koniec kłopotów. Na zjeździe w stronę Koziego Siodła chcę zmienić biegi, a tu luz na manetkach. Zerwana linka? Tak myślałem, okazało się że zamarzła mi tylna przerzutka. Przednia zresztą też ale ta jest mniej czuła na takie historie. Wybiło mnie to wszystko z rytmu i jazda stała się męczarnią. I tak bywa, ale jak to mówią jeśli chcesz zobaczyć tęczę, nie narzekaj na deszcz.



W końcu padło pytanie co dalej? Na moją odpowiedź o niebieskim szlaku Emi zrobiła minę która zwiastowała że będzie się działo. Przez głowę przechodzi myśl że skoro kręci nosem na niebieski który nie jest jakiś tam byle jaki to co? Haha i właśnie w ten sposób zjechaliśmy żółtym szlakiem do Walimia.



Śnieżno-kamienna rozkosz na której odżyłem i tryskałem radochą dookoła. Mój pierwszy raz na żółtym i nie ma opierdalania się jak to mawiał klasyk. Kuniec bo znowu zaczynam się jarać jak pręty w Czarnobylu.


ps
Jeszcze raz dzięki za wafelka ;)
ps2
Emi nie pisz do mnie dziś :D


  • DST 71.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 16.08km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 1494m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pożegnanie Zimy

Sobota, 7 marca 2015 · dodano: 07.03.2015 | Komentarze 2

Spowiedź na początek.
Kiedyś byłem najgłośniej krzyczącym "zimo wypier...!".
Głupi.
Teraz łezka kręci się w oku gdy odchodzi.

A znika z każdą chwilą co potwierdziły dwa wjazdy na Wielką Sowę tą samą trasą. 1,5 godziny różnicy i warunki znacznie inne.


Moja facjata skradziona od Lei

Podjazdy dzisiaj nie zasłużyły na Oskara, chociaż trzeba odnotować że czerwona ściana do Orła została zaliczona z przyjemnością.
Zjazdy do inna para spdeków. Do Koziego Siodła wymarzone warunki jak dla mnie czyli mokro i ślisko. A podobno jestem taki grzeczny i spokojny chłopak :D Niebieski do Przełęczy Walimskiej miodzio, zresztą co ja będę bajki znowuż opowiadał. Lepiej wrzucę fotkę, Lei na tle hmm... chyba jednak bardziej wiosennym niż zimowym.



Dobra nie będę już ściemniać, że podjazdy, że zjazdy, że widoki, że coś tam. Czas na najważniejsze, najlepsze zdjęcie wieży na Wielkiej Sowie jakie zostało przeze mnie zrobione! Tak, jest tam wieża jakby ktoś nie zauważył.



Góry Sowie są to góry kompletne. Są widoki, świetne trasy, jest magia i jest kot :) Taaaki zadowolony



I nagła zmiana klimatów przy Zamku Grodno.



I trasa brzegiem Jeziora Bystrzyckiego gdzie walczyłem z dwiema moimi fobiami. Lękiem wysokości i lękiem przed wodą. A czasem trasa mnie zaskakiwała za zakrętem.



Styknie na dziś. No dobra, jeszcze coś czyli jak to wygląda z drugiej strony aparatu.





Zimo, będę tęsknić. Ale nie wracaj zbyt szybko!















  • DST 67.00km
  • Czas 03:51
  • VAVG 17.40km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1041m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Magia gór

Niedziela, 1 marca 2015 · dodano: 01.03.2015 | Komentarze 2

Zyska sławę, królem będzie
Kto na szklaną górę wejdzie.
                       J. Kaczmarski

Dawno, dawno temu na wszystkie moje górskie pomysły słyszałem od bliskich tylko coś w rodzaju "po co? siedź w domu, zajmij się czymś innym itd". Od jakiegoś czasu głosy te zamieniły mniejsze bądź większe słowa poparcia. Nie wiem czemuż na mój nowy pomysł (obsesje?) znowu pojawiły się stare głosy. Nawet Lea jakoś niespecjalnie była do tego nastawiona. A wszystko rozchodzi się o Kalenicę, taką niewinną góreczkę w Górach Sowich. To wszystko na nic, postawiłem na swoim chociaż opinia Lei trochę mną zachwiała.

Start rano z pustego miasta Świdnica w towarzystwie Lei, która miała swoje plany ale dała się namówić na zmianę swojej trasy dzięki czemu przez najtrudniejszą część trasy miałem towarzystwo, a Lea dodatkowo zrobiła parę metrów przewyższeń. Tak razem dojechaliśmy do Przełęczy Sokolej, tam rozdzieliliśmy się. Emi swoją drogą w dół, a ja wręcz przeciwnie najkonkretniejszą ścianką w okolicy czyli czerwony szlak przez schronisko Orzeł. Wspaniałe procenty poszły w nogi, ale bez większego efektu. Lekko jakoś poszło, nigdy tak lekko nie było. Procentów ubyło? Zapomniałem dodać że wiosna zrobiła swoje i śniegu brak do schroniska Sowa. Od schroniska się zaczęło. Miało być źle, tragicznie. Bo przecież roztopy. Srutututu stringi z drutu. Dzisiejsze trasy to był pikuś w porównaniu z innymi zimowymi wypadami. Piękny, twardy, gładki, zmrożony śnieg.


Biały asfalt*

Jechało się wręcz banalnie. Ot autostradą na szczyt Wielkiej Sowy. Nie planowałem szczytować tam, ale ta po tej nawierzchni samo jechało. To może był mój wybór, a może magnetyzm tej góry przyciągał mnie do szczytu. Nie bez powodu. Na szczycie właśnie podano kota do stołu.



Na szczycie spotkałem jeszcze kogoś, ale kto to i co powiedział niech zostanie tajemnicą Gór Sowich. Góry dla mnie to coś więcej niż góry dlatego mam specyficzne podejście do nich ;) O tym więcej będzie za chwilę.

Ze szczytu pomknąłem w stronę Koziego Siodła, nawierzchnia dalej idealna. Z Koziego do Przełęczy Jugowskiej. Nawierzchnia? Dalej bajka, coś niesamowitego. Trochę lodu było na odkrytych kawałkach przed Jugowską ale nie był to żaden problem. Problemem był wiatr który niestety zgodnie z prognozami nasilał się z każdą chwilą. Na Jugowskiej schowałem się w drewnianej chatce by zastanowić się co dalej.



Wychylając się z niej odruchowo złapałem się za kask by mi przypadkiem go nie zdmuchło. Robiło się ekstremalnie, oczywiście w lesie było lepiej. Tylko mijane złamane drzewa i gałęzie nie nastrajały pozytywnie. Kalenica była na wyciągnięcie koła... jednak decyzja musiała być tylko jedna, uciekać stamtąd. Nie było sensu dalej walczyć szczególnie, że podjazd/podejście na Kalenice jeśli dobrze pamiętam jest odkryte. Nie wiadomo też jak tam wygląda sprawa śniegu, jeśli byłoby fatalnie tak jak miało być to wolę nie myśleć jak byłoby fajnie utknąć w śniegu na huraganowym wietrze ;) Wszyscy mówili mi nie jedź, jednak ostatnie słowo należało do natury która też mnie tam nie chciała. Nie czuję się rozczarowany, wręcz przeciwnie. Poczułem na sobie potęgę i magię gór, a to uczucie cenniejsze od zdobywania kolejnych szczytów.

A na dole sielanka. Striptiz z dwóch warstw, słońce i 9 stopni. Nawet wiatr taki w miarę. Chciałem kiedyś mieszkać w górach, już nie chcę. Mieszkanie na przedgórzu jest o wiele lepsze! Można doświadczyć tej różnicy między światem tam a tu.

Ostatni rzut oka na lepszy świat z którego wróciłem. A te chmury mówią jedno-wieje.


I to już koniec opowieści z Gór Sowich.


*tak jak w Iron Sky (taki głupi żarcik z mojej strony)




  • DST 64.00km
  • Czas 04:47
  • VAVG 13.38km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1228m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zimo trwaj?

Sobota, 14 lutego 2015 · dodano: 14.02.2015 | Komentarze 2

Sam już nie wiem, czy utraciłem zdolność pisania, nie chce mi się czy zwyczajnie cała góra emocji blokuje sygnał z mózgu do palców? Te zimowe wypady miażdżą wszystko co do tej pory w rowerowym życiu robiłem. Nierowerowym też?

Na dzień dobry Lea pochwaliła się bardzo fajną torebką podsiodłową, a ja pochwaliłem się niekompletnym ubiorem. Czego mi brakowało? Szczegóły u Lei



Lepsze ujęcia torebki też znajdą się u Lei :D

Po drodze pojawił się temat "jak właściwie jedziemy?" Bo cel był oczywisty ;) Mi chodził po głowie niebieski z Glinna, Emi upierała się na czerwonym z Rzeczki. Jak dobrze się stało, że dałem się przekonać na ten czerwony. Ba, dzisiejsze wszystkie decyzje były trafione!

Do Rzeczki jedzie mi się wspaniale mimo cholernego paszczowiatru. Dalej było równie świetnie, chociaż momentami trudno. I tu moment na pokłony dla opon. Do Sowy i na Sowę warunki idealne biorąc pod uwagę porę roku.




(fot. podkradzione, a co sobie będę żałował?)

Na zjeździe do Koziego Siodła nie ma lekko, Emi uciekła mi na zjeździe zostawiając mnie z dwiema niewiastami z czego wynikły różne fikołki. Zdjęć z tego wydarzenia nie ma, trochę szkoda bo było na co popatrzeć ;) Będzie za to zdjęcie już po fakcie z lekko widocznym szatańskim uśmieszkiem.



Przyjemności skończyły się na Kozim Siodle, ale tylko na chwilę. Taką dłuższą chwilę, taką jak żółty szlak do schroniska Sowa i miękkim śniegu. Musiało być tam naprawdę fatalnie bo narciarzom też coś tam nie szło.

Później nastał punkt kulminacyjny, jazda z powrotem do góry w kierunku niebieskiego pieszego w stronę Przełęczy Walimskiej. Tak, tego niebieskiego. Były pożegnania, a gdy przyszedł czas na zjazd... okazało się że nie taki diabeł straszny, tylko straszniejszy. Dobra, nie ściemniam. Było genialnie!



Z Przełęczy pomknęliśmy szlakiem którym chciałem podjeżdżać taaaa.... co tam się działo będzie dobrze się opowiadać, ale może nie tym razem :D Zdjęcia nie mówią nic w tym temacie więc wrzucę.





Na koniec krótkie przesłanie. Jeździjcie w kaskach, przyjąłem dziś na kask bryłę śniegu lecącą z drzewa. Bez kasku byłbym głupszy niż jestem ;) Dobranoc :)



ps
Chociaż patrząc na tytuł sam nie wiem czy kask mi pomógł ;)







  • DST 65.00km
  • Czas 04:27
  • VAVG 14.61km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1250m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Łeee, znowu ta Sowa :D

Niedziela, 1 lutego 2015 · dodano: 01.02.2015 | Komentarze 7

Nie róbcie tego w  domu!


No Ileż razy można, trasa podobna do zeszłotygodniowej. To zdjęcie wystarczy za komentarz. Można i to wiele razy. I każdy raz jest inny:)



Czy aby to nie jest nienormalne? Jazda w takich warunkach?



Czasem jechało się tak (ma się tą muskulaturę hihi)



Albo tak.



A jak już się nie da jechać, a nawet w ogóle poruszać można pobawić się w śniegu :D Wiecie, ostatni dzień ferii a na dole śniegu brak :D



Ostatnio chwaliłem stojak rowerowy na czerwonym szlaku obok Jeziora Bystrzyckiego. Okazało się że w Sowich też powstały gustowne stojaki.



I są świetne!



Powiem szczerze, wracając miałem wszystkiego dość. Po powrocie do domu nie chciało mi się rozbierać więc nie długo myśląc położyłem się na podłodze próbując pozbierać myśli po tym wszystkim. Polecam, podłoga ma wiele zastosowań ;) Po chwili takiego leżenia zacząłem znowu tęsknić za górami :)



Wiem, wiem. Opis kompletnie niemerytoryczny ale nie da się inaczej gdy jest się pod wpływem takich pozytywnych emocji. Kto siedzi w domu, a nie musi ten dupa.





  • DST 66.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Narty? Pfff, wolę rower!

Niedziela, 25 stycznia 2015 · dodano: 25.01.2015 | Komentarze 2

Uwielbiam to uczucie. Z jednej strony zmęczenie, z drugiej cała masa pozytywnej energii rozsadzająca od środka. To właśnie są Nasze Sudety! Tak mi dobrze, że nie wiem co pisać dalej. Nasze Sudety, bo jak się okazało nie tylko ja jestem taki dziwny żeby jeździć zimą po górach :) Proszę Państwa, oto Lea w swoim żywiole :)



Świetny humor mam więc zaszaleję i wrzucę swoją fotę. Jak dzielnie walczę ze śniegiem i wcale się nie wyglebiam :D



Zdjęcie ze szczytu musi być i basta!



Zdjęć z dołu nie będzie bo na dole jest tak paskudnie że szkoda na to patrzeć. Zima powinna wyglądać mniej więcej tak (zakładając że zima być musi, w innej wersji wolę +15 stopni).



Bo taka zima jest fajna. Ładnie, można pojeździć albo trenować wspinaczkę po lodzie przy okazji podbierając wodę żeby muflony miały mniej.


Na koniec mapka która wzięła i się urwała. Tak to jest jak w rękawicach naciska się trzy klawisze na raz :D








  • DST 62.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Podjazdy 1560m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jadę tam gdzie jadę

Niedziela, 30 listopada 2014 · dodano: 30.11.2014 | Komentarze 6

Pełen profesjonalizm, zero amatorszczyzny. International level.



Miałem takie natchnienie do wpisu ironiczno-podśmiechujkowego, ale żarty się skończyły. Dostałem info że byłem śledzony aaaaa(eL)!!!!
ojoj

Wracając do sedna. Start jeszcze w ciemnościach, cel Wielka Sowa. Standardzik a co? Temperatura całkiem przyjemna. W mieście lekko poniżej zera. Od połowy Michałkowej temperatura zaczęła spadać do maksymalnych -4,7 stopnia na Przełęczy Walimskiej. A dalej to już inwersja, na szczycie Sowy było -1,5. Bla bla bla. Zima.



Jak widać na kolejnym zdjęciu moje umiejętności fotograficzne są bardzo wysokie. Z tej okazji konkurs w którym do wygrania jest piwo. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie jakie to rękawice. Nagroda do odebrania w górach za 9 miesięcy jak się zrobi ciepło.

Całkiem komfortowa jazda, w tym roku jestem w pełni przygotowany do jazdy zimowej. Nic mi nie odmarzło. Fakt, procedura ubierania trwa ale warto. Wszystko fajnie do momentu w którym musiałem się zatrzymać w celu zrobienia miejsca na kolejną dawkę picia. Spodnie na szelkach są super. Hej, hej, hej kobiety mają jeszcze gorzej :D



Cóż by tu jeszcze dopisać. Właściwie w drodze na szczyt nic ciekawego się nie działo. Ot tylko wgniatające w siodło widoki zaszronionego wszystkiego uświadamiające że w górach jest lepiej niż w łóżku.



Na zjazd miałem niecny plan ominięcia zapewne oblodzonego fragmentu niebieskiego szlaku zielonym. Chociaż kusiło sprawdzić czy przypadkiem mimo to nie da się przejechać. Plan ten powalił mnie na kolana, dosłownie! Rozpogodziło się :)



Czyli kto śpi dłużej ten ma lepsze widoki i moje ślady :D



I tak rozmiękczony widokami przejeżdżałem po ściętych gałęziach których nie było komu sprzątnąć. Banał, ale wiadomo jak kończy się banał+mtb. Nieźle wyglebiłem padając na kolana. Wrrrr wszystko tylko nie kolana. Korzystając, że nikt mnie nie widzi klęczałem sobie tak przyglądając się z bliska oszronionej roślinności. Jednak pogoda nie sprzyjała klęczeniu więc postanowiłem że może wstanę. Coś mnie tknęło i rzuciłem okiem między nogami a tam ukazał mi się widok wielkiego, grubego, sterczącego pionowo konaru przechodzącego przez rower. Prawie zawał, całe szczęście tylko przeszedł przez pusty koszyk nie robiąc szkód ufff. Po tej przygodzie trochę obolały postanowiłem wrócić na łatwą ścieżkę do Przełęczy Walimskiej, a stamtąd drugi raz pojechać niebieskim.

Po kilku kilometrach zjazdów kolejna przygoda. Zauważyłem że zapada mi się amortyzator. Coś nie lubi zimna, dopompowałem dużo ale dalej dziadowsko chodził. Gdy się zagrzał w domu, napompowałem tyle ile trzeba i jest teraz okej. Nie podoba mi się to:(








  • DST 65.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 17.11km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 1507m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Noc jak noc, raczej ciemno niż jasno

Sobota, 8 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 5




Myślę, że ogromna liczba ludzi maskuje swoje szaleństwo. Przypuszczam, że wielu mogłoby odkryć dla siebie dużo nowego, gdyby odważyło się to szalone pudełeczko otworzyć. Może tak być, że wszystkie psychiczne choroby są jedynie nieumiejętnością obcowania z tym pudełeczkiem, zamrożeniem go lub otwarciem w nieodpowiednim momencie. Albo otwarciem i wypiciem całej fiolki naraz. Może dewiacje to jedynie źle dozowane szaleństwo? To bardzo prawdopodobne.
                                                                                                                                                     Łukasz L.U.C Rostkowski

Mądre słowa na początek, które stały się dla mnie bardzo bliskie. Nie będę smęcić bo to nie miejsce na to, a i wiadro endorfin przywiezione z gór nie pozwalają mi na smęcenie. Start jakoś po 19, bezchmurne niebo, cel Wielka Sowa. Naprawdę muszę coś więcej pisać?

Przy okazji chciałem przedstawić moich nocnych przyjaciół.



Niebieskie 2900 mAh
Różowe:) 2200 mAh
Srebrne pojęcia nie mam, mało jakoś
Na jednym niebieskim dojechałem do Przełęczy Walimskiej, jakaś godzina czterdzieści na latarce 2.8 mA więc jest nieźle ;)

A Convoy S2+ z kolimatorem świeci tak, no prawie tak jak na zdjęciu. Bez szerokokątnego obiektywu nie da się złapać jak szeroko świeci. Wszelkie typowe rowerówki mogą się schować i spalić ze wstydu.


Coś jednak wypadałoby napisać, tylko trudno pisać gdy ocieka się zacieszem. Łatwiej przychodzi marudzenie, taka już polska natura. Po paru kilometrach dostałem podmuch wmordewindu który uświadomił mi, że stare spodenki z za dużą wkładką(tyłek mi schudł) są lepsze na zimę. Jest za długa z tyłu i przodu, i ta nadmiarowa gąbka z przodu jest świetnym ptakochronem :D

Dojazd na Przełęcz Walimską bez większych przygód. Na przełęczy druga latarka na kask i achoj przygodo. Pierwsze kilka minut w lesie to nerwowe rozglądanie się na boki, które szybko ustępuje miejsca ogromnej radości z rozdzierania ciemności i wyświecania saren. Każda przecinka atakuje widokiem rozświetlonych wiosek, miast, nadajników na szczytach. Gęstymi mgłami w dolinach i wszystkim co można sobie w nocy wymarzyć. Przy tych temperaturach jakie teraz w górach są ciężko zrobić dobre zdjęcie więc nawet sobie nie zawracałem tym głowy. To trzeba samemu zobaczyć.



Na szczycie cisza, spokój i kot. Idealnie :)



Początkowo udawał, że nie jest zainteresowany. Do czasu gdy zacząłem sobie wcinać dobrze zmrożonego banana. Od tej chwili był wszędzie, nawet do plecaka chciał mi się wpakować. Jednak nie zabrałem go do domu bo nie miałbym już po co na Wielką Sowę jeździć. Na szczycie wskoczyłem w polarek i pozostało lecieć w dół. Za Walimiem wpakowałem się w mleko trzymające do Zagórza, potem już luzik tylko w Świdnicy zaatakował smog. Gdzieś po północy wylądowałem w domu, zaszalałem pod gorącym prysznicem i trochę przesadziłem bo okazało się że całe miasto zaparowałem i nic już nie widać. Sorry.