Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Radzio ze Świdnicy. Mam przejechane 13998.20 kilometrów w tym trochę w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.74 km/h i kot się z tego śmieje.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cremaster.bikestats.pl
Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:6154.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:367:02
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:63185 m
Liczba aktywności:94
Średnio na aktywność:65.48 km i 3h 54m
Więcej statystyk
  • DST 61.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 15.12km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 1016m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wywiało mnie na Walimską

Niedziela, 15 grudnia 2013 · dodano: 15.12.2013 | Komentarze 2

Dziś miało być lajtowo. Miało. Góry dziś dawały wyraźne znaki, że nie chcą rowerzystów.
Chmury nad górami to zawsze zły znak © cremaster

W Świdnicy i parę kilometrów za nią było całkiem spokojnie. Tym razem na Przełęcz Walimską jechałem przez Rościszów. Niedaleko gór zaczęło mocno wiać. Luzik się skończył, ale to nic dla moich nóg. One świetnie zaczynają ciągnąć, szkoda że to zima...
W Rościszowie na końcu kostki było całkiem wesoło. Przód jechał w inną stronę, tył w inną. Taka sytuacja :)
Na którymś przystanku tłum podnieconych na mój widok babć. Jakoś tak mam, że jarają się mną bardzo bardzo młode, albo bardzo stare. A te z targetu to tak sobie, żeby nie napisać że wcale :D
Pomnik poległych w I wś Rościszów © cremaster

Na Przełęczy kilka samochodów co trochę mnie zaskoczyło. Nadal ślisko, ale jakby trochę lepiej się zrobiło. Może pogoda pozwoli na grudniową Sowę?
Zjazd zielonym do czerwonego i kurs na Lutomię. Trochę błota, trochę lodu ale głównie twarda dobrze zmrożona nawierzchnia, miodzio.
Zielono mi © cremaster

Jak ostatnio tu byłem to te tabliczki były tylko na mapie © cremaster

Pomnik ku czci nadburmistrza Świdnicy Rudolfa Thiele © cremaster

Ruiny kościoła ewangalickiego w Lutomii i piękno segregacji © cremaster

Z Lutomii dalej czerwonym, potem przez łąki do żółtego.
I tu parę spraw. Początek strasznie śliski, stromo a w dodatku wmordewind i to nie byle jaki. I ja to podjechałem zaskakując samego siebie. Gdy byłem już wyżej ujrzałem widok piękny, aczkolwiek biorąc pod uwagę ile jeszcze pagórków do podjechania to wcale nie było mi wesoło. I ten wiatr...
Przez góry przewalają się ciężkie chmury, na żywo widok znacznie ciekawszy © cremaster

Chmury połykały kolejne szczyty, spływały po zboczach do dolin. Bajka. Rano ICM nie przepowiadał załamania pogody, gdy wróciłem do domu okazało się że już to widzi:) I jak tu nie kochać gór?
Pamiątka po Ksawerym, w Michałkowej jest taka sama © cremaster

Kawałek dalej wciąż na łąkach nad Lutomią trzy zielone terenówki i grubi faceci w śmiesznych czapkach urządzili sobie strzelaninę w lesie. Miałem trochę stracha bo kask mam biały i jadąc gdzieś przez krzaki taki grubas mógłby pomyśleć że to tyłek sarny. Chyba nie ja jeden miałem obawy bo w lesie mnóstwo ludzi. Najpierw spora grupka takich raczej ogarniętych górzyście na ogniskowała się na drodze, potem dwóch starszych prowadziło swoje bialutkie mtbki pod górę, trochę niżej niedzielny folklor z pieskiem na rękach. Sielanka gdyby nie ten ołów w powietrzu.
Wyjeżdżając z lasu byłem szczęśliwy bo teraz wiatr będzie mnie brał od tyłu. Na smarknięcie od Świdnicy fajne się skończyło, pod tyłkiem miękko-kapeć w tylnym kole. Nie zaglądałem jeszcze do opony, po ostatnim kapciu postanowiłem jednak nie wymieniać dętki tylko ją załatać. Chciałem przetestować łatki, teraz się okaże czy to łatka puściła czy nowa dziurencja.

Niezidentyfikowany ptaszek, nie znam się na ptaszkach © cremaster

Chciałem zaciągnąć rady u specjalisty, ale odparł tylko"daj spać człowieku, ja whiskas jadam" © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 71.00km
  • Czas 04:27
  • VAVG 15.96km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 1014m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Walim na żądanie

Piątek, 13 grudnia 2013 · dodano: 13.12.2013 | Komentarze 3

Ostatnio było dobrze, ale nie aż tak dobrze żeby nie mogło być lepiej. Czułem niedosyt. A na niedosyt najlepsze są Grządki!

Początek nie wróżył sukcesu. Już na samym początku Michałkowej jeszcze przy jeziorze niczym grom z tego bezchmurnego nieba trafiła mnie myśl, że to niepoważne jeździć po górach w połowie grudnia. I kolejna myśl żeby może zawrócić w stronę Dziećmorowic, strzelić te czterdzieści parę kilometrów i styknie. A potem może ktoś czytając to powie "łał, tyle to nawet nie chce mi się po pokoju jeździć". No to będzie niepoważnie.

Spragniony ostrych podjazdów pojechałem w lewo górą przez Michałkową, do niedawna jeździłem tylko w prawo, dołem, ale od pewnego czasu na dole psy chcą mnie pogonić razem z budą więc teraz tylko górą jeżdżę. I świetny tam jest podjazd z maksymalnymi 18%. Zabawa przednia.
cieniutka warstewka chmur oddzielająca zimno na dole od ciepła na górze © cremaster

Ślęża © cremaster

a obok Ślęży widać wystające z mgiełki Wrocławskie Kształty Falliczne(Wrocław powinien być miastem partnerskim Rzeszowa) © cremaster

Widać Wrocław, nieźle. Ale to nie wszystko.
To coś ma linii horyzontu to najprawdopodobniej Elektrownia Opole, dokładnie 100 km w linii prostej © cremaster

Dalej wio na Przełęcz Walimską przez Glinno, taki mój standard, ale lubię i wciąż mi się nie nudzi.
Na Przełeczy jest gdzie posiedzieć © cremaster

Na Sowę raczej się nie wjedzie, chyba że z kolcami.
Przypadkiem odkryłem dlaczego jest tam tak ślisko* © cremaster

*gratis profesjonalne obuwie kolarskie Najek Nieździerajek SPD KGB EKG ze wstawkami z włókna węglowego i kevlarowymi nićmi.

Nic po mnie na przełęczy więc spróbowałem zjechać niebieskim szlakiem i udało się, przejezdny był. Myślałem, że jeśli nie pierwszy tamtędy zimą zjeżdżam to chociaż w doborowym towarzystwie świetnych bajkerów. Hmm, cieniutki slick odciśnięty w błocie jawnie zdemotywował mnie. Albo jakiś miejscowy jechał po krowy, albo jakiś totalny szalony wariat.
Śnieg tak twardy, że gdybym miał opony 2 cale z hakiem i 50 kg wagi to nie byłoby śladu © cremaster

Nieźle się jeździ na 36 calowych koliskach © cremaster

Śnieżka to raptem 50 km © cremaster

Świdnica, trochę na lewo od środka gdy się przyjrzy widać McDonalda © cremaster

Po niebieskim szlaku chwila zastanowienia co robić dalej. Wciąż nie byłem nasycony, miałem mnóstwo czasu więc pomknąłem zaliczyć Grządki.
Podchmurny Walim i domki wijące się w górę czyli... © cremaster

...Grządki © cremaster

Tam już pełne zaspokojenie w jeździe pod górę. Planowałem zjazd czarnym szlakiem przez kompleks Włodarz, ale już nie chciało mi się jechać w niepewny teren. W ten sposób pierwszy raz zjechałem przez Sierpnicę. O ile do tej pory drogi nie były śliskie, tak zjazd tam fragmentami to była figurowa jazda na lodzie. Ale wszyscy wrócili cali i zdrowi. Tylko po tym zjeździe dodatkowo pod wiatr czułem się jakiś taki malutki.
Najfajniejsza (po Sowie) góra świata Ruprechtický špičák © cremaster

Mniej więcej tyle daje mi jazda po górach © cremaster

Na koniec mały żarcik zamiast kota :)
Oczywiście jak zawsze o tej porze roku na trasie Walim-Sierpnica zalega śnieg, nawet gdy wokół go już prawie nie ma © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 56.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 17.23km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 753m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Któryś tam raz na Walimskiej Przełeczy

Środa, 11 grudnia 2013 · dodano: 11.12.2013 | Komentarze 2

Myślałem, że rozwód z rowerem będzie dłuższy a tu nagle zima się skończyła. W ten sposób wszystkie ambitne plany treningowe poszły w niepamięć, trza jeździć:) Miałem w tym wpisie wykpić sobie coś stukając w klawiaturę w rytm punkowej wersji "O Ela" wykonanej przez Janusza Radka, ale tak naćpałem się podjazdominą że już mi wszystko jedno i drugie:) Byłem na ostrym głodzie górotykowym.
Hehehe niczym Żyła w reklamie.
Create Yourself © cremaster

Zakładałem sobie na dziś sprawdzenie czy po Ksawerym Wielka Sowa dalej jest na swoim miejscu.
Jest © cremaster

Próbowałem wjechać, ale jechać się nie dało. Trasa była pokryta dziwną substancją, coś pomiędzy wodą, śniegiem i lodem, albo tym wszystkim w jednym.
Przełecz Walimska © cremaster

Plan B zakładał wspinaczkę na Grządki, ale zamoczyłem buty na przełeczy i trochę lipa była, więc poturlałem się powoli w dół do Rościszowa. Po wyjeździe na okropne płaskie tereny okazało się że mocno zawiewa z boku, a gdy mijająca mnie z naprzeciwka ciężarówka prawie zrzuciła mnie z roweru to wprowadziłem Plan G czyli jazdę miejscami o których nikt nie wie gdzie są.
Eurovelo R9 na odcinku Zadupie-Zadupie. © cremaster

Można powiedzieć, że dzisiejszy wyjazd bez większej historii. Żadnych kotów na wioskach, za to mnóstwo szczekającego EPO dopingującego do szybszej jazdy... Możliwe, że duża ilość drugiego wpłynęła na brak pierwszego. A, no tak. Rano na rondzie patrzę, że kierowca nie patrzy. Chyba przysnął po nocce. Gdy się ocknął to hamulec w podłogę. Ale rowerzysta patrzył, kierowca jadący za śpiochem patrzył, więc obyło się bez ofiar. Potem wracając zakręt w prawo, z naprzeciwka jedzie samochód, a z tyłu słyszę że ktoś nie odpuszcza i chce mnie wyprzedzić więc będzie gorąco. Palce na hamulec, lekko na pobocze i mija mnie na milimetry... karawan. Kurde, może dostałbym zniżkę na swój pogrzeb.

Na koniec coś pozytywnego :)
Wesoły Przystanek © cremaster

I coś co powinno być na początku.
Słońce wyłazi zza złej góry © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 53.00km
  • Czas 03:26
  • VAVG 15.44km/h
  • VMAX 29.90km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zimowa Przełęcz Walimska

Środa, 27 listopada 2013 · dodano: 27.11.2013 | Komentarze 9

Oj no, trudno mi się pogodzić z zimą. Uznajmy więc, że byłem w pełni świadomy w co się pakuję. Przecież po pokoju jeździć nie będę ;)
Dobra Wajperka to i po lodzie pójdzie © cremaster

Pod duże procenty po śniegu też da radę © cremaster

Nawet było ładnie, oby w lutym to się skończyło © cremaster

Przełecz taka pusta © cremaster

A zjazd taki śliski.
Pedał taki twardy.
Piszczel taki bolący.
Śnieżka taka śnieżna © cremaster

Sadełko takie grzejące. © cremaster

futerko znaczy się © cremaster
Kategoria 50-100 km


  • DST 54.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 13.39km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Daisy, Zamek Książ i jego Stary

Sobota, 23 listopada 2013 · dodano: 23.11.2013 | Komentarze 7

Dziś coś innego, tylko trochę z górami wspólnego. Początek to zwykły plagiat, oj tam oj tam ;) Z Witoszowa czerwonym do niebiesko-żółtego przy dźwięku crossowych motocykli które śmigały tam. Przynajmniej przegonili dziki które pewnie tam wpadają na wyżerkę. Trochę pochrzaniłem trasę w lesie, pojeździłem po końskich kupach, potem zawróciłem by znowu po kupach sobie pojeździć, aż trafiłem na właściwą drogę z tropami rowerowych opon. Udało się.
Jeziorko Daisy © cremaster

Z przyjemnością wlazłem na pięterko © cremaster

Kolejna ruinka © cremaster

i kolejna penetracja, ale schodów już brak © cremaster

Za jeziorkiem dalej trzymałem się żółto-niebieskiego aż do Wałbrzycha
niskie i kuszące :D © cremaster

Po drodze miałem doborowe towarzystwo.
Czereśnia © cremaster

Doborowa © cremaster

Potem atak z powietrza
Gęsi © cremaster

Nawet przelot emigracji nie zatrzymał mnie przed dotarciem do jednego z celów.
Stadnina Ogierów Ksiaż © cremaster

Brama w parku © cremaster

Brama do Zamku Książ © cremaster

Zamek Książ © cremaster

Brama do Zamku Książ © cremaster

Na początku pomalowano tak zamek, potem nasze blokowiska... © cremaster

Mało ludzi dziś na zamku, wszystkiemu winny ten zgniły wyż.
Po Książu czas na kolejny cel, najpierw czerwonym szlakiem, potem zielonym. Trzeba mieć na poważnie coś z głową żeby pchać się tam z rowerem. To już kiedyś zapowiedziałem podczas pieszej wizyty tam i nie spotkało się to ze specjalnym aplauzem towarzyszki wędrówki. Teraz już wiem dlaczego, ale i tak warto było. Warto żeby przejechać się czymś takim:
Z prawej ściana, z lewej przepaść, a środkiem po liściach jedzie rowerzysta z lękiem wysokości. Adrenaliny masa:D © cremaster

i zrobić to zdjęcie
Zamek książ © cremaster

Potem już tylko stroma wspinaczka prowadząc rower, wnosząc rower i tak na zmianę. Głupota jednym słowem :D Aż dotarłem do celu.
Stary Książ © cremaster

Zdjęcie wykonałem z miejsca gdzie zrobione było pierwsze "pocztówkowe" zdjęcie Książa. Paradoks jest taki, że turyści przewijający się przez tamto miejsce namiętnie robili zdjęcia tylko tego właściwego Książa, kompletnie olewając Starego którego można jesienią stamtąd zobaczyć. Nie kumam.
Stary Książ © cremaster

Z Książa zjazd do Świebodzic, na Ciernie i stamtąd węglową drogą dalej ku przygodzie. Ciekawa trasa, pierwotnie prowadziła z Wałbrzycha do Malczyc i wożono tamtędy węgiel zanim wybudowano kolej. Nie wiem ile jej się zachowało, ale można tamtędy dojechać ze Świebodzic do Żarowa.
Węglowa droga © cremaster

Coś dla miłośników kolei:)
Śnieżka leci do Warszawy © cremaster

Piaskownica w Nowym Jaworowie © cremaster

Warunki robiły się coraz gorsze, mżawkodeszcz atakował więc postanowiłem w tym miejscu zakończyć trasę uciekając szybko do Świdnicy. Nie dojechałem chyba nawet do połowy zaplanowanej trasy, a jeszcze po głowie chodziły mi pomysły żeby pojechać coś więcej. Co mi tam w głowie siedziało to nie ważne.
A na koniec najlepsze.
Zamkowy kot nie omieszkał się poczochrać do zdjęcia © cremaster


Zamkowe koty i fajny szorstki murek © cremaster

Kategoria 50-100 km


  • DST 70.50km
  • Czas 04:20
  • VAVG 16.27km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Podjazdy 1188m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewające Sowie

Czwartek, 21 listopada 2013 · dodano: 21.11.2013 | Komentarze 0

Pogody lepszej przez kilka miesięcy nie będzie więc trzeba jeździć w takiej jaka jest. Wcale to nie pomaga mi, ostatnio mam problem z mobilizacją. Budzik na 4:30, rzut okiem za okno - mokro coś. Wróciłem do łóżka z myślą o dalszym spaniu, pięć minut i myśl o tym, że nasi piłkarze może podobnie budzą się rano i zamiast iść na trening śpią sobie dalej? No to pojechałem na fajne podjazdy. Najpierw Grządki z Walimia, a potem coś jeszcze bo nogi podawały że hej!
Lubachowska tama w ciemnościach wraz ze szlakiem dla niebieskich strusi © cremaster

W ciemnościach spotkałem zajca, wilk był zajęty niuchaniem parę kilometrów dalej, trzy koty z czego dwa zwiały, a jeden przebiegł drogę i spotkaliśmy się na zakręcie. Chciał się zaprzyjaźnić ale miejsce było niezbyt. Niezwykle uroczej lochy nie spotkałem :D

Dzień pod znakiem mgieł, zgnilizna przejęła władzę.
Walim na żądanie © cremaster

Grządki przeleciałem nawet nie wiem kiedy tak mi się świetnie jechało. Nie mogłem zmarnować tej radości w nogach więc...
spłaszczone 28% © cremaster

Podjazd który darzę wielkim szacunkiem, wiele lat temu chciał mnie dobić na wycieczce szkolnej. Długa historia i niezbyt mądra, ale wszyscy przeżyli bo wtedy jeszcze nie było pejsbuka. Chciałbym napisać, że podjechałem z palcem w nosie. W sumie mógłbym nawet dwa sobie włożyć bo i tak z rozpaczliwie łapałem powietrze ustami. Noty za styl niskie, ale podjechane:) Właściwie to nie miałem wielkiego wyboru, z moim lękiem wysokości nie zjechałbym tego więc musiałem jechać przed siebie ;)
Schronisko Orzeł © cremaster

Tutaj na zgrupowania przyjeżdża nasza reprezentacja trenować przed meczami. Przez zerową widoczność nie dało uchwycić specyfiki tego boiska, a w szczególności jego lewej strony. Występuje tam specyficzna odmiana prawa Pascala
Kto wykopuje ten piłkę odkupuje bo i tak nie znajdzie gdzieś tam w dolinie © cremaster

Schronisko Sowa czyli kolejny akt w dramacie pod tytułem "Wycieczka szkolna i nauczyciel co zna się na mapie". Ale schronisko było ok i fajne terenówki mają © cremaster

I tak trochę wspominając dawne czasy dojechałem na szczyt i chciałem wciąż więcej, ale brakło mi pomysłu albo wyższych gór.
Wielki Kot paczy. wielkasowa.eu © cremaster

Na szczycie pusto. Kota brakło, nawoływałem ale gdzieś się w ciepłym zaszył. Jedynie spotkałem duży ślad po koniu, ale tego nie fotografowałem :D
Miska wielkosowiego kotka:) © cremaster

lodzik © cremaster

wake my up in July © cremaster

Zjazd był cudowny. Fioletowym do Walimskiej Przełęczy i dalej do Rościszowa bo chciałem sobie fajnie zjechać z dużymi prędkościami i ostrymi dohamowaniami do serpentyn. Tyle w teorii, w praktyce okazało się że z tej strony Sowy jest tak zajebista mgła, że siusiaczka widać. A właściwie nie widać, co jest fajną sprawą gdy na krzakach nie ma już liści haha:). Tak na poważniej to przez mgłę samą w sobie mało było widać, a przez ilość wody na okularach to już tyle co nic. Masakra. Ale i tak było warto się ruszyć z łóżka, co było znacznie trudniejsze niż dzisiejsza trasa.


  • DST 65.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 17.11km/h
  • VMAX 39.50km/h
  • Podjazdy 1081m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy śnieg

Piątek, 15 listopada 2013 · dodano: 15.11.2013 | Komentarze 7

Dzisiejszy wypad na Wielką Sowę sponsorowany jest przez wodę we wszystkich stanach skupienia. Już na początku złapał mnie deszcz, przesiedziałem ponad pół godziny na przystanku marudząc pod nosem że minusem jeżdżenia samotnie są takie chwile gdy kompletnie nie ma co robić i trzeba czekać. Ogólna mglisto-deszczowa zgnilizna kończyła się gdzieś za Michałkową. Im wyżej to przyjemniej, nawet mgła ładniejsza. Mniejsza z tym, specjalnie nie będę dziś wrzucał mglistych zdjęć i nic już więcej nie napiszę o niej.
no to zima © cremaster

Już kawałek za Przełęczą Walimską pojawiał się śnieg, na pocieszenie dla tych co nie lubią zimy dodam że śnieg śniegiem, a błoto dalej błotem. Czyli to dopiero nieśmiałe zimowe zaloty.
Wieża © cremaster

Na szczycie było pusto, miałem po fotce wieży spadać w dół, ale oglądam się za siebie i jest. Moje małe marzenie wysłuchało moich ostatnich maru dzeń i spełniło się.
zima już się zbliża, a ja kota miziam se © cremaster

Właściwie to powinienem na początku napisać ostrzeżenie, że z 39 zdjęć jakie dzisiaj zrobiłem 24 to zdjęcia kota:3
Idealnie dopasowani © cremaster

Na koniec wrócę do spraw warsztatowych. Ostatnio złapałem kapcia, nic szczególnego. Przy ściąganiu koła zauważyłem coś jeszcze. Pękła mi szprycha w tylnym kole i to po złej stronie. Jak tego mogłem nie zauważyć? Ba, gdybym nie majstrował z tylnym kole to pewnie dojeździłbym tak do wiosny. Gdy zacząłem jeździć w ciemnościach, założyłem na szprychy takie beznadziejne odblaski co na dwóch szprychach się trzymają. I pech chciał że ta co pękła była jedną od odblasku i tak się trzymała na odblasku. Przedostatnio najechałem na kamień, coś głośno trzasło z tyłu. Zatrzymałem się, pooglądałem, wszystko się trzymało, nic nie latało to stwierdziłem że kamień musiał mieć bardzo dobrą akustykę. A tu jednak szprycha trzasła. Tak Wajperka wylądowała u doktora, pierwszy raz obcy facet ją dotykał :/
Wajperka © cremaster



  • DST 96.50km
  • Czas 05:34
  • VAVG 17.34km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Podjazdy 1494m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dynamit Nobel A.G. Miłków

Niedziela, 10 listopada 2013 · dodano: 10.11.2013 | Komentarze 2

Góry Sowie to nie tylko świetne trasy rowerowe. To też smutna historia czasów sprzed siedemdziesięciu lat, ale także miejsce pełne tajemnic i teorii spiskowych.

Jeszcze jakiś czas temu słowa listopad, góry, rower, setka kilometrów brzmiały dla mnie jak szaleństwo. No to szalejemy :)

Czarny kot w ciemnościach chwilę po wyjeździe z domu. To dobry znak.
szatan na płocie, znajomy ale wciąż nieufny © cremaster

Było tak pusto, że z przyjemnością trochę zboczyłem z trasy jeszcze w Świdnicy.
Świdnica © cremaster

Trasa przede mną długa, ale nie odmówiłem sobie wizyty na Wielkiej Sowie :) skoro już byłem w pobliżu...
autor zdjęcia chyba jeszcze spał © cremaster

witam w naszym świecie:) © cremaster

Z Sowy zjazd zielonym do czerwonego rowerowego prowadzącego na Kozie Siodło. Przynajmniej tak z mapy wynika bo próżno tam oznaczeń szukać;) Z Koziego Zieloną ekspresówką w stronę Sokolca/Jugowa.
z czasem ekspresówka przechodzi w gierkówkę © cremaster

mniam © cremaster

Później coś pochrzaniłem w zaplanowanej trasie więc asfaltem podjechałem do celu wycieczki. Fabryka materiałów wybuchowych Dynamit Nobel A.G. Miłków przyciągnęła najbardziej absurdalną teorią na temat cudownej broni Hitlera. Zachowała się tam budowla zwana "Muchołapką". Czym ona miała być? Spotkałem się z dwiema teoriami. Miał być to element projektu "die Glocke" czyli pozyskaniu jakiejś tam cudownej energii z niczego, bądź lądowisko dla latających spodków(taka genialna technologia a podwozia brak?". Nie chce mi się nad tym rozpisywać, ale super tajny projekt postawiony na środku fabryki materiałów wybuchowych w górach pełnych wywierconych tunelów, tak to ma sens. Więc czym była muchołapka? Chłodnią kominową, zachowała się jej betonowa podstawa.
Muchołapka ;) © cremaster

Dzisiaj na terenie fabryki funkcjonuje małe muzeum z paroma pojazdami wojskowymi, wszystko oparte na micie muchołapki. Zarabianie na mitach to nic nowego, ale rozbawił mnie baner z muchołapką i bardzo oryginalną nazwą muzeum - RIESE.
Die Wunderwaffe © cremaster

Nie tylko muchołapka jest tam atrakcją, skrywają się tam jeszcze inne, ciekawsze miejsca. Kręcąc się tam odkryłem coś jeszcze. Coś czego jeszcze nikt nie opisał w związku z tym miejscem.
Die Wunderkatze © cremaster

Mam nadzieję, że nikt mnie nie skrzywdzi za to, że trochę pomyliłem się i jeździłem nie tam gdzie powinienem, a gdzie można dosyć nie miło zakończyć podróż.
i było tam więcej takich miejsc © cremaster

Dynamit Nobel A.G. © cremaster

Bocznica kolejowa Miłków © cremaster

Ruiny elektrowni © cremaster

Gdy z powrotem odnalazłem się pojechałem obejrzeć bunkry-magazyny.
o dziurki © cremaster

żadnej dziurce nie odpuszczę :D © cremaster

hmm, a co tu mamy? © cremaster

o wejście © cremaster

ciekawe © cremaster

no i w środku © cremaster

Kręcąc się po wnętrzach jedno mnie zaskoczyło. Daty wypisywane na ścianach były sprzed dziesięciu, dwudziestu lat. Dzisiaj już nikt się tam nie kręci czy nie podpisuje się?

Powrót dłużył się, ale w Jedlinie Zdrój los postanowił urozmaicić mi podróż. Złapałem pierwszego w historii kapcia! Dętka(schwalbe) z przebiegiem 1300 km zaczęła przepuszczać wiatr, bywa, nikt nie mówił że w górach będzie łatwo. Tylne koło, w pupę jego... Nic, dopompowałem i dało się jechać więc całe szczęście nie musiałem się bawić w zdejmowanie koła itd. I tak doczłapałem się 20 km zatrzymując się trzy razy na dopompowanie. Nie zaglądałem jeszcze co się z dętką stało. Najlepsze w tym jest to, że śpię z moją rowerką, teraz spogląda zza moich pleców na to co piszę i nagle zawał. Dętka zrobiła bum i psssssss... Rower mi pierdnął. Także już wiem, że mam dziurawą dętkę :D

Rok nam się kończy, za jakiś czas będzie trzeba wybrać czy ZUS czy OFE. Jako wybitny ekońomista postanowiłem udzielić porady co wybrać.
Emerytura w ZUS © cremaster

Emerytura w OFE © cremaster

A w Lubachowie tłusty, stary wieprz w Lexusie zajechał mi drogę. Żeby chociaż zamigał, że w lewo skręca...

A może to wszystko jednak prawda? Przecież na filmie widziałem bazę trzeciej rzeszy na księżycu ;)

  • DST 66.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 1054m
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sówka Muflonówka

Wtorek, 5 listopada 2013 · dodano: 05.11.2013 | Komentarze 2

Nowy miesiąc, stara trasa. Jakoś niespecjalnie się czułem i wjechałem banalnym fioletowo-zielonkawym zamiast planowanego czegoś z Sokolej Przełęczy. Po drodze myślałem jak tu urozmaicić wpis żeby nie było nudno. I urozmaiciło się samo.
Dwugłowy muflon zszedł na ziemię, powiedział "tędy nie przejedziesz, tędy jeżdżą lenie" © cremaster

Nie ukrywam, lubię muflony. To moje drugie spotkanie z nimi, pierwsze było pod Starym Książem, teraz wreszcie w górach. Fajnie, ale jednak chciałem tamtędy przejechać, ale również nie chciałem ich płoszyć. Wycofałem się, a one jeszcze dłuższą chwilę się tam pokręciły po czym zeszły trochę niżej.
Muflony:) © cremaster

Na szczycie pusto, przetoczyła się (i to dosłownie) jakaś grupka niedzielnych z psem na luzie. Jacyś dziwni byli, niedzielni we wtorek?
grzybek © cremaster

Zapomniałem dodać, że start o 5:30, miało być wcześniej, ale na radarze pogodowym nie fajnie wyglądało. I tak dopadł mnie mały deszczyk.
sowiście © cremaster

Ślęża, po lewej przyjemne Kiełczyńskie, po prawej Sradunia(też przyjemna) © cremaster

Wracając tą samą trasą widoki były te same.
Muflony © cremaster

Trochę zmarzłem zjeżdżając, w Michałkowej spotkałem fajnego puszystego kota, mówię do niego "kici, kici, zrobię z Ciebie rękawiczki" a ten uciekł w podskokach. Wziął to dosłownie, także dzisiaj kota niet. Pod domem oczywiście przywitał mnie kot ale to się nie liczy;) Na koniec kota nie ma, ale będzie zaniżanie poziomu.
Wiatr złamał brzozę i poleciał dalej, interesujące... © cremaster

W okolicach tamy w Lubachowie namalowano znaki poziome.
Znak 75B © cremaster



  • DST 78.50km
  • Czas 04:22
  • VAVG 17.98km/h
  • Sprzęt Wajperka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sucha manipulacja

Środa, 30 października 2013 · dodano: 30.10.2013 | Komentarze 2

Wreszcie wiater nie dymo :)
Nie ma nic gorszego niż za długie spanie więc na trasie wylądowałem o 5:30, odbiło mi kompletnie :)

Wypad w Góry Suchy, chociaż w Głuszycy zacząłem wątpić widząc ciemne chmury na Suchymi, rozważałem ucieczkę na Sowę. Ale ostatecznie postanowiłem zaryzykować i wróciłem suchy jak góry.

Nie tylko suchy, ale też zmanipulowany! Plan zakładał zahaczenie Skalnych Bram i dalej zielonym albo jakimś do Andrzejówki a potem dalej. Zaczęło się świetnie, pojawiły się oznaczenia czarnego szlaku, na początku października jeszcze ich nie było. Jadę prowadzony jakby za rękę, pięknie plakietki wskazują drogę. Tylko zaczynam się jakoś dziwnie czuć, coś nie kojarzę trasy. Ale nic, jadę dalej, przecież ciągle są oznaczenia, nie zgubiłem się. Nachodzi mnie uczucie, że jestem jak wyznawca pewnego zamachu, robi się coraz bardziej absurdalnie, ale dalej w to wierzę. Tylko gdy zamiast wyczekiwanego ostrego podjazdu do Bram robi się ostro ale w dół to nie jest już fajnie. Ale świeżutkie oznaczenia są dalej:) Stwierdziłem, że pojadę dalej i zobaczę o co tu się rozchodzi. No i wyjechałem w Trzech Strugach na niebieskim szlaku... Zwątpiłem, cofnąłem się parę metrów do tyłu i na drzewie jest czarny rowerowy. Przyglądałem się pod różnymi kątami i dalej był czarny(czasem mylą mi się niebieski z zielonym, oj tam, oj tam, to wina farby:D). Zresztą, tam według map nie ma żadnego szlaku. W sumie nic się nie stało, niebieskim podjechałem sobie, potem narciarskim,następnie bliżej nieokreślonym i tak pod Waligórą wylądowałem.
takie dziś widoki © cremaster

Przy ruinach schroniska włączył się we mnie instynkt odkrywcy-penetratora i połaziłem sobie między jego resztkami.
Ruiny schroniska na Waligórze © cremaster

Aż wreszcie zdobyłem kolejny szczyt i zrobiłem najbardziej oklepaną fotę wśród bajkstatsowiczów z tego rejonu (po wieży na Sowie) ;)
jak na nią patrzę to mam ochotę na jeszcze raz © cremaster

Z Waligóry szybko do Andrzejówki, czas niezły więc żółtą sympatyczną singielką poleciałem dalej.
jeździłbym cały dzień © cremaster

Aż do Zamku Radosno
Radosno mi:) © cremaster

Potem powrót do Andrzejówki i sru do domu drogami. W Zagórzu kurier UPS chciał żebym zszedł. Stał na podporządkowanej od strony jeziora, trochę wystawił się ale to żaden problem. Tylko, że gdy już prawie przed maską mu przejeżdżałem nagle widzę że ruszył. Zdążyłem tylko pomyśleć że kurier mnie zabił, ale okazało się że postanowił trochę cofnąć, a że było z górki to sturlał się trochę...Potem cała drogę rozmyślałem czy w ten weekend siadać na rower czy lepiej odpuścić.
a rano laserowy pomiar prędkości © cremaster

Mapka o dokładności jak stąd do tamtąd.