Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:6154.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:367:02
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:63185 m
Liczba aktywności:94
Średnio na aktywność:65.48 km i 3h 54m
Więcej statystyk
  • DST 76.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 16.58km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trójgarb

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 3

No to myk i kolejna góra zaliczona. Tym razem padło na Trójgarb czyli początek zaliczania Gór Wałbrzyskich :) Jeśli chodzi o drogę na szczyt to nic ciekawego się nie działo, no oprócz dosyć ciekawego oznakowania szlaków przez który podjechałem trasą którą chciałem zjechać ale no trudno. Na zjeździe było jeszcze ciekawiej pod tym względem. Czyli najpierw żółtym którym miałem jechać do końca, ale mimowolnie zjechałem na szlak "ekomuzeum" (bez komentarza), właściwie ciągle jechałem tym szlakiem omijając skręcające ostro pod górę szlak żółty i zielony by z drugiej strony podjechać łagodniejszym żółtym, zielonym i niebieskim.

Na szczycie Trójgarbu
Szczytowanie © cremaster

Na szczycie sobie posiedziałem zajadając racuchy, w międzyczasie przeleciały przez szczyt trzy motocykle także życie się toczy. Potem okazało się że przeorali mi linię zjazdu i jak tu żyć Panie Premierze? Na zjazd ostatecznie wybrałem sobie niebieski szlak pieszy...

Niebieski szlak na Trójgarbie
Niebieski prosto w krzaki © cremaster

Nie żebym wymiękł, nawet wpakowałem się w krzaki zobaczyć co i jak. Szlak przynajmniej na początku jest świetnie oznaczony, a pod krzakami jest wyjeżdżony ślad. Pojechałbym gdyby nie krótkie gatki ;) Chociaż po paru metrach przejechanych napęd zrobił się zielony i wypuścił listki.

No trudno, pojechałem żółtym pieszym gdy nagle wyrósł mi jakiś niebieski rowerowy. Skoro rowerowy i niebieski to stwierdziłem że będę się go trzymał. Chociaż to, że się go trzymałem to spore nadużycie, oznaczenia jego czasem się pojawiały, może ze dwa razy, a może oślepłem. Nawiasem mówiąc Góry Wałbrzyskie są o tyle fajne, że mają sporo tras rowerowych, tylko nie ma ich na mapach. Nawet tych które czasem w lesie są poustawiane. Głupota jak głupota tęczowego głupka z dzisiejszego Giro.

Grzybki
Grzybki © cremaster

Wyjechałem w Strudze i tam obierając kierunek strzałki wskazującej szlak wjechałem sołtysowi na podwórko Dalej udało się odnaleźć zielony szlak rowerowy(ten jest na mapach uff). W okolicach Zamku Cisy na trasie całe stada jakiś smerfów albo krasnali pod dowództwem harcerzy. Nie ukrywam, mam alergię na harcerzy, ale ci byli zdyscyplinowani i schodzili z drogi. Tylko darli się że rower jedzie jakbym nie miał hamulców, w sumie nigdy nie wiadomo kto nadjedzie co zresztą miałem okazję zobaczyć na własne oczy. Trasa raczej łatwa, ale mnóstwo błota i kamieni. Dojeżdżam do krótkiego i dość ostrego zjazdu, zarzucam tyłek nad koło bo błota mnóstwo i nagle patrzę a może nawet paczę i myślę co to kurde jest?! Jakaś parka w średnim wieku próbuje jechać na mieszczuchach-składakach z takimi śmiesznymi małymi kółeczkami. No ludzie bez jaj :D Może niech sobie jeszcze po telewizorach jeżdżą...

Ptoszek
Co by dziś upolować na obiad? © cremaster

Samolot
Ustrzeliłem samolot sprzętem ze sklepu © cremaster

Łubin
Łubin na koniec, kota niet © cremaster

Mapki nie ma i nie będzie. Nawet nie próbuję tego myszką namazać, możliwe że niedługo kupię sobie halluksa i skończy się prowizorka ;)


Simon Geschke najlepszy jest i basta.


Kategoria 50-100 km


  • DST 66.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 18.50km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 1156m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

DKJU

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 0

Czyli Dzięki Kotu Już URLOP!

Właściwie to urlop miał być od poniedziałku, ale wygoniono mnie na rower od piątku. No trudno, jakoś to przeżyłem:D

Kotek
Kot z Michałkowej (Michałkotowej) © cremaster

Przez przepowiadane nocne strzelanie musiałem zmienić plany nocnej jazdy, więc wymyśliłem coś całkiem mocnego na dobry początek wypoczynku. Przełęcz Jugowska przez Sokolą. Super sprawa, nogi podawały, wiatr hulał jakby gdzieś mu się śpieszyło przez co zjazdy powolutku bo zdmuchnąć chciało. Podjeżdżając na przełęcz Sokolą miałem ogromny kryzys gdy zobaczyłem tablicę z napisem "czeskie piwa". Bo jak tu jechać gdy upał, a tam mają zimniusie echhh... jakoś jednak pojechałem dalej chłodząc się przy strumieniu na zjeździe :)

Wiewióra
Wiewióra pod Przełęczą Jugowską © cremaster

Full lampa w całych górach
Full lampa w całych górach © cremaster

Na Przełęczy Jugowskiej wpadłem na pomysł, że ominę Pieszyce niebieskim szlakiem w stronę Rościszowa.  Miało być lajtowo i w sumie było, ale najpierw na zjeździe utknąłem za dwoma motocyklami. Nie wyprzedzałem bo fajne maszyny mieli brodaci koledzy ;) Sam niebieski szlak strasznie zapatykowany  i mokry, potem koło Rościszowa zmasakrowany przez chłopców z piłami. Full lampa od kilku dni a ja cały w błocie :D

W Rościszowie rozbawił mnie widok szosowca jadącego chodnikiem bo mu kostka brukowa na drodze przeszkadzała. A kostka tam równiejsza niż niejedna asfaltowa droga w tym kraju... Mknąc z góry czuć takie pozytywne wibracje że aż przyjemnie :D


ps
nie żebym nie lubił swojej pracy czy coś


  • DST 75.00km
  • Czas 05:17
  • VAVG 14.20km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Podjazdy 1257m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

majufka zimufka

Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 4

Bałwanek
Heloł © cremaster

Zacznę od tego, że zdjęcia są świeżutkie, dzisiejsze, a nawet to co widzicie jest nadawane na żywo. Jednak od początku.

W myśl starego porzekadła "jak się bawić to się bawić, psa wywalić kota wstawić" wystartowałem o 4:20. Miało być o 4:00 ale długo zajęło mi ubieranie zimowych ciuchów... Taka majówka hehe. Streszczając to lód na drodze pojawił się w Glinnie, na podjeździe za Glinnem było całkiem wesoło bo tylne koło miało problemy z przyczepnością nawet z tyłkiem na siodełku. W górę jakoś jednak dało radę, ale w drugą stronę to już nie było szans.

Wielka sowa 4 maja
Wielka sowa 4 maja © cremaster

W rzeczywistości śnieg był dużo niżej, bo już w lesie na podjeździe na Przełęcz Walimską, z niższych drzew zdążył już stopnieć.

Wielka sowa 4 maja
Na Sowę © cremaster

Wielka sowa 4 maja
Sowio i śnieżnie © cremaster

Miałem dziś chęć upolować muflona, ale trafiło mi się coś lepszego.

Wielka sowa z kotem
Wielka Sowa z kotem © cremaster

Kotek
Schował się bo nie chciał być znowu na internetach (a przy okazji poczułem kocie uczucia na udzie) © cremaster

Zjazd z Sowy to najpierw sielanka czerwonym rowerowym, aż coś mnie podkusiło i wjechałem w jakąś nieoznakowaną drogę która kiedyś była szlakiem.
Stary szlak na sowie
Stary Sowy © cremaster

Następnie na cel poszła żółta trasa Strefy MTB Głuszyca, znaczy się Strefy Sudety jeśli się nie mylę że tak to się teraz nazywa :)
Żółty szlak głuszyca
Żółty szlak Głuszyca © cremaster

Tu też postanowiłem zboczyć z trasy i wyjechałem w Zimnej Wodzie(?). Górna część tej wioski czy jak to się dokładnie zwie to istny raj, kot na kocie, co dom to trzy koty grzejące się na słońcu. Lubię to :)

Na koniec pojęczę, mam straszny ból siedzenia, dawno nie siedziałem ponad 5 godzin :)




  • DST 63.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 14.48km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1212m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

majufka wiosnufka

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 01.05.2014 | Komentarze 0

Wolny dzień a to znak że nie ma spania:) Na majówkę miało być mocno, ale różne przeróżne problemy sprawiły że plany poszły na późniejszy termin, zresztą z pogodą słabo ale to nie jest wymówka. Zawsze można było wyruszyć w nocy, a nie przed szóstą rano.

Cele zastępcze na dzisiejszy dzień to:
Kotek
Kot © cremaster

Wielka sowa
Sowa © cremaster

Sokół (bez Marysi)
Sokół (bez Marysi) © cremaster

Do Przełęczy Walimskiej pojechałem przez Glinno i niebieski szlak, tu zaskoczenie warte odnotowania. Niebieskim szlakiem przejechałem o suchym kole, cud! Kto jeździ tam to wie :D

Wczoraj wieczorem robiłem mały test, ale nie śmieciłem czterema kilometrami na blogu. Dziś solidny test, całkowicie udany. A testowałem to
Nowe koło
Smart Sam, Alex Rims ACE18, Piasta Novatec 802SB © cremaster

Taki zestaw musi wytrzymać tak mniej więcej do jesieni, potem rower do piwnicy i kończę karierę :D
A co do wrażeń z jazdy. Na asfalcie opona jedzie, ale to tylko 1.75 więc nie ma co tu stawiać oporu. W terenie za to jest ciekawiej. Na twardym nic specjalnego, ale niech tylko zrobi się miękko, błoto albo jakaś luźna nawierzchnia to od razu czuć jak rower wyrywa do przodu. Ale, ale. Na drobnym szutrze na zjeździe przy prędkościach powyżej 25 km/h tył zaczyna uciekać na boki. Doskonale czuć jak klocki ze środka opony zeskakują z kamyczków. Jednak pod górę na takiej nawierzchni jest przyczepnie :)

Kolejny cud dnia dzisiejszego. Byłem na szczycie Sowy o 8:45, ludzi 0 (zero) tylko wieżowi byli i namawiali żebym zjechał stokiem narciarskim haha :D Stok może kiedyś, dziś zjechałem czerwonym przez schroniska i co? Przy schronisku Sowa pusto, dalej pusto, dopiero ludzie pojawili się przy Orle. A aktualnie na szczycie jest tłok jak w cylindrze. Dziwne ludzie, gdy pogoda była to nie wybierali się w góry a jak się spsuła to tłum w górach. O pogodzie za chwilę.

Wstyd, nie dałem rady wdrapać się o pedałach na Sokoła, ech brak mocy. Za to fajnie się relaksowało na stoku Sokoła patrząc na mrówki wspinające się do góry.
Czerwony sciana na Sowę
Czerwona ściana na Sowę © cremaster

Nie trać głowy dla kobiety, strać dla roweru :)
Nie trać głowy © cremaster

Po Sokole jechałem w stronę Włodarza, po małym postoju na szczycie jakiegoś pagórka, patrząc na pięknie wypiętrzające się chmury stwierdziłem że to już czas na nucenie pod nosem piosenki



I tyle z łapania opalenizny w majówkę. Jednak nie odpuszczę jazdy i w którymś z następnych wpisów będzie jazda po śniegu.

No i jeszcze jeden kot spotkany w drodze powrotnej, dzisiejszy wpis zawiera lokowanie rudych kotów.
Kotek
Nie wiem co to za zwierz © cremaster


Śnieżka, Ślęża, Sowa, Śnieżnik ta zabawa po nocach się śni :)



  • DST 83.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 16.17km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 1301m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosenne TdG

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 23.03.2014 | Komentarze 3

Hurra jeden dzień weekendu z ładną pogodą :)

Jeszcze jakiś czas temu planowałem przywitać wiosnę tak jak przywitać należy godnie czyli Okrajem, ale ostatecznie biorąc pod uwagę braki w przejechanych kilometrach postanowiłem wybrać nie mniej godną trasę Tour de Głuszyca.

Rano w Świdnicy groźne chmury, gdzieś bokiem przechodziły deszcze. Także założyłem dużo ciuchów i zupełna nowość czyli plecak. Nie przepadam za jazdą w plecaku, ale górski instynkt podpowiadał że w górach będzie świetna pogoda. Oczywiście miałem rację, po 13 kilometrach striptiz i to dosłowny. Potem jeszcze parę razy ubieranki i rozbieranki by w końcu full lampa nastała wraz z opalenizną.  A skoro miałem plecak to zabrałem cały warsztat ze sobą, ale o tym później.

Początek nic specjalnego, 25 kilometrów dojazdówki do Jedliny Zdrój na której wpadłem na pomysł że może kupię sobie siodełko ze szparką żeby mieć co robić na asfaltach;) W Jedlinie wreszcie zaczęło się dziać, żółtym szlakiem wspinałem się na Przełęcz Pod Borową. Gorzej wybrać nie mogłem, albo trasa rozjechana świeżo przez leśników, albo rozjechana kiedyś przez leśników. Kupa luźnych kamieni, gałązek, patyczków, masakra. W dodatku tylna opona jest powiedzmy taka sobie... Ekonomicznie mi się to nie kalkuluje, ale jednak Wajperka dostanie jakieś mądre opony.
Przełęcz Pod Borową
Przełęcz Pod Borową © cremaster

Nie rozpisując się dalej potentegowałem zielone szlaki :D Miałem zielonym TdG jechać w stronę Skalnych Bram, a pojechałem... No właśnie, wyjeżdżam z lasu i widok taki.
Kamieniołom rybnica leśna
Kamieniołom Rybnica Leśna © cremaster

Toż to Andrzejówka. Będąc pod wrażeniem moich zdolności nawigacyjnych pomyślałem że skoro już tu jestem to zaliczę pierwszy raz podjazd pod Andrzejówkę. Jakoś wjechałem bez większych problemów, zjeżdżając zawsze miałem wrażenie że nachylenie jest tam większe.

W Andrzejówce małe spotkanie.
 
Andrzejówkotka
Andrzejówkotka © cremaster
Andrzejówkotka
Andrzejówkotka © cremaster

Ta kupa gruzu i złomu to tak naprawdę zakamuflowane wejście do tajnej kociej bazy w piwnicy albo coś w tym stylu :D

Dalej to już tylko jazda wzdłuż granicy TdG aż do Kolców, tam powiedziałem sobie że starczy i pojechałem w stronę domu.


Zielony TdG
Dezerter© cremaster

 Po przedostatnim wpisie zostałem bardzo zaskoczony. O ile to normalne, że są ludzie którzy podziwiają mnie za to że mi się chce, znajdą się fanki kotów i zachodów, ale że mam fankę moich narzędzi to nigdy bym się nie spodziewał :D 

Bacik w Głuszycy ;)
Narzędzie tortur w Głuszycy ze specjalną dedykacją dla :3 © cremaster



ps
Scenka niedaleko Waligóry.
Do dwóch bajkerów mówię część.
Oni odpowiadają ahoj
Fajnie jest żyć w świecie bez granic.
Szkoda, że nie wszyscy mają to szczęście.
Kategoria 50-100 km, Strefa MTB


  • DST 56.00km
  • Czas 03:28
  • VAVG 16.15km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieszczęście w szczęściu

Sobota, 1 marca 2014 · dodano: 01.03.2014 | Komentarze 0

Na wstępie wierszyk o dzisiejszym dniu.

Na dole wiosna 
Na górze błoto
Bez szprych wraca się piechotą


Na Przełęczy Walimskiej szprycha raz, na zjeździe szprycha dwa i w Świdnicy szprycha trzy i spacerek bo nigdy matematyki nie lubiłem i nie chciałem liczyć dalej. A to przecież były tylko dwa pączki i to małe! I jeszcze jeden gratis od losu. Zjeżdżając w Glinnie utknąłem za rozrzutnikiem gnoju z ładunkiem. Dziękuję, dobranoc.

A zapomniałbym. Spalono moje ulubione krzaczki do pit stopu, jak żyć Panie Premierze? To tak przy okazji skoro krzaczków nie ma to pokażę ptaszka.

Ptaszek na słupeczku
Myszojad© cremaster

A to już nie ptaszek i zostanie mu ptaszkiem nie grozi bo to parter.
Kot i gender
Myszojad i Gender © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 62.00km
  • Czas 03:17
  • VAVG 18.88km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Podjazdy 618m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Arbeitslager Dörnhau

Niedziela, 2 lutego 2014 · dodano: 02.02.2014 | Komentarze 1

Dziś wpis o wyjeździe trochę innym, zainspirowanym przez przemówienie o matce wygłoszone przez nieznaną mi osobę podczas obchodów 69. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz.

Arbeitslager Dörnhau (Kolce)
Arbeitslager Dörnhau © cremaster

Obóz pracy w Kolcach. Był to jeden z trzynastu obozów wchodzących w skład AL Riese powstałych do budowy kompleksu Riese i kwatery Hitlera w Książu. Trudno podać dokładną datę utworzenia obozu AL Dörnhau, w internecie można spotkać różne daty. W obozie przetrzymywano do 2 tysięcy ludzi wykorzystywanych do pracy, w późniejszym okresie stworzono tu "szpital" dla pracowników z innych obozów. Przed wojną w budynku tym mieściła się fabryka włókiennicza, po wojnie zakłady zbożowe, a dziś produkują tam tekstylia domowe.

Kawałek dalej, pod lasem na trasie zielonego szlaku Tour de Głuszyca znaleźć można 
Cmentarz ofiar faszyzmu w Kolcach
Cmentarz Ofiar Faszyzmu w Kolcach © cremaster

W 25 masowych grobach pochowano tam około 2 tysięcy osób.
 
Cmentarz ofiar faszyzmu w Kolcach
Cmentarz Ofiar Faszyzmu w Kolcach © cremaster

Niby nie powinienem szarpać się na taki dystans ale skoro natchnienie było i spokoju nie dawało to musiałem się ruszyć szczególnie że zima odpuściła, przynajmniej do Głuszycy bo wyżej wciąż ona jest. Było trochę strachu ale kolano nie boli więc jest ok. To chyba tyle ze spraw rowerowych.

Kategoria 50-100 km


  • DST 53.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 21.49km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 422m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opalanie na plaży w Mietkowie

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 1

Zalew Mietkowski
Zalew Mietkowski © cremaster

Wewnętrzny głos mówi coś o oszczędzaniu kolana, blablabla. Trochę go jednak posłuchałem i pojeździłem po płaskim zamiast po górach. Przed wyjazdem stwierdziłem, że będę dziś dziadkował, powoli kręcił łapiąc opaleniznę na nogach. Szybko pokarało mnie naśmiewanie się z dziadków, już kawałek za Świdnicą spotkałem biegacza w bardzo podeszłym wieku, potem koło Sobótki jeszcze dwójkę. Też chcę być taki na starość :)

Ślęża i wiatraki
Tak wiało, że do Mietkowa nie nadążałem pedałować© cremaster

Nie ma o czym właściwie pisać, zdjęć też za bardzo nie robiłem. Dużo zatrzymywałem się bo kombinowałem z pozycją na rowerze i tak jakby jest trochę lepiej gdy wysunąłem siodełko do przodu. Tylko tyłek ma jakieś pretensje.

Po drodze oprócz zaawansowanych biegaczy też mnóstwo rowerzystów, głównie peletoniki szosowców, trochę pajaców latających po całej drodze bo ręce wszędzie tylko nie na kierownicy, nawet zwykłe dziewczyny sobie pedałowały. Tylko jak to jest, że tylko ja mam na tyle odwagi żeby w styczniu pokazać nogi? :D
Ruiny pałacu z XVIII w., Maniów
Ruinka w Maniowie © cremaster
Ślęża
Ślęża © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 65.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 16.96km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Podjazdy 1034m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sowa...

Wtorek, 31 grudnia 2013 · dodano: 31.12.2013 | Komentarze 2

..to już pewne. To ostatnia Sowa w tym roku :)

Wielka sowa
Sowa © cremaster
Właściwie to dziś chciałem coś się pokręcić po Ślęży, ale jak rano zobaczyłem co tam pojeździli Lea i Toomp tak szybko stwierdziłem, że jestem cienki bolek i nie jadę tam bo będzie wstyd swój wpis robić:)

Nie będę się rozpisywać nad dzisiejszym dniem. Tak tylko krótko zamelduje, że śniegu ubyło na tyle że można na luzie podjechać z przełęczy walimskiej. Za to wesoło było na zjeździe czerwonym rowerowym, właściwie u góry było czysto, za to już przy samej Rzeczce lód na którym się... a przepraszam, wcale się nie wywaliłem tylko rowerka uciekła spode mnie a ja wylądowałem na nogach z rowerem leżacym pomiędzy nogami i tak suneliśmy po lodzie kawałek. Nie mam pojęcia jak ja się na nogach utrzymałem, jednak rowerzyści to genialni akrobaci, szkoda że przypadkiem nikt tego nie nagrał :D
Czerwony szlak na wielką sowę
A to przed szczytem trochę dobrze zmrożonego śniegu © cremaster


Kotek
Kotek na koniec © cremaster

A tak naprawdę na koniec chciałbym zrobić małe podsumowanie roku tego. Rok powrotu na rower, rok przejściowy przed podjęciem decyzji co dalej robić. Czy połykanie setek kilometrów w poszukiwaniu czegoś fajnego czy może jednak adrenalina MTB. Właściwie gdzieś w lipcu byłem zdecydowany, że to pierwsze. Potem przyszedł sierpień, wiele się wtedy zmieniło w głowie i nie tylko w niej. Niby w sierpniu jeszcze pykłem swoje rekordowe 120 km, potem we wrześniu raz 109 km ale to już było podczas gorącego romansu z terenem... Trochę później pierwszy raz wjechałem na Sowę i przepadłem na dobre w błocie i kamieniach :)

Kotek
zdjęcie z mojego przepastnego kociego archiwum © cremaster

To zdjęcie dobrze oddaje ten mijający rok. Według mojego kalendarza był to rok kota, następny też będzie rokiem kota. Można powiedzieć, że to doktor Kot. Kocie mruczenie ma właściwości regenerujące kości, więc nie bez powodu ocierał się o moje kolano. Cel na najbliższy czas to zrobienie porządku z kolanami, tylko ten brak zimy przeszkadza mi w koncentracji na ćwiczeniach, właściwie można użyć słowa rehabilitacji... Obuduje się mięśniami i będą śmigać :)

Cele na przyszły rok:
- wcale nic nie muszę :)
- no ale na Sowę wypadałoby wjechać
- uchylę rąbka tajemnicy, będzie przesiadka na coś normalnego do jazdy w terenie. Opcje są trzy: 26, 27,5 i trzecia opcja zrodzona nie dawno i jeszcze nie przemyślana dobrze (coś u kogoś na bikestatsie podejrzałem i spodobało mi się). Jeśli chodzi o 26 to już dawno mam upatrzony rower, 27,5 chciałbym bardzo ale tu największym problemem są... kolory. W odpowiadających mi kolorach są te najdroższe i najtańsze, to co pomiędzy jest obrzydliwe... Trzecia opcja byłaby najbardziej przyjemna, ale portfel mógłby tego nie przeżyć.
- nie napiszę, że chcę przejechać więcej niż w tym roku bo to nic trudnego
- jak spadnie metr śniegu i ściśnie 30 stopniowy mróz to może ogarnę htmla i blog zacznie wyglądać lepiej (jeśli czegoś nie zepsuje)
Śnieżka
Całkiem przypadkiem wkleiło mi się tu zdjęcie Śnieżki... ;)  © cremaster

  • DST 66.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 16.71km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 1028m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

(nie) ostatnia Sowa tego roku?

Czwartek, 26 grudnia 2013 · dodano: 26.12.2013 | Komentarze 5

Miał to być wyjazd taki sam jak wiele innych, ale szybko okazało się że będzie całkiem inaczej. Gdzieś na podjeździe w terenie pojawia się Ona. A to dopiero psikus, fakt doganiam ją ale tak lekko kręci młynkiem pod górę, a blond włosy wystające spod kasku latają na tym halnym. Może tak się zapytać czy ona tak zawsze czy tylko dlatego, że zrobiło się ciepło? Nieee, przecież sam nie lubię być traktowany jak niespodziewana atrakcja turystyczna albo jak jakiś cudak co z choinki się urwał. Głupie pytania poszły w niepamięć, okazuje się że jest bardzo sympatyczna i też twierdzi że najlepsze błoto to takie co z przedniego koła leci.

No i kurde zadzwonił budzik, wymyśliłem sobie jazdę w ciemnościach porannych żeby zdążyć przed świątecznym folklorem. Ech, no trudno. Szybkie rozeznanie się w necie co się dzieje w pogodzie, bo wczoraj wszystkie prognozy wymyślały deszcz, a ICM nic takiego nie widział. Prawda leżała gdzieś pośrodku, na radarze coś tam niby było więc stwierdziłem, że wracam do łóżka, może znowu się przyśni. No przyśniła, łaciata kotka sąsiadów...

Drugie podejście do startu, coś koło godziny dziesiątej. Strasznie późno, wieje, a w dodatku boli kolano. Od kilku dni coś mnie tam teges, powinienem odpuścić ale nie mogłem. Oj tam, o tam. I tak odpuściłem kilka dni, a w szczególności wczorajszy. Planowałem sobie uczcić narodziny słońca podziwiając wschód w górach. Nawet nie pamiętam czy pogoda była rano, no ale ostatecznie nigdzie nie pojechałem. Ale to było wczoraj, a dziś to dziś.


Trasę wybrałem taką jak zwykle hehe, ponieważ wolałem jechać z twarzowiatrem niż halnym z boku. Zaraz po wyjeździe z miasta przemówił sam Strzybóg:


- Radosławie, Ty i Twoje bolące kolano rzuciliście mi wyzwanie. Przyjmuję je, wiatr będzie wiać z wielką siłą, jeśli dacie radę zdobędziecie mój szacunek i w drodze powrotnej przewieje Ci tak tyłek że nawet nie poczujesz kiedy dojedziesz do domu. Ale zaprawdę powiadam Wam, jeśli wymiękniesz i zawrócisz to i ja zamienię wiatr z południowego na północny byś jechał z pyskowiatrem, a całą tą krainę pokryje śnieg i nie odpuści do czerwca.


Zaskoczony pod nosem zamruczałem:

- kurde, ten barszcz był za mocny


Pisząc to trochę żałuję, że nie zrobiłem wcześniej z kilometra trasy by mieć alibi do przetestowania tego co zepsuto zmieniono na lepsze w bikestatsie. Łał, można dodać skreślony wyraz, ale działa to tylko na początku tekstu. Zaczynam rozumieć tą falę hejtu, jakbym nie był w miarę rozgarnięty w tym temacie to nie wiedziałbym jak wsadzić przekreślony wyraz gdzieś w środku. Ostatnio też zepsuto zmieniono na lepsze gpsies. Pochlastać się można. Podglądu też nie ma i nie wiem czy zabłysnąłem znacznikami i czy w ogóle mój słowotok będzie widoczny :D


Już wracając do samej jazdy.

Tu ma być zdjęcie, jak nie będzie to proszę zajrzeć do innego wpisu z Wielkiej Sowy i tam gdzieś powinno być zdjęcie wieży. W sumie ucieszyłem się, że można dodawać bezpośrednio zdjęcia, ale dupa bo limit.

Wieża wielka sowa
Zima na Wielkiej Sowie © cremaster


Wyjechałem w ostatnim możliwym momencie, gdy dojechałem na Przełęcz Walimską na parkingu stało tylko kilka samochodów. Na Sowę pomknąłem fioletem, trasa przejezdna, trochę błota, trochę lodu. Banał, po drodze trochę ludzi. Puchowe kurtki i płaszczyki miały zaskoczone miny, a na wysportowanych kijkach nie robiłem żadnego wrażenia. Banał trwał do czerwonego już na sam szczyt. Tam gruba warstwa miękkiego śniegu, trzeba było prowadzić niestety. Wprowadzając już na bramie na szczycie idzie rodzinka z wąsatym wujkiem który rzuca żarcikiem że trzeba było zmienić opony na zimowe. Hahahehehehłehłe jaki oryginalny żarcik. Zjazd po tym śniegu był łatwiejszy, mimo slalomu między turystami. Tutaj było spoko, schodzili mi z drogi dokładnie tak jak chciałem, chyba telepatycznie ich na szlaku rozstawiałem. Cuda zaczęły się niżej, robiło się później i w góry napłynęło to co najgorsze. Nierozgarnięte tłumy z psami, pieskami, psinkami, pieseczkami. Oczywiście wszystko luzem. O ile jeszcze właściciele psów są na tyle świadomi, że łapią je/zapinają w smycz jeśli widzą rowerzystę, grzeszą tym puszczaniem luzem ale im można im jeszcze wybaczyć. Najgorsi są jak zawsze właściciele tych takich śmiesznych pchlarzy, tych wyrobów psupodobnych latających jak poje*ane po całym szlaku ku uciesze swoich właścicieli którzy ciesząc się razem z pieskiem kiedyś wpadną mi pod koło. Najlepsza była paniusia ze swoim uroczym yorkusiem (to nazywają psem?), już z daleka widziałem reakcję na mój widok, już myślałem że stanie się cud i złapie to coś na łapach, ale nie, skończyło się na komendach "czekaj piesku". Jakże żałuję, że nie udało się dokonać szprychami uboju rytualnego na tym kundlu. Już kiedyś byłem bliski tego gdy na DDRze podobna paniusia szła z czymś takim ino trochę większym. Zapiszczał, ale między szprychy nie wpadł. A paniusia chyba popuściła. Właściwie to nie wiem czemu się tak rozpisałem.


Tak szybko kończąc, opiszę jedno zdarzenie po którym szlag mnie trafił i krew nagła zalała. Zjeżdżając na odcinku między osadą co się chyba zwie Tonowice a Michałkową/Młyńską po jednej stronie są skały i taki dość ostry zakręt w którym przez owe skały nie widać co jest dalej w zakręcie.Sama droga ma szerokość samochodu i miejsca na rower. Zjeżdżając widzę, że jest tam dużo piachu więc stwierdziłem, że jednak zwolnię i z prawie zerową prędkością przejadę ten zakręt. I to jedna z lepszych decyzji w moim rowerowym życiu. Gdybym pojechał tam z normalną prędkością wydupiłbym w wesołą rodzinkę idącą całą szerokością jezdni, od pobocza do pobocza. Młodzi rodzice z wózkiem, dziadki, wszyscy oni równie głupi i w dodatku rozmnażają się. Jechałem rowerem, mogłem trzepnąć jedną osobę, może dwie, a gdyby jechał samochód? Nawet gdyby miał te 30 km/h, ile było czasu na reakcję? Koło sekundy? W sekundę to nawet sportowcom nie staje:) Gdybając dalej, teraz w górach jeździ mnóstwo niemiejscowych tablic, a w dodatku kierowcy mogą być w różnym stanie... Byłby temat dnia dla hiena24. Nie lubię przemocy, ale ustawiłbym ich w rządku i lał po pysku do oprzytomnienia.

Tu gdzieś powinny być zdjęcia kotów.

Jak ktoś doszedł do tego miejsca to podziwiam. Pozytywnie kończąc przy tamie spotkałem duży rodzinny peleton, z 10 osób jak nie więcej. Szok, zamiast pojechać blachosmrodem wsiedli na rowery. To było bardzo pocieszające :)


Kotek
coś dzisiaj chciałem z kotami zrobić... © cremaster Kotek
...ale nie wypaliło bo to koty © cremaster

A tu gdzieś jest mapa i dupa nie ma, link wylądował gdzieś tekście. W dodatku cały tekst jest jednym ciągiem, super.



o super teraz jest, jakie to wszystko teraz łatwe

Przez te zmiany przypomniał mi się pewien filmik (tu ma być co z youtube ale oczywiście i ta opcja nie działa tak jak powinna).

ps Zapomniałem o najlepszym i jedynym co ważne w dzisiejszym dniu. 26 grudnia, rowerem na Wielką Sowę w krótkich spodenkach. Nananana, musiałem to napisać mimo, że zimnolubne ssaki mogą tego nie przeżyć ;)