Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:6154.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:367:02
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:63185 m
Liczba aktywności:94
Średnio na aktywność:65.48 km i 3h 54m
Więcej statystyk
  • DST 57.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 15.69km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1471m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka Lenisowa

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 11.10.2014 | Komentarze 6

Cały wczorajszy dzień w pracy zastanawiałem się co tu w sobotę robić. Siły się wychorowały, chęci tak sobie. Już nawet stwierdził, że najpierw wyśpię się, potem coś pokręcę bo mam dużo zajęć i to nie byle jakich bo rowerowych! Mam karton części ale o tym ciiiiiii :D Coś mnie jednak wieczorem podkusiło żeby zobaczyć na necie "prognozę pogody" i błogie marnowanie czasu zakończyło się brutalnym ciosem od Lei która napisała żem leń... No racja, czym prędzej wyłączyłem to szatańskie urządzenie i ustawiłem budzik na czwartą... no na piątą bo trochę czwarta była przegięta. Rano budzik zaczął wrzeszczeć, wyłączyłem go, po czym mrugnąłem oczami tak przez kolejne czterdzieści minut kurde. Leń ze mnie straszny. Start jeszcze na latarce, ucięło mi na liczniku przez to 3 km bo okazało się że licznik postanowił nie pracować przy włączonej latarynce. Chyba zbliża się ten dzień kiedy oddam komuś kogo nie lubię bezprzewodowy licznik.



Słabe zdjęcie jako słaby przerywnik słabej jazdy. Wciąż jestem pociągający. Farmakologia, naturalne cuda, okłady z kota czy też ocieranie się o rower przyniosło skutki takie sobie, ale jest lepiej. Mam nadzieje, że wytelepanie na Sowie przyniesie lepsze skutki. Sowa, Sowa, ciągle Sowa. Nuda? A skądże znowu! Góry o tej porze roku zmieniają się z tygodnia na tydzień. Jeszcze niedawno zielono, dziś pojawiają się kolory, zapiekanki, prostytutki.



Właściwie to nie miałem wjeżdżać na szczyt, ale piękny tekst o naszych kochanych górach z najnowszego BikeBoardu nie pozwalał mi przelecieć gór bez chwili kontemplacji na szczycie. Kontemplacji nie byle jakiej bo z dwoma idealnymi bananami, takimi zakrzywionymi nie spełniającymi norm unijnych, żółtych ale w środku twardych jak zielone. Miodzio! :D Chyba zapomniałem dodać którędy jechałem, ale to w sumie nie ważne. Najważniejsze jest to, że na ostatniej prostej do nóg doszedł sygnał o planowanym zjeździe niebieskim i te automatycznie przełączyły się na tryb zjazdowy czyli zmiękły i nie bardzo chciały do góry. Za to w dół zagrała piękna muzyka z małym zgrzytem w postaci małej gleby. Taka gleba spd tylko bez spd, nie zdążyłem się podeprzeć. Trzepłem się w złe kolano aż sobie kucłem i pozłorzeczyłem po czym poleciałem dalej w dół bo jeszcze trochę zabawy zostało. Tyle, idę spłodzić potwora.








  • DST 58.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 16.98km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1140m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Motylem jestem

Niedziela, 28 września 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 3

Flowerman
Fota na dziś z mojego przepastnego archiwum z okazji dnia Tęczowego Kwiatka © cremaster


Znowu bez konkretnego planu. Nigdy nie lubiłem planować, ale z nowym rowerem to już jest szaleństwo. Mam taką radochę z jazdy że nie liczy się gdzie, byle w góry :) W sumie nie chce mi się pisać bo miałem pisać przy piwku a jeszcze nie zacząłem a już kończy się :(



Koła zaprowadziła mnie na nowy zielony szlak stefowy w kierunku Przełęczy Walimskiej. Nawet przyjemna alternatywa dla niebieskiego, ale bez szaleństw. Z Przełęczy kolejny cel to Sowa w łatwy fioletowy sposób. Po drodze stwierdzam że esy floresy fantasmagorie, niewiele tu po mnie. Mnóstwo ludzi co jeszcze nie jest może tragedią, ale liczba psów luzem skutecznie mnie zdemotywowała. Na szlak ewakuacyjny wybrałem nowy zielony strefowy na Toompowej drodze ;) Dziś to były widoki :)



Nawet ukazała się Królewna


Ten zielony hmm... początek nic specjalnego, dalej to taki niebieski w wersji light. Mniejsze nachylenie, mniejsze kamienie, zdecydowanie więcej wody. Zdecydowanie, zdecydowanie. Idealne rozwiązanie na lato. Chłodzenie powietrzem na zjeździe i chlapanie wodą po nogach. Są tam też dwie duże kałuże na cała szerokość drogi. Przy pierwszej zwątpiłem jechać czy nie jechać, ślad rowerowy po dwóch stronach kałuży wskazywał że da się przejechać, ale wolałem przeprowadzić rower boczkiem. Druga była jeszcze większa i ślad roweru był tylko po jednej stronie... Najwyraźniej ktoś wjechał i utonął, podjąłem akcję ratowniczą ale że pływam doskonale tylko w wannie więc postanowiłem nie ryzykować.



Niestety zabawa kończy się dość wcześnie i trafia się na fragment autostrady, potem jeszcze kawałek czegoś mokrego i trafiamy na niebieski plac zabaw czyli to co tygryski lubią najbardziej :D Niestety znowu mnóstwo ludzi, psów i innych stworów. Jeden labladol postanowił pobiec za mną tzn. według jego właścicielki "tak tylko chciał postraszyć". Właścicielka ów na samym początku ataku zabłysnęła tekstem skierowanym do swojego psiaka "co? za motylkiem biegniesz?". Kur*a widzieliście kiedyś brodatego motyla na rowerze? Co te ludzie ćpią... Żarty żartami, ale jak przed sobą zobaczyłem jamnika po kuracji testosteronem (beagle) to odruchowo zatrzymałem się i chciałem wyciągać gaz. Całe szczęście był na smyczy, ale jak przejeżdżałem obok to wpadł w taki szał że właściciel trzymał smycz dwoma rękami i jest całkiem możliwe że psiak zadzierzgnął się od tego szarpania. Psa można wychować, jajnika nigdy.

A pod Pieszycami zaskoczenie, owce. Wyżarły wszystko co na polu rosło;) Owce na dole to znak że zaraz zima?







  • DST 72.00km
  • Czas 04:31
  • VAVG 15.94km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 1575m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tym razem nie solo, a w duecie!

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 16.09.2014 | Komentarze 6

Przydałoby się jakieś słowo wstępu, ale z tym mam zawsze problem więc pozwolę sobie ukraść wstęp od Emi w którym zawarła wszystko i nic już dodawać nie trzeba.

"No bo jak długo można jeździć tymi samymi szlakami, obsiadywać te same szczyty, głaskać tego samego kota i nie spotkać się???"

Wreszcie nareszcie można rzec. A to, że będzie fajnie już wiedziałem gdy w sobotę wieczorem przeszła taka ulewa, że aż kot nie mógł na to przez okno patrzeć. Niedzielny ranek też zaczął się ciekawie, okazało się że nie muszę się śpieszyć bo Lea postanowiła sobie dłużej pospać :) Ten nieplanowany nadmiar czasu został wykorzystany przez deszcz który sobie popadał żeby nie było nudno. Pogoda chciała zrobić nam jak najgorzej, a wyszło jej chyba wręcz przeciwnie. Po chwili czekania nad zalewem pojawiła się Lea i iście rekreacyjnym tempem pomkneliśmy w góry.

Jadąc do Glinna w pewnym momencie rzuciłem okiem na licznik uśmiechnąłem się sam do siebie myśląc że nawet dla mnie tempo jest spokojne, ale wolałem nie przyznawać się do tego bo wiadomo kto z naszej dwójki ma więcej watów w nogach a trasa wiedzie w nieznane bo wszystko obmyślaliśmy po drodze, no oprócz głównego celu jakim była Wielka Sowa chociaż i tu rozgorzała dyskusja którędy podjedziemy. Ten niebieski szlak to mi ciągle chodzi po głowie.

W ogóle to rozpisałem się, a przydałoby się jakieś zdjęcie może.

Emiii
  © cremaster
Jeden z nielicznych momentów gdzie widziałem Leę od przodu, bo zazwyczaj widziałem ją z drugiej strony, jeśli w ogóle widziałem ;);) Ba! Jeśli w ogóle coś widziałem bo były momenty że nie widziałem tego co pod przednim kołem przez parujące okulary.

Emiii
© cremaster

Na fioletowym szlaku mała przerwa na tankowanie. Okazało się, że z rury nie leci piwo ale i tak były powody do zadowolenia.

Przed wtajemniczeniem mnie w nie tak już tajemną drogę zrobiliśmy sobie postój na podziwianie pięknych widoków, widoczność w tym miejscu była zaskakująco dobra i nawet dawała nadzieję na słońce. Taaa....
We mgle
© cremaster

Podjazd legendarną Toompową drogą, jedzie się świetnie, a w dodatku przewodniczka wspaniale opisuje widoki których tego dnia nie było dane zobaczyć.

Na szczycie Sowy nie wyciągnąłem aparatu przez co bardzo żałuję. Nie udało się przez to uchwycić choć odrobiny rozpaczy Lei na widok zamkniętej wieży. Ale nawet najlepsze zdjęcie nie byłoby w stanie przekazać ogromu tej tragedii jaka spadła na tą małą ale wielką rowerzystkę. Czym sobie zasłużyła na tak ogromny cios? Chyba jednak niczym poważnym bo po chwili otworzyły się drzwi do tego raju i wielka tragedia zmieniła się w chyba jeszcze większą radość :D

Na szczycie robiło się coraz zimniej, także po zjedzeniu przez Leę batonika a przeze mnie banana :D postanowiliśmy pomknąć w dół. Ha, właściwie to gdzieś na początku powinienem że to był mój pierwszy raz jeżdżąc z kimś. I na zjeździe przekonałem się jak to jest zjeżdżać za kobietą. Lea napisała u siebie że zjeżdżałem jak szalony downhillowiec, Emi jak ja sobie to wczoraj w nocy przed snem przeczytałem to śmiałem się do poduszki. Ileż razy musiałem mocno hamować z powodu wiwatującego tłumu na widok mknącej po kamieniach kobiety bo mnie to oczywiście już nikt nie widział :D Ale muszę nieskromnie przyznać, że jestem zadowolony z siebie na tym zjeździe.

Po szaleńczych zjazdach czas na kolejny przystanek-Zygmuntówka. Dlaczego akurat tam? Odpowiedź jest prosta, ale jakby ktoś miał wątpliwość to podam odpowiedź. Mają tam kota! ;)
Kotek
© cremaster

Fajnie zjeżdżało się do Zygmuntówki, niestety potem trzeba było się z niej wydostać, a że podjazd był miękki to wcale nie było takie łatwe. Później było chyba jeszcze gorzej, co tu dużo mówić. Trawiasty podjazd na Zimną Polankę kompletnie mi nie wyszedł. Właściwie nie tylko trawiasty, bo ta trawa była bardzo bogato nawożona przez jakieś zwierzątka, więc zapewne to były muflony! :D

Na szczycie Lea sobie poczekała na mnie, ciekawe tylko czy ten uśmiech to był przez to że
a) wreszcie dojechałem
b) to jeszcze efekt odmienionej Zygmuntówki
c) to zwykły zaciesz bo sobie po kupach pojeździła
Emiii
© cremaster
Później to już "tylko" zjazd żółtym do Trzech Buków po przerażająco-wspaniałej nawierzchni kamienisto-liściasto-błotnistej z domieszką resztek drzewnych. Zupełnie nieznana mi trasa gdzie z podziwem patrzyłem z jaką gracją i lekkością przejeżdża to Lea. Dalsza trasa to już nic specjalnego oprócz chwili mojej nieuwagi przez którą miałem okazję skosztować błota wyrzucanego przez oponę bardziej jednak pomarańczową niż różową ;) Potem to już asfaltowy zjazd przez moje ukochane górskie zawijasy gdzie ostatecznie dałem pupy z pewnym autobusem ale może już nie będę się pogrążać :D

Powrót przez dożynki :D do Jagodnika gdzie się rozstajemy i jeszcze nawet nie zdążyłem wyjechać z Jagodnika a wyszło trochę słońca :)

Wielkie dzięki Emi za ten wypad! :) Dla mnie to było coś zupełnie nowego, odmiennego od tych samotnych podróży i to było fajne :) Do następnego oby jak najszybszego bo muszę się zrewanżować za Wielką Sowę, a i dzięki za sesję zdjęciową :D

A na koniec gratis

Łatka
Łatka © cremaster

Jeśli wracasz do domu, głaszczesz witającego Cię kota a ten od razu zaczyna się myć to znak że wyjazd był świetny a pogoda dopisała :)


A po powrocie wkręciła mi się Bieszczadzka melodia





  • DST 75.00km
  • Czas 05:19
  • VAVG 14.11km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1615m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kalenica

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 4

Jak to mówią, kto pedałuje ten szczytuje*. Nie ma opierdzielania się, przyszedł czas na konkrety.

No dobra, przed konkretami trzeba było sobie odpocząć w ciszy i spokoju, głęboka kontemplacja na temat jak tu pięknie bez spadających bomb i przelatujących rakiet. Trzeba przyznać że pogoda była dziś wspaniała, szczególnie z rana gdy na słońcu gorąco, a w lesie przyjemny chłód i lekka wilgoć z porannych mgieł. Oby jak najwięcej takiej jesieni :)

Na pieńku brejk
Na pieńku brejk w drodze na Wielką Sowę © cremaster

Może jakieś wprawne oko zauważy drugi koszyk na bidon. W przyszłym tygodniu będzie bardziej pasujący ;)

Wszystko ładnie i pięknie. Koło 10 wylądowałem na szczycie Wielkiej Sowie, a tam... pusto. Nie było nikogo, nawet kota. Szok. Jadąc na szczyt z Przełęczy Walimskiej też nikogo nie spotkałem. Toż to nawet jak sobie przypominam w najpodlejszej pogodzie w środku tygodnia zawsze ktoś na szczycie był. Mało tego, zjeżdżając do Koziego Siodła też nikogo nie spotkałem :D No prawie, przed samym siodłem spotkałem dwóch rowerzystów. Jadąc dalej w pewnym momencie było 5:1 dla rowerzystów, jakiś grzybiarz się napatoczył. Rowery górą (Gibraltar też) :)

A po wczorajszych deszczach zjazd do siodła wyglądał mniej więcej tak. Samego początku nie fotografowałem, ale tam przy jeziorze które omija się po korzeniach przez krzaki nuciłem sobie żółtą łódź podwodną i to powinno wystarczyć za komentarz ;)
Woda wszędzie woda
Woda wszędzie woda © cremaster

Zimna woda bez wody
Ani zimna, ani woda więc muszę zainteresowanego zasmucić ;)  © cremaster

Ależ przeskoczyłem daleko, ale po drodze w sumie nic ciekawego. No może oprócz Przełęczy Jugowskiej gdzie stała znudzona młoda psina zajadająca jakieś orzeszki czy coś w tym stylu. No nic, pytam się co to ma być, a psina odpowiada że rajd, ale stwierdził że lasem nie będą jechać więc mogę dalej śmigać.

Zimna polana
Zimna Polana zresztą to widać jak tam zimno © cremaster

Z Zimnej Polany historyjka taka. Przy ławkach sobie zaparkowałem, na ławce położyłem plecak, kask, mapę i pstrykałem te foty. Po powrocie do swoich zabawek okazało się że wszystko mam w mrówkach. Telimeny nie było.

Kalenica
Killernica © cremaster

Gdzieś tam wyczytałem że Kalenica jest ciężka, zapewne to było u duetu Lea&Merlin083 bo gdzie indziej :D I jakby to powiedzieć, hmm umarłem wspinając się na Słoneczną. A na zjeździe rozpostarł się zapach palonych żywicznych klocków, nie wiem czy coś jeszcze mi tam zostało. Czyli wypad udany :) Zjazd miał być do Woliborskiej, ale bałem się że tam też będzie jakieś rajdowanie więc z Bielawskiej Polany pojechałem zielonym do czarnego i do Bielawy. Jakoś tak, bo wszędzie się pojawiły się oznaczenia Strefy MTB Sudety tylko mam jakieś obawy że te ich plakietki pojawiają się za rzadko albo co bardziej prawdopodobne ktoś sobie je "wziął". Bo jakoś pojawiają się nagle i nagle znikają. W sumie nie wiem czemu bawią się w zakładanie plakietek zamiast malować na drzewach. Malowanego nikt nie zajeb*!%, chyba że wycinka. Żeby już nie marudzić zdjęcie z jednego ze spotkać w okolicach tamtych.

Muflon
Hejka © cremaster

Żeby było więcej powodów do zazdrości, spotkałem ich dziś cztery. W tym z jednym spotkałem się za zakrętem, nie wiem kto był bardziej zaskoczony :D

I tak na koniec jeszcze dwie historie.
Pierwsza jest taka, że dziś na ciśnieniu poniżej zalecanego jechałem. Świetnie było po tym wszystkim mokrym, ale potem o tym zapomniałem i na autostradzie do Bielawy przeleciałem nad rynienką z wiadomo jakim sssssskutkiem.

Druga jest o tym że dane wyjazdu są z GPSa, licznik zmierzył dystans 10 km mniejszy. Gdzieś po drodze to zauważyłem gdy ostro zapierdzielałem a na liczniku 8km/h. Na nierównościach ten pierdzielnik na goleni tak dygocze że nie łapie magnesu na szprysze. Założenie go bliżej szprych może zakończyć się źle skoro tak lata. Zachciało się bezprzewodowego...

Kuniec


*Jak tak czytam to na nietrzeźwo to jakoś mi to dziwnie brzmi.


  • DST 52.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 17.14km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 831m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

zimno, mokro, wietrznie

Niedziela, 24 sierpnia 2014 · dodano: 24.08.2014 | Komentarze 0

Chciałem zaszaleć, ale dwa razy złapał mnie deszcz i stwierdziłem że nie tym razem. Gdyby nie obowiązki to bym nie odpuścił, warunki trudne ale łatwiej już nie będzie :)

Wielka Sowa
Wielka Sowa drapie chmury © cremaster

Kapitan Uszko
Kapitan Uszko © cremaster

Doczłapałem się do końca Glinna i sru czerw.... taki był plan ale pierwszy raz spróbowałem zielonego. I ale bym wydupił już na asfalcie w Podolinie, trochę zagapiłem się i prawie nie zauważyłem rynny wzdłuż drogi. Na co się zagapiłem? Na kota :3

Acid Drinkers
Acid Drinkers © cremaster

Finalna konfiguracja, no prawie bo te chwyty są takie jakieś nijakie. Doszły świetne pedały Dartmoor Stream, koszyk Elite Cannibal i pro osłona z dętki sąsiada© Wreszcie mam pedały które są sztywne jak reszta roweru bo to co było dorzucone do roweru było z odlewanego gównominium z osią plastelinową. Teraz to można jeździć, no ale moje stare najki nieździerajki odeszły na zasłużoną emeryturę z walącego się filaru a ich miejsce zajęły takie paskudy w których świetnie się jeździ.

Miseczka B
Miseczka B © cremaster


Kategoria 50-100 km


  • DST 53.00km
  • Czas 02:51
  • VAVG 18.60km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bielawa

Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 23.08.2014 | Komentarze 0

Robiąc ten krótki wpis słucham sobie Pidżamy Porno - Marchef w butonierce podśpiewując "każdy z Bielawy jest na głowie swej kulawy" :D Ale tym razem kontakt z Bielawą jak najbardziej pozytywny, wizyta w Dream Bike udana. Chłopaki znają się na robocie ;) Nawiasem mówiąc w poprzednim wcieleniu byłem blondynką, jechałem na przegląd gwarancyjny... zapominając zabrać gwarancji. Na szczęście w porę się zorientowałem. Ale licznika zapomniałem.

Bielawa
Bielawa © cremaster

Zbiornik w Bielawie
Zbiornik w Bielawie (mają tam wodę!) © cremaster

Dartmoor stream
Jaram się opakowaniem © cremaster


Oooo i zaliczyłem nową gminę ptaszkiem :)
Kategoria 50-100 km


  • DST 58.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 18.12km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1362m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Singiel na Rybnickim Grzbiecie

Wtorek, 19 sierpnia 2014 · dodano: 19.08.2014 | Komentarze 0

Krótki wypad na singielki, natchnienie przyszło z Bikeboardu gdzie opisano je :) Podobno to jeden z najdłuższych i najlepszych singli w Polsce, jeśli to prawda to słabo. Nie żeby nie był fajny, ale że nie ma lepsiejszych?

Na Rybnickim Grzbiecie
Na Rybnickim Grzbiecie © cremaster


Miałem dwie niefajne przygody. Na początku prawie szczepiłem się z burakiem na szosówce który nagle wyprzedził mnie na milimetry. Potem już wracając w Bystrzycy Dolnej pierwszy raz w karierze musiałem spie... szybko uciekać na pobocze przed dostawczakiem który postanowił wyprzedzać w zakręcie. Całe szczęście nie było tam tradycyjnego Polskiego krawężnika-zabójcy bo mógłbym nie mieć okazji pisać tych słów.
Kategoria 50-100 km


  • DST 63.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 15.24km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1558m
  • Sprzęt Kwasożłopka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niebieskim powrót na Sowę

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 2

Już nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem na Wielkiej Sowie. Jakoś było nam nie po drodze ;) Na podjazd wybrałem niebieski szlak z Przełęczy Walimskiej, nie wspinałem się jeszcze tamtędy. Fajny szlak jak się okazuje nie tylko do zjazdu. Trochę było spaceru z rowerem na plecach, tak dla sportu :D Z paru fragmentów jestem cholernie zadowolony, miejsca które wydawały mi się niezdatne do podjazdu przy odrobinie agresji okazywały się przejezdne. Cóż uczę się dopiero ile to duże koło potrafi. Pedały mi w tym nie pomagają, dosłownie czuję jak się gną pod nogami i co jakiś czas muszę dokręcać ramki bo śruby puszczają :D W przyszłym tygodniu zmiana na coś całkiem innego :)

Słit focia niebieski szlak na wielką sowę
biało-czarne na niebieskim © cremaster

Kotek
Przerywnik © cremaster

Niebieski na wielką sowę
Podjazd tak świetny, że aż słońce wyszło popatrzeć se (potem nawet pokropiło) © cremaster

Z Sowy miałem zamiar zjechać na Przełęcz Sokolą, ale wybrałem wariant do Koziego Siodła (po korzeniach ach ach) i stamtąd szalenie niebezpiecznym czarnym (takie coś wyczytałem na forumrowerowym, chodziło oto że jest tam fragment wyasfaltowanej autostrady który nagle się kończy i można się zabić, lol szacun) omijając szlak przez schroniska który w weekendy jest zapchany człowiekami. Chociaż dzisiaj sami porządni ludzie na Sowie chodzili, wiadomo kiepska pogoda. Na wcześniej wspomnianym czarnym drogę przebiegła mi łania, niestety spłoszona więc zdjęcia niet. Za jakiś miesiąc rykowisko, może znowu uda się Michała Jelonka upolować :)

Kokpit
Zima coraz bliżej © cremaster

Z Przełęczy Sokolej skoczyłem jeszcze Sokoła zaliczyć, całkiem sympatyczna górka :)

Kotow
Kotow © cremaster




Niosąc rower na plecach zgniotłem sobie banana, a mówili weź jabłka ;)




  • DST 69.00km
  • Czas 03:29
  • VAVG 19.81km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 430m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad jeziorko przez Czechy

Piątek, 20 czerwca 2014 · dodano: 20.06.2014 | Komentarze 0

Oczywiście jak zwykle wolne dni ze zwaloną pogodą. Miałem sen o wjeździe gdzieś bardzo wysoko, ale gdy chwilę przeanalizowałem prognozy stwierdziłem że to bez sensu (wymiękłem). Zanim dojechałbym do Karkonoszy to zmókłbym kilka razy, potem pewnie wjechałbym w chmury i taki mokry zjeżdżać te 20 minut jak nie więcej gdy temperatura tu na dole 13 stopni. Brrr... Plan B to zaproszenie nad jezioro, skorzystałem mimo, że jazda po płaskim* jest wbrew mojej deklaracji ideowej**

Perkozy
Perkozy © cremaster

Dojeżdżając nad same jezioro ziściło się marzenie pewnej grupy lekarzy, farmaceutów i paru innych grup które nie mają żadnego znaczenia. Centymetrowy kolec przebił mi oponę i dętkę :)

Powrót tą samą drogą, miałem jechać inaczej ale chmury nie zachęcały do kombinacji.
Czechy
Czechy © cremaster

Chełmiec
Chełmiec jest seksi © cremaster

Sru

*niby płasko, a na mapce wyszło 430 metrów podjazdów, wtf?
**oczywiście tej o tym, że jedyna słuszna jazda to do góry jazda

Nie lubię mieszać pewnych spraw z blogiem rowerowym, ale mam wrażenie że ktoś jeździł bez kasku i uderzył się w głowę. Po powrocie do domu dowiedziałem się że grzechem oprócz ginekologii i położnictwa jest też transplantologia. Nawet nie grzechem, a morderstwem tak jak invitro, masturbacja i menstruacja. Co następne, okulistyka? Okulistyka pewnie nie zostanie uznana za grzech bez okularów źle się ogląda dziecięcą pornografie. Tyle z mojego zlewu i mieszania spraw niezwiązanych z rowerem z blogiem rowerowym. Ale czy aby na pewno?

Dawca
Nikt nie wie ile mamy jeszcze kilometrów do przebycia © cremaster








Kategoria 50-100 km, Stękanie


  • DST 88.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 15.48km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 1236m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chełmiec

Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 2

Jeśli jesteś z Wałbrzycha bądź jest coś z Tobą nie tak i lubisz to miasto to proszę opuść mojego bloga :D

Przyszedł czas na zaliczenie kolejnej góry. Góra która zawsze mnie kręciła, a nigdy nie było mi do nie po drodze. Nie bez powodu. Chełmiec zawsze mnie przyciągał, ale bliskość Wałbrzycha skutecznie mnie odpychała. Nawet niektórzy lubią mówić że na Chełmcu kradną rowery ;)

Chełmiec
Chełmiec © cremaster

Wałbrzych
Wałbrzych, kur.. © cremaster

Już od samego początku coś było nie tak. Chyba organizm zaczął się bronić przed zbliżeniem się do Wałbrzycha, bo sobota NAPEWNO nie miała żadnego wpływu na początkowe wydarzenia. A rozchodziło się o to, że przez jakieś 20 czy 30 kilometrów mój żołądek twierdził że teraz będzie pracował w drugą stronę, a na byle podjeździe była już kompleta masakra. Dodatkowo przez pierwsze 10 km drętwiały mi wszystkie członki. Taka sytuacja.

Przy okazji dodam, że dzisiaj pierwszy raz jechałem w słuchawkach. Mało tego, słuchałem sobie dupstepów. Nienawidzę tej muzyki, ale znakomicie blokuje procesy myślowe a tego mi było trzeba. No dobra, Instrumental Core jest fajny.

Kotek
Smażing © cremaster

Nie lubię jeździć przez długie wioski, więc Stare i Nowe Bogaczewice ominąłem jadąc lasem obok zamku Cisy. Tak pojechałem, że w Świebodzicach wyjechałem :D A skoro już tak wyskoczyłem to trzeba było to wykorzystać.

Zamek Książ
Zamek Książ © cremaster

Dobra, wracam do Chełmca. Podjazd początkowo zielonym ile się dało jechać, gdy zaczęła się stromizna odbiłem w lewo w jakąś dróżkę trawersującą zbocze prowadzącą do niebieskiego rowerowego. Niebieskim na szczyt, nic szczególnego, zwykła autostrada.

Ale początek zielonego był naprawdę zielony, tutejsze szlaki chyba tak już mają że zarastają...
Zielony szlak chełmiec
Zielone po kierownicę © cremaster

A w tej zieleninie chowają się głębokie koleiny. Wracając sprawdziłem głębokość jednej z takich kolein, przednie koło nie przeszło.
Potem już było lepiej, nawet świetnie ale krótko. Parę metrów takiej stromizny że podrywało przednie koło, uwielbiam! Na jednym z takich podjazdów stało się to co musiało się stać, łańcuch przeskoczył. Potem jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze parę [*]

Chełmiec
Chełmiec © cremaster

Jeszcze tylko 24 góry do Korony Gór Polskich. Wiem, wiem zamiast Chełmca powinna w koronie być Borowa, nie ja to wymyśliłem. Na Borową też się jakoś wdrapię.

Na szczycie chełmca
Na szczycie Chełmca © cremaster

Na powrót wymyśliłem żeby zjechać czerwonym rowerowym, i co?

Czerwony rowerowy chełmiec
Czerwony też zielony © cremaster

I tak nic nie przebija niebieskiego na Trójgarbie który już drzewkami zarósł.

Kawałek taki, potem fajnie. Szeroko na dwa rowery, ale z jednej strony taka stromizna że mój lęk wysokości został uruchomiony. Później to już cud, miód i tyłek nad kołem.

Czerwony rowerowy chełmiec
Miodzio © cremaster

Jak to zobaczyłem to mordka zaczęła się cieszyć, a siodełko powędrowało w dół. Baaaardzo rzadko tak robię, ale tu było tak dość stromo, wąsko i gładko że musiałem sobie dać odrobinę prawdziwej przyjemności zjazdowej. Wiadomo, crossem to sobie poszaleć nie mogę, ale już niedługo... Niżej singielek zmienił się w strumyk, ale co tam. Tyłek dalej nad kołem, rowerowy bidet.

Powrót już bez większej historii.

Kolejna zdobycz zaliczona
Lista moich górek



A na koniec opowieści nagannej treści. Pozdrawiam na drodze szosowego dziadka, a jaka jego reakcja? Ha, rzucił coś w stylu "spierdalaj kurwa". Może się mylę co do pierwszego słowa, może to było "spieprzaj" ale kurwa to tak charakterystyczne słowo że na pewno nie przesłyszało mi się. Morał z tej historii taki mógłby być taki, mimo że szosowi to rowerzyści, to jednak buraki.

Tak, uwielbiam Luxtorpedę.

Śnieżka
Śnieżka nigdzie mi nie pasowała więc dałem na koniec żeby zakończyć czymś fajnym © cremaster